994275_10151405918880059_264638996_n

Zespół Johnny and the Rest został założony w 2005r. Jak muzycy napisali w swojej biografii umieszczonej na stronie internetowej: „Johnny and the Rest to zespół składający się z czterech osób, które na scenie oferują psychodeliczny rhythm’n’blues”.

Po tym prostym przedstawieniu muzycy serwują nam iście psychodeliczne wprowadzenie w brzmienie i istotę swojej muzyki, pisząc:

Wyobraź sobie, że wchodzisz do najbardziej brudnego, najbardziej przerażającego baru jaki kiedykolwiek widziałeś. Siadasz przy barze, ale boisz się zamówić piwo od barmana, bo odtrąca cię jego oszpecona twarz. Wokół ciebie sami odrażający faceci, zagubione dusze siedzące w ciemnych kątach nie posiadający nic oprócz mrocznej przeszłości i szklanki whiskey. Jesteś gotów uciec w mrok w każdej chwili, ale jakiś głośny dźwięk zwraca twoją uwagę na oświetloną na niebiesko scenę. Czterech okropnych facetów właśnie dokończyło swoje jedzenie i dopiło piwo. Teraz łapią za swoje stare, zardzewiałe instrumenty. Najbrzydszy z nich zaczyna grać jazzowo bluesową melodię, do tego śpiewa głębokim, czarnym głosem. Pytasz faceta obok: „Kim są ci ludzie?”, a on odpowiada: „Johnny and the Rest, bluesowo psychodeliczny zespół. Wszyscy schodzimy się tutaj, aby wykrwawiać nasze serca wraz z nimi„.

Brzmi to dziwacznie i intrygująco? Ha!

1003837_10151405921835059_157705296_n

Obecny skład zespołu Johnny and the Rest to:
Bragi „Poor Johnson” gitara, wokal
Johann „Boogieboy Johnson” bas
Hrafnkell Már „Frank Raven” wokal, gitara
Thor Gunnarsson „Gambling Joe” perkusja, flet

Debiutancki album grupy zatytułowany „Johnny and the Rest” został wydany własnym sumptem w listopadzie 2008r. Niestety na kolejny krążek przyszło nam czekać kilka lat.

Nowy album zespołu „Wolves in the night” pojawił się na rynku w grudniu 2013r.

Garść kwestii technicznych: mixem albumu zajął się Pétur Gunnar Guðmundsson, a masteringiem Chris Graham. Natomiast okładkę zdobiącą album wykonał Gunnar Már Pétursson.

Johnny and the Rest przygotował nam na swoim albumie „Wolves in the night” wyborny hard rockowy zestaw o bluesowym podłożu. Przy tym wykonany z rock’n’rollowym luzem i skłonnością do eksperymentów. Muzycy wprowadzają do swojej muzyki elementy jazzu, psychedelic i progressive rock, rhythm’n’bluesa, a nawet reggae. Oprócz tego, gęsta atmosfera albumu pachnie brzmieniem przełomu lat 60-tych i 70-tych. Przede wszystkim, dziedzictwo Jimiego Hendrixa miesza się tu z wpływami Led Zeppelin i Pink Floyd, ale nie tylko. Islandczycy są zatopieni po uszy w tych oldschoolowych klimatach, ale ich inspiracje chociaż całkiem wyraźne nie są nachalne. Na szczęście Johnny and the Rest czerpią z tych inspiracji z wyczuciem i ze smakiem, dzięki temu potrafią zaskoczyć świeżością.

W muzyce Johnny and the Rest, czego najlepszym przykładem jest album „Wolves in the night”, ważną rolę pełnią przyjemnie i analogowo brzmiące gitary, choć plan pierwszy wydaje się należeć jednak do niesamowitych wokali. Obcujemy tutaj z dwoma głosami różniącymi się znacznie barwą, ale świetnie się uzupełniającymi. Jeden ciepły, niski, oldschoolowy, a drugi wysoki, lekko przybrudzony. Wyeksponowane partie śpiewu i posługiwanie się dwoma głosami ubogacają i różnicują brzmienie muzyki zespołu. Tym bardziej, że pojawiają się bardzo pomysłowe linie melodyczne tych wokali.

Wystarczy włączyć odtwarzanie, zamknąć oczy i od razu można przenieść się do zadymionego baru, w którym na scenie zainstalowali się muzycy.

Od pierwszych chwil „Welcome to my Home” zostajemy wciągnięci w psychodeliczny świat iskrzący bogactwem aranżacyjnym. Począwszy od bluesowych riffów, przez solówki gitarowe oraz solo wykonane na organach, aż do soczystego wokalu. Wokalista z grunge’ową manierą i barwą przypominającą wspominanego wcześniej Jimiego wita się z nami i zaprasza do siebie:

“Welcome to my home
Welcome to my home,
I don´t always like being on my own,
I could use a little help”

Gitarowe granie z pomysłem. W hipnotycznym i bluesowym „Scary Ideas”, gdzie ciekawie prezentują się wprowadzone wokalne chórki, oprócz muzyki uwagę przykuwa interesujący tekst. Porusza on temat dojrzewania i dorastania na tle oczekiwań rodziców oraz presji i kontroli z ich strony.

“Well, you never really know,
where your kids gonna go,
you can try full on control,
but there´s no guarantee,
that your sons will be free,
from harm and other scary, scary ideas”

Jestem przekonany, że przebojowy, melodyjny i świeżo brzmiący utwór ”Wolves in the Night” w swoim repertuarze chciałby mieć każdy indie rockowy zespół.

“The wolves in the night are always biting,
the stars in the sky are always still,
the echoes in the night can be frightening,
the red sun signs the kill”

W tle ”Safe House For Sinners” pobrzmiewają echa rozmytej pink floydowej gitary. W trakcie rozwoju utwór przybiera grunge’ową formę. Podobnie głos nabiera seatlle’owskiej przybrudzonej barwy. Niesamowita ekspresja wokalna.

“There´s a place I know,
Where all the lights are low,
Where all the wounds can grow”

Elsku Bróðir” to pierwszy (ale nie jedyny) utwór zaśpiewany po islandzku. Spokojna ballada na głos i gitarę, gdzie dopiero po pewnym czasie dochodzą kolejne instrumenty, a utwór nabiera nieco większej mocy. Całość jednak utrzymana generalnie w wolnym tempie. Urzekają pink floydowo brzmiące wstawki gitarowe oraz onieśmielający podniosły wokal.

Po niewielkim wyciszeniu i zadumie przychodzi czas na dynamiczny ”Never Before”. Podszyty niepokojem, tajemniczością i nutą mroku. Zadziorny i chłodny. Nie sposób się od niego oderwać.

“Never before have I heard the cries in the shadows,
never before have the city lights been so dark,
Never before did I face the facts,
never before did I turn to act,
never before have been so many like me,
never before”

Dla urozmaicenia albumu zespół przygotował swoją odpowiedź na reggae. “Mama Ganja” rozlewa na nas słoneczne ciepło i łagodnie nas kołysze.

„You feed me with your love
you bring me sunshine on a rainy day
and all the stars above
sparkle through your misty ways”

Kolejny wykonany po islandzku utwór to “Diskómellan”. Otrzymujemy eksperymentalny hard rock polany psychodelicznym sosem.

I Don’t Really Love You” to istny majstersztyk. Sączy sie wolno i łagodnie, dawkując nam przyjemności. Wokal pieści nas swoją zmysłową barwą. Piękne dźwięki w postaci oszczędnych solówek ślą ukłony w kierunku rocka progresywnego spod znaku Pink Floyd. Zostajemy przytuleni tym brzmieniem.

“Baby, I hope you love again,
I know I made some scars but you´ll see brighter days again,
Before the break of dawn,
Before I run away,
Yes I pray”

Album zamykają dwa utwory wykonane w języku islandzkim. Najpierw zespół delikatnie, nieco przyśpiesza w ”Gegnumm Dimman Bæinn”. Fajnie wypada tutaj sekcja rytmiczna. Gitary brzmią przestrzenniej. Ciekawie prezentują się też dźwięki organów.

Natomiast ostatni utwór na płycie ”Golden Tibet” początkowo sprawia wrażenie utworu instrumentalnego. Rozbudowane i dynamiczne gitarowo perkusyjne wprowadzenie po dwu i pół minucie zostaje przerwane i robi miejsce na chwytającą za serce solową partię fortepianu. Po czym znów pojawia się dynamika i mocne riffy. Wokal wchodzi dopiero na minutę przed zakończeniem utworu.

Album „Wolves in the nightJohnny and the Rest to muzyka znakomicie wykonana i zagrana z pasją, której często brakuje współczesnym artystom. Każdy utwór ma swój charakter, każdy z nich ma coś do zaoferowania. Muzycy grają z uczuciem i natchnieniem, spontanicznie i swobodnie, co wyzwala w ich muzyce retro wibracje tak mocno związane z vintage rockiem i psychedelic trancem. Opisując album w dwóch słowach, „Wolves in the night” to szczere dźwięki.

 

 

Johnny and the Rest :: Wolves In the night

1. Welcome to my Home 03:09
2. Scary Ideas 04:17
3. Wolves in the Night 04:17
4. Safe House For Sinners 03:59
5. Elsku Bróðir 04:32
6. Never Before 05:11
7. Mama Ganja 03:12
8. Diskómellan 05:44
9. I Don’t Really Love You 04:35
10. Gegnum Dimman Bæinn 03:36
11. Golden Tibet 04:25

 

 

Johnny and the Rest : website / facebook / bandcamp

Johnny and the Rest :: Wolves In the night (recenzja)
4.7Wynik ogólny
Ocena czytelników 0 Głosów