Milkhouse to islandzki indie pop rockowy zespół stworzony przez piątkę 21-latków! Młodzi? No jasne. Do tego utalentowani! A zespół założyli 5 lat temu!
Na swoim koncie Milkhouse ma już jeden długogrający album „Baratís í Paradís” (naprawdę udany krążek), od którego premiery upłynęło 2 lata! Recenzję tej płyty znajdziecie tutaj.
Natomiast w tym roku, dokładnie 13 lipca premierę miał drugi album Milkhouse, który został zatytułowany „Painted Mirrors”. Za produkcję płyty odpowiadają Tómas Guðmundsson i Gestur Sveinsson (także zajmował się miksowaniem), a za końcowy mastering Sigurdór Guðmundsson.
Warto wspomnieć, że na płycie w utworach „Next Stop”, „O’Brien”, „Svefnlaus” usłyszymy gościnnie kwartet smyczkowy: Sólrun Ylfa Ingimarsdóttir (skrzypce), Þórhildur Magnússdóttir (skrzypce), Anna Elísabet Sigurðardóttir (altówka), Sverrir Arnórsdóttir (wiolonczela). Ponadto w utworze „Hold Me” zaśpiewał Bjarni Daníel.
„Painted Mirrors” to album, który imponuje wieloma muzycznymi barwami i stylistykami. Muzycy płynnie balansują pomiędzy indie pop rockiem i dream popem, wplatając w swoje brzmienia elementy folkowe oraz rozwiązania zaczerpnięte z jazzu i soul’u. Islandczycy do mistrzostwa opanowali sztukę zabawy konwencjami, podczas której ani na moment nie tracą głównego wątku. Przyznam, że całość fascynuje kolorowymi aranżacjami, całym mnóstwem drobnych, nieoczywistych dźwięków i motywów, które dodają tej muzyce niepowtarzalnego uroku. Najnowszy album Milkhouse jest niespotykanie różnorodny, ale jak każde prawdziwie wielkie dzieło, równocześnie pozostaje niezwykle spójny. Co więcej, niezależnie od tych wszystkich dźwiękowych błyskotek, które nie powiem są aryczarujące i umiejętnie porozwieszane w przestrzeni, to dla mnie jednak o końcowym efekcie płyty decyduje warstwa emocjonalna. A w tym przypadku jest ona zniewalająca, dostarcza wręcz mistycznego przeżycia.
Milkhouse powrócili do nas z jak najbardziej dojrzałym materiałem. „Painted Mirrors” sprawia wrażenie jakby wyszedł z rąk natchnionych artystów, wprost z ich serc i fantastycznej wrażliwości. To pozycja bardzo oniryczna i refleksyjna, otwarta na interpretacje. Delikatne i melodyjne dźwięki układają się w ambitne struktury dając świadectwo niebywałej wyobraźni i wirtuozerii muzyków, którzy z biegłością i naturalnością godzą ze sobą różnorodne gatunki i motywy. Zaś całość cudownie spaja zmysłowy i przejmujący, iście anielski wokal, który od samego początku aż do końca trwania albumu włada emocjami słuchacza.
„Painted Mirrors” to album wielobarwny, błyskotliwy i zaskakujący, o niezapomnianym enigmatycznym i rozmarzonym klimacie. Melancholia, ciepło i baśniowość bardzo rzadko tworzą tak szlachetny amalgamat. To jedna z tych płyt, które od pierwszych dźwięków uwalniają wszystkie emocje w nich zawarte, jednocześnie zostawiając coś na kolejne przesłuchania. Jestem niezwykle zdumiony jak udało się tym młodym muzykom stworzyć taką przestrzeń dźwiękową. Z jaką naturalnością i łatwością udało im się stworzyć dzieło niezwykłe, nienurzące, pełne muzycznych zwrotów akcji, a wszystko zamknąć w spójnym koncepcie. Milkhouse zdali egzamin z drugiej płyty na piątkę!
„Painted Mirrors” to piękna płyta, w której zakochałam się już po pierwszym przesłuchiwaniu, a z każdym kolejnym pogłębiłem do niej swoje uczucie.
Milkhouse :: Painted Mirrors
1. Avoluna 04:22
2. Say My Name 03:17
3. Next Stop 05:38
4. Hunang 05:58
5. Amicus 04:23
6. Phantasos 05:19
7. Hold Me 05:06
8. O’Brien 05:22
9. Landslagið 06:19
10. Marjorie 05:56
11. Cravings 04:53
12. Svefnlaus 06:35
Milkhouse : facebook / bandcamp / soundcloud