Kilka lat temu miałem przyjemność poznać debiutancki album EP islandzkiego metalowego projektu Cult Of Lilith, który tworzył gitarzysta Daniel Þór Hannesson. Płyta „Arkanum” (2016; recenzja TUTAJ), do której nagrania artysta zaprosił gościnnie wokalistę i perkusistę, zrobiła wówczas na mnie duże wrażenie. Co więcej, w zakończeniu recenzji tego krążka napisałem, że zacieram ręce na kolejne wydawnictwa tego projektu, gdyż byłem przekonany, że zwiastuje on coś wielkiego. Nie myliłem się!

Należy zacząć o tego, że po wydaniu EPki Daniel Þór Hannesson zdecydował się na przekształcenie swojego jednoosobowego projektu w pełnoprawny zespół. W związku z tym zaczął wtedy kompletować odpowiednią załogę. Do ugruntowania składu doszło w 2018 roku, kiedy do grupy dołączył wokalista. Od tego czasu Cult Of Lilith stał się w pełni uformowanym zespołem złożonym z pięciu muzyków:

Mario Infantes Ávalos – wokal
Daníel Þór Hannesson – gitara, muzyka, aranżacje
Kristján Jóhann Júlíusson – gitara, muzyka, aranżacje
Samúel Örn Böðvarsson – bas
Kjartan Harðarson – perkusja

W takim składzie, 4 września 2020 roku, Cult Of Lilith wydał swój debiutancki longplay zatytułowany „Mara”, za pośrednictwem wytwórni Metal Blade Records, który według jego autorów ma otwierać nowy rozdział w karierze zespołu, a także ugruntować jego pozycję na islandzkiej scenie ekstremalnego metalu. Nagrywanie materiału na omawiany krążek odbywało się w dwóch studiach. Najpierw w Dutch Ice Productions pod okiem słynnego inżyniera Chrisa van der Valka (Hail of Bullets) zarejestrowano partie perkusji. A wszystkie pozostałe instrumenty i wokal nagrano w Krummafótur Studio, należącym do gitarzysty Kristjána. Miksowaniem i masteringiem albumu zajmował się Dave Otero we Flatline Audio.

W materiałach prasowych pojawiają się ciekawe informacje odnoszące się do wyboru nazwy zespołu oraz tytułu nowej płyty, które to są bogate w różnorodne znaczenia, a przez to zachęcające do dalszej eksploracji i interpretacji. Daniel Þór Hannesson wyjaśnia, że mit o Lilith jest interpretowany na wiele różnorodnych sposobów i pojawia się w wielu różnych religiach i mitologiach, sięgających do starożytnej Mezapotamii, Sumeru i Talmudu Babilońskiego. Postać ta była na przykład określana pierwszą żoną Adama i matką Kaina, która nie chcąc się podporządkować mężowi porzuciła niebiosa i dobrowolnie zstąpiła na ziemię. W tradycji hebrajskiej Lilith jest postrzegana jako postać demoniczna, która powodowała przedwczesną śmierć dzieci w łóżeczku. W innych tekstach Lilith pojawia się jako nocny demon, który nawiedza mężczyzn podczas ich snu, w wyniku czego rodzi później bękarty – dzieci Nephilim.

Szukając natomiast pomysłu na tytuł nowego wydawnictwa, muzycy Cult Of Lilith sięgnęli do języka islandzkiego. Tytuł „Mara” wywodzi się od islandzkiego słowa Martröð  (ang. Nightmare). Według starych folklorystycznych legend, Mara była złośliwym duchem, który przysiadał na piersiach śpiących ludzi, wywołując u nich koszmary. W ten oso sposób bardzo łatwo możemy zauważyć podobieństwa pomiędzy tą legendą a mitem o Lilith. Sprawa wydaje się jeszcze bardziej intrygująca kiedy dowiadujemy się, że teksty z omawianego albumu stanowią zbiór różnych snów i koszmarów. Biorąc pod uwagę zawartość liryczną płyty, jej tytuł jest jak najbardziej odpowiedni. Pozwolicie, że jeszcze na chwilę zostaniemy przy tekstach, których autorem jest wokalista Mario Infantes Ávalos. Prywatnie artysta jest pasjonatem lingwistyki, stąd na płycie posługuje się różnymi językami m.in. angielskim, włoskim, francuskim. W napisanych przez siebie tekstach, autor pragnie zabrać odbiorcę w burzliwą podróż będącą wynikiem jego subiektywnych myśli, doświadczeń, uczuć, historii, złości i złudzeń. Na przykład powiązane ze sobą są tematy zawarte w kompozycjach „Atlas” i „Comatose”, które nawiązują do trudnych stanów emocjonalnych związanych z pewnymi wydarzeniami z życia wokalisty mających miejsce w ciągu ostatnich dwóch lat, kiedy to artysta doświadczył intensywnej udręki emocjonalnej. Autor wyjaśnia, że „Atlas” jest „odą do poczucia winy, jednego z najpotężniejszych i powracających uczuć, które trzyma nasze stopy na ziemi, czyni nas pokornymi i pokazuje nam najciemniejsze strony naszej istoty”. Natomiast „Comatose” opowiada o konsekwencjach ciągłego analizowania i przetwarzania intensywnych uczuć, cierpienia i rozmyślania nad tym „co by było gdyby…”. Mario uważa, że nadmierne myślenie może być największym z nieszczęść, które może prowadzić człowieka do samookaleczenia się i psychicznego rozbicia. Inspiracją do tekstu „Enter the Mancubus” była początkowo gra wideo z lat 90-tych, a dokładnie zdeformowany potwór o nazwie Doom, który w niej występuje. Na tej podstawie powstała fikcyjna historia o mrocznej futurystycznej dystopii, w której ludzie narażeni przez dziesięciolecia na zanieczyszczenia, przyjmowanie wielu leków i sztucznie produkowanej żywności stali się chorobliwymi, obrzydliwymi stworzeniami.

Po tym przydługim wstępie możemy w końcu skoncentrować się na muzyce, którą znajdziemy na płycie „Mara”. A przyznam szczerze, że ta jest na tyle rozbudowana i wielowymiarowa, że aż kusi, aby się o niej rozpisać na kolejne kilka stron. Z pewnością najnowsza produkcja Cult Of Lilith jest o wiele bardziej zróżnicowana, wyrafinowana i dostarcza dużo więcej wrażeń niż debiutancka EPka. Tajemnicą nie jest, że znaczący wpływ na to ma poszerzenie składu zespołu, jak i pojawienie się nowego, utalentowanego wszechstronnie wokalisty. Do tego dochodzi większe doświadczenie i doskonały warsztat techniczny muzyków, pojawienie się bardziej szalonych pomysłów, które znajdują swoje źródła na szerokim wachlarzu stylistycznych inspiracji, skłonność do eksperymentowania z odmiennymi stylistykami oraz kreatywna energia, która niezaprzeczalnie przepływa między muzykami.

Daniel Þór Hannesson (założyciel zespołu) twierdzi, że od zawsze miał zamiar stworzyć zróżnicowany album, na którym pojawiłyby się różnorodne wpływy stylistyczne opakowane w ekstremalnie ciężkie metalowe brzmienie. Dla każdego z muzyków Cult Of Lilith ważne było, aby tworząc nowy materiał nie zamykać się w żadnym gatunku, ani w żadnych schematach. Lider grupy wyjaśnia, że zespół chciał, aby album był podróżą, która nigdy nie ulega stagnacji, która utrzymuje uwagę słuchacza przez całą swoją drogę. Wszystkie te założenia zostały w pełni zrealizowane na płycie „Mara”.

Cult Of Lilith opisuje swoje nowe brzmienie określeniem nekromechaniczny barok. „Mara” to death metalowe płótno zachwycające wieloma intrygującymi zdobieniami, pomysłowymi wykończeniami oraz nienagannym stylem, a raczej stylami czerpiącymi swoje inspiracje z różnorodnych rejonów muzycznych. Złożone struktury poszczególnych kompozycji wypełniają wpływy wielu gatunków i podgatunków muzyki, takich jak metal, progressive, avant-garde, jazz, blues, djent, a nawet flamenco oraz muzyka barokowa i klasyczna. Partie instrumentów w sposób udany balansują pomiędzy abstrakcyjną wirtuozerią, a logiką w kompozycji. Pomimo spektakularnej wielowymiarowości i zróżnicowania, brzmienie „Mara” jest niezwykle spójne. Dosłownie każda minuta spędzona z tym dziełem jest czymś wyjątkowym, ponieważ nieustannie obcujemy z ambitną i fascynującą metalową sztuką będącą wcieleniem piękna i brutalności, w której nie ma miejsca na przypadek. Fantastycznie wypadają wszelkie dysonanse i kontrasty, złożone rytmy i harmonie. Żadna kompozycja nie jest taka sama, każda posiada własne życie i odrębną osobowość.

Zespół Cult Of Lilith charakteryzuje unikalne podejście do budowania swojej muzyki również za sprawą wykorzystywanych instrumentów spoza metalowej szuflady, m.in. klawesynu (np. „Cosmic Maelstrom”), fortepianu (np. „Comatose”), analogowego syntezatora w stylu lat 80-tych (np. „Purple Tide”) oraz subtelnych motywów orkiestrowych. A to nie wszystkie niespodzianki jakie nas tutaj czekają. Eklektyzm i nieprzewidywalność albumu „Mara” dotyczy nie tylko samej muzyki. Podobnie intrygująco rozpisane i wykonane są linie wokalne. Wokalista Mario Infantesa pokazuje nam szeroki zakres swoich możliwości w aspekcie agresywnego śpiewu i innych ekstremalnych form ekspresji wokalnej. Jego potężny i mocny głos zapewnia muzyce Cult Of Lilith głęboko demoniczne brzmienie. Talent wokalisty objawia się również w postaci krystalicznie czystego, niemal operowego śpiewu oraz delikatnych partii wokalnych.

Mara” to bardzo solidny i dobrze brzmiący album o mocno zarysowanej koncepcji. To wyjątkowe widowisko, które nieustannie ewoluuje na naszych oczach. To prawdziwy rollercoaster dźwięków i emocji. To również pokaz siły, głębi i możliwości muzyki metalowej. Cult Of Lilith udało się osiągnąć doskonałość.

 

 

Cult Of Lilith :: Mara

1. Cosmic Maelstrom 05:28
2. Purple Tide 04:56
3. Enter the Mancubus 04:11
4. Atlas 03:47
5. Comatose 05:04
6. Profeta Paloma 04:26
7. Zángano 03:40
8. Le soupir du fantôme 04:32

 

 

 

Cult Of Lilith : website / facebook / bandcamp / instagram / twitter


Cult Of Lilith :: Mara (recenzja)
5.0Wynik ogólny
Ocena czytelników 1 Głosuj