Jeśli podoba Ci się to co robimy i chciałbyś nam dać o tym znać, możesz po prostu postawić nam kawę. Będzie nam miło. Poczujemy się lepiej i zmotywuje nas to do dalszego pisania.
W poszukiwaniu samego siebie, w nie do końca przyjaznym świecie.
O fenomenalnej duńsko-farerskiej artystce Brimheim pisałem dwa lata temu przy okazji ukazania się jej debiutanckiej EPki „Myself Misspelled” (2020; recenzja TUTAJ). Jeśli jesteście zainteresowani jej osobą i wspomnianym krążkiem odsyłam Was do poprzednich materiałów.
Dziś natomiast przyjrzymy się najnowszemu albumowi Brimheim pod tytułem „can’t hate myself into a different shape”, który ukazał się 28 stycznia 2022 roku. Artystka przygotowywała ten album w duńskim studiu w Valby przy współpracy z Sørenem Buhlem Lassenem z Blaue Blume, który zajmował się aranżacjami piosenek, rejestracją materiału, jego miksowaniem i produkcją. W jednym z wywiadów Brimheim przyznaje, że podczas wspólnego tworzenia tego albumu spotkała swoją bratnią twórczą duszę, mając oczywiście na myśli Sørena. Dodam, że prace nad płytą rozpoczęły się, kiedy artystka dochodziła do siebie po sześciomiesięcznym epizodzie depresyjnym. Søren pomógł jej wtedy nie tylko odpowiednio wyrazić siebie, ale również spowodował, że Brimheim udało się ponownie połączyć ze swoją intuicją i czerpać satysfakcję z tworzenia muzyki. Należy wspomnieć o tym, że mastering omawianej płyty wykonał Brian Mørk Hansen. Zaś Signe Jacobsen i Katrine Hayden aka Hey Jack odpowiadały za stronę graficzną płyty, fotografie, teledyski, animacje, itp.
Depresja nie jest niczym przyjemnym. Trudnym doświadczeniem jest również przebywanie z osobą, którą dotykają tego typu zaburzenia. Taka relacja może być przygnębiająca i mocno wyczerpująca.
„There’s a growing gap in my body,
I didn’t feel anything at first
So I’ve been picking at the edges
The hole is as big as the entire world”.
Pomimo tego, że album „can’t hate myself into a different shape” jest mocno poruszający, a niekiedy nawet rozdzierający, sprawi również, że w eksploracji głębokiego bólu znajdziecie również piękno i dużo pocieszenia, a nawet pewne oczyszczenie. Brimheim doskonale wie jak dobrać odpowiednie dźwięki i słowa, by właściwie wyrazić nimi swoje myśli i uczucia. Rezultat jest zniewalający. Tym bardziej, że w jej twórczości i wykonaniu jest coś niebywale autentycznego i przekonującego. Na marginesie dodam, że pseudonim artystyczny Brimheim to w pewnym sensie hołd złożony dla jej farerskiego pochodzenia, i można go tłumaczyć jako ‘home of the breaking waves’.
Brimheim rozpoczyna swój najnowszy album od słów: „Heaven help me, I’ve gone crazy”. Następnie bazując na konkretnych sytuacjach, zdarzeniach i relacjach z własnego życia, które przekłada na uniwersalny język przechodzi do kwestionowania tego stwierdzenia, jednocześnie skłaniając słuchacza do refleksji i zadumy. Pomimo poważnego tematu, artystka podchodzi do wielu różnorodnych kwestii, począwszy od codziennych pesymistycznych myśli, stanów przygnębienia, przez przyjacielskie relacje, aż po miłosne związki, z niebywałą wrażliwością oraz subtelną dawką humoru. Nie ma tutaj przesadnego użalania się nad sobą. Brimheim charakteryzuje w tym wszystkim niezwykle duży wgląd w siebie i duża samoświadomość, a także spora wiedza na temat tego, jaki wpływ mogą mieć różnorodne emocje na kondycję człowieka.
Możemy także postrzegać album „can’t hate myself into a different shape” w szerszym kontekście – jako przenikliwe studium na temat złożonego uczucia jakim jest miłość. Dotyczy to zarówno miłości romantycznej i namiętnej, platonicznej i przyjacielskiej, jak również tej, która ma najbardziej istotny wpływ na nasze ciało, zdrowie i samopoczucie – miłości do samego siebie. Niech Was zatem nie dziwi głęboki emocjonalny ton, który przenika tę płytę.
Jednoznaczne sklasyfikowanie brzmienia albumu „can’t hate myself into a different shape” nie jest łatwym zadaniem. Z pewnością jest to muzyka alternatywna. Brimheim to dojrzała młoda kobieta, która jest świadomą artystką umiejętnie mieszającą ze sobą różnorodne wpływy, inspiracje i gatunki. Singer-songwriterka sprawnie porusza się po ścieżkach indie popu, folku, lo-fi rocka, grunge’u, shoegaze’u i muzyki elektronicznej. I choć warstwa muzyczna sprawia, że przenosimy się do pełnego gamy kolorów świata, to w zestawieniu ze wspomnianą liryką oraz łagodnym i wciągającym śpiewem wokalistyki stanowi hipnotyzującą całość. W sposobie, w jaki Brimheim śpiewa jest coś niezwykle intymnego, co od razu przenosi słuchacza w jej magiczny, refleksyjny świat.
Na „can’t hate myself into a different shape” najdziecie sporo znakomicie wyprodukowanej muzyki alternatywnej. Nie ma wątpliwości, że jest to album znacznie bardziej dopracowany muzycznie od wcześniej wydanej EPki. To płyta odważna, szczera i niezwykle kobieca. Kompozycje Brimheim potrafią z łatwością skraść uwagę i serce słuchacza, jak również pozostawić ślad na jego duszy. Za takim rodzajem wrażliwości się tęskni. Właściwie każdy z jej nowych utworów to swego rodzaju perełka, małe, liryczne dzieło sztuki. Słucha się tych nagrań znakomicie. Nie da się tu mówić o przypadku. Z „can’t hate myself into a different shape” bije dojrzałość artystyczna, elegancja i pasja opowiadania historii. Nie ma tu żadnej wpadki, czegoś co wydaje się zbędne. Ależ to jest rewelacyjna – muzycznie i tekstowo płyta! To jeden z najpiękniejszych i najciekawszych albumów jakie słuchałem w ostatnim czasie. Brimheim jest gotowa na to, aby zaistnieć na międzynarodowej scenie.
Brimheim :: can’t hate myself into a different shape
1. heaven help me i’ve gone crazy (01:37)
2. can’t hate myself into a different shape (03:38)
3. baleen feeder (03:54)
4. poison fizzing on a tongue (04:52)
5. lonely is beauty (02:33)
6. favorite day of the week (03:40)
7. hey amanda (03:56)
8. straight into traffic (02:29)
9. this weeks laundry (04:33)
10. like a wedding (00:47)
11. hurting me for fun (05:00)
Brimheim : website / facebook / bandcamp / spotify