Postaw mi kawę na buycoffee.to

Jeśli podoba Ci się to co robimy i chciałbyś nam dać o tym znać, możesz po prostu postawić nam kawę. Będzie nam miło. Poczujemy się lepiej i zmotywuje nas to do dalszego pisania.

Z sercem na dłoni.

W tym roku minęło 10 lat od ukazania się płyty „Dýrð í dauðaþögn” (ang. „Into The Silence”, 2012; recenzja TUTAJ) wydawniczego debiutu islandzkiego singer-songwritera Ásgeira. W tym czasie oprócz wspomnianej płyty muzyk wydał kilka albumów: „Afterglow” (2017; recenzja TUTAJ), „Bury the Moon” (ang. „Sátt”, 2020; recenzja TUTAJ) i „The Sky Is Painted Gray Today” (2021; recenzja TUTAJ).

28 października 2022 roku Ásgeir wydał swój najnowszy longplay pod tytułem „Time On My Hands”, za pośrednictwem wytwórni One Little Independent Records. Materiał na płytę został nagrany w Studio Hljóðrit we współpracy z producentem Guðmundurem Kristinnem Jónssonem. Ásgeir samodzielnie zagrał na większości instrumentów. Ale do nagrań zaprosił również perkusistów Nils Törnqvist i Kristinn Snær Agnarson, trio dęte w składzie Samúel Jón Samúelsson, Kjartan Hákonarson i Óskar Guðjónsson, oraz Pétur Bena, który zagrał na gitarze.

W wywiadzie dla magazynu NME artysta mówił o tym, że jego najnowszy krążek pokazuje inny sposób myślenia i podejścia do kompozycji niż miało to miejsce na poprzedniej płycie. Wyjaśnił, że zawsze łączył świat dźwięków akustycznych z elektronicznymi, i o ile na ostatnim albumie przeważała akustyka, o tyle więcej przestrzeni na obecnej płycie zajmuje elektronika. Być może dla niektórych zabrzmiało ekscentrycznie, ale od razu Was uspokoję, jest bardzo dobrze. Syntetyczne brzmienia syntezatorów i elektroniki wzbogaciły dobrze nam znaną formułę i wniosły duży powiew świeżości do muzyki Islandczyka, wzniosły ją na wyższy poziom. Dodatkowo tym razem Ásgeir zdecydował się również oddać większą kontrolę nad produkcją swojego materiału komuś innemu – wspomnianemu producentowi Guðmundurowi. Dzięki temu nie musiał poświęcać swojego czasu i energii na rejestrację i produkcję muzyki. Mógł za to całkowicie skupić się nad komponowaniem piosenek i doskonaleniu własnego singer-songwriteringu. Artysta przyznaje, że na atmosferę i brzmienie albumu Time On My Hands” wpłynęła również pandemia koronawirusa. Miał wtedy więcej czasu na refleksje i przemyślenia na temat różnych rzeczy. Świat zwolnił, a wraz z nim większość ludzi została sam na sam z własnymi myślami. Większość czasu artysta spędzał w domu i w studiu, był głęboko pochłonięty pisaniem piosenek. Mógł wejść głębiej w swój własny muzyczny świat. Ponadto większa przestrzeń pozwoliła artyście na eksperymentowanie z elektronicznymi dźwiękami, ponieważ znajdował się w studiu, w którym naprawia się syntezatory. Z racji tego w studiu znajduje się wiele różnych syntezatorów. „Nowe piosenki są w dużej mierze prowadzone przez niektóre z syntezatorów, które kupiliśmy w tym czasie. Często używałem na tym albumie na przykład starego Memorymooga, ponieważ zakochaliśmy się w jego brzmieniu, ale także dlatego, że postawiliśmy go w studiu w pobliżu komputera, a był zbyt ciężki, żeby go co chwilę przestawiać, a równocześnie łatwo się go podłączało. Wykorzystałem te dźwięki zupełnie inaczej niż wcześniej i myślę, że wszyscy usłyszą to od razu. Na początku mojej kariery naprawdę bałem się wyzwań. Teraz czuję dokładnie odwrotnie. Chcę podjąć każde wyzwanie i znaleźć różne sposoby kreatywnego wyrażania siebie” – dodaje Ásgeir. Muzyk wykorzystał w nagraniach również syntezatory Korg PS-3100 (w „Vibrating Walls”) i Korg Delta (pojawia się w kilku piosenkach), które cechuje brzmienie vintage.

Photo credit: Anna Maggý

Tytuł albumu „Time On My Hands” częściowo nawiązuje do lockdownu, ale także wziął swoją nazwę od wiersza napisanego przez ojca Ásgeira, Einara Georga Einarssona, znanego na Islandii poetę i byłego wykładowcę uniwersyteckiego. „To była piosenka, do której szukaliśmy tekstu, ale nic dobrego nie mogliśmy wymyśleć. Pewnego dnia otworzyłem tomik poezji mojego ojca i zobaczyłem, że te słowa i sylaby pasują do melodii i od razu zacząłem ją tłumaczyć. Był to jeden z moich ulubionych tekstów na albumie” – wyjaśnia artysta (w wywiadzie dla NME). Warto podkreślić fakt, że Ásgeir w końcu zdecydował się napisać teksty na swoją płytę. Kiedyś miał z tym duże problemy, które wynikały z braku pewności w swoje umiejętności. Wydawało mu się, że się do tego nie nadaje, że musiałby rozwijać swoje zdolności przez wiele lat zanim odważyłby się pokazać je światu. Postanowił jednak po raz kolejny wyjść ze strefy komfortu. „Wiele zyskałem, pisząc teksty na ten album, byłem w stanie przepracować kilka rzeczy. Teraz zdaję sobie sprawę, że każdy może napisać o tym jak się czuje, nie jest to coś, czego trzeba się uczyć przez wiele lat. Poznałem swoje ograniczenia i wiem teraz, co chcę robić w życiu. Ten album na pewno wam to udowodni” – mówi autor.

Na swoim najnowszym albumie Ásgeir wyraźnie rozwinął skrzydła. Widoczne jest to przede wszystkim w tym, że muzyk odważył się na duże zmiany w brzmieniu swojej muzyki oraz tym, że podjął się udziału w napisaniu tekstów (wraz z bratem i Pétur Benem). Ale chodzi mi również o coś więcej. Słuchając „Time On My Hands” można poczuć towarzyszącą artyście lekkość, naturalność, swobodę i wolność. Można również odnieść wrażenie, że muzyk zamknął za sobą pierwszą dekadę swojej kariery, a nowym krążkiem otworzył nowy rozdział swojej artystycznej działalności.

Time On My Hands” to niesamowicie dobry album. Nie znajdziemy tutaj żadnej słabej kompozycji. To po prostu zestaw bardzo dobrych i ciekawych, utrzymanych na wysokim poziomie piosenek, które nie nudzą się nawet po wielokrotnym przesłuchaniu. Śmiało można powiedzieć, że Ásgeir jest u szczytu swoich dotychczasowych możliwości. Jak zawsze w przypadku tego artysty, nie zawodzi on w kwestii kreowania jedynego w swoim rodzaju intymnego, melancholijno-refleksyjnego nastroju, który uwodzi słuchacza już od pierwszych nut i wciąga go w swój wrażliwy świat. Zawodu nie sprawią słuchaczowi również nowe melodie, które wciąż są piękne i czarujące, które niosą ze sobą niezwykłe ukojenie, wlewają w serce spokój i nadzieję. Nie zmieniła się również barwa głosu ani charakterystyczny, introspektywny śpiew Ásgeira. Muzyk hipnotyzuje nas swoim czułym, ciepłym i łagodnym głosem.

Jak już zaznaczyłem wcześniej, muzyka na omawianym albumie opiera się na szerokiej palecie brzmień i gatunków. Wprawdzie pojawia się tutaj akustyka, ale zdecydowanie częściej mamy do czynienia z dźwiękami syntezatorów i elektroniką, które zostały dodatkowo uzupełnione świetnym akompaniamentem instrumentów dętych. Wyjątkowe aranżacje i staranne wykonanie podkreśla kapitalna produkcja, która wydobywa z tych nagrań wszystkie dźwiękowe szczególiki i smaczki. Nic tu nie jest przesadzone ani wyolbrzymione. „Time On My Hands” pokazuje wielostronne zainteresowania Ásgeira różnorodnymi gatunkami, przez co nową muzykę Islandczyka coraz trudniej jest zredukować do określonego stylu. Przez omawiany album przepływa między innymi folk, elektronika, electro synth pop, r’n’b i jazz. Artysta śmiało sięga do tych nurtów i buduje z nich pasjonujące pejzaże dźwiękowe składające się z wielu wysublimowanych warstw i faktur, które rozkwitają pięknymi i żywymi kolorami podnoszącymi słuchacza na duchu.

Muzyka Ásgeira wciąż zachwyca, a on sam nadal pozostaje szczery i wiarygodny jako artysta.

 

 

Ásgeir :: Time On My Hands

1. Time On My Hands
2. Borderland
3. Snowblind
4. Vibrating Walls
5. Blue
6. Giantess
7. Like I Am
8. Waiting Room
9. Golden Hour
10. Limitless

 

 

Ásgeir : website / facebook / spotify / soundcloud / bandcamp / instagram / twitter



Ásgeir :: Time On My Hands (recenzja)
5.0Wynik ogólny
Ocena czytelników 0 Głosów