Ophidian I to brutalny i techniczny death metalowy zespół, który powstał w lipcu 2010 roku.
Członkowie zespołu:
Ingólfur Ólafsson – wokal
Halldór Símon Þórolfsson – gitara
Tumi Snær Gíslason / Ragnar / Stefán A. Stefánsson – perkusja
Unnar Sigurðsson / Daniel Máni Konráðsson – gitara
Þórður Hermannsson – bas
Na początku 2011 roku grupa wydała album Demo, który spotkał się z ciepłym przyjęciem fanów metalowej młócki i krytyków muzycznych. To zmotywowało muzyków do tego, aby już w czerwcu tego samego roku rozpocząć prace nad swoim oficjalnym debiutanckim albumem. Materiał na nowy krążek nagrywany był w Studio Sýrland, a jego produkcją zajmował się Jóhann Ingi w Studio Fossland. Okładkę albumu przygotował Marco Hasmann.
„Solvet Saeclum”, bo taki tytuł Ophidian I nadał swojemu premierowemu wydawnictwu, został wydany w czerwcu 2012 roku przez SFC Records. Zespół prezentuje tutaj metal brzmiący jak najbardziej nowocześnie, a przy tym niebywale okrutny i wstrząsający, pełen jednak precyzji i technicznej magii. Muzyka Islandczyków z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom takich grup jak Obscura, The Faceless, Atheist, czy Necrophagist.
Na „Solvet Saeclum” nie brakuje też ciężkich melodii i progresywnych rozwiązań. W połączeniu z wyrafinowanymi i lirycznymi tekstami traktującymi o eschatologii i ciemnych stronach historii ludzkości muzyka Ophidian I nabiera jeszcze większego znaczenia. Czuć, że jet to wynik nieograniczonej pasji i dużych ambicje muzyków.
Zespół na swoim debiucie wytoczył najcięższe działa, na każdym kroku słychać, jak wiele wysiłku włożonego zostało w ostateczny rezultat. Muzycy co rusza obrzucają nas niespodziankami, różnorodnymi detalami i szczegółami. Dostarczają nam technicznej metalowej rozrywki przedstawianej na wszelkie możliwe sposoby.
Złożone i intensywne dźwięki generowane przez gitarzystów i perkusistę mocno oplatają nasze zmysły, czasem nawet aż za bardzo i w pewnych momentach to przeładowanie może być nawet jeśli nie męczące, to przynajmniej chaotyczne. Perkusista wykazuje się doskonałą szybkością, narzuca szaleńcze tempa, łamie rytmy, chłoszcze blastami, a w między czasie wprowadza też nieco groove’u. Mam jednak wrażenie, że produkcja „ściągnęła z perkusji” część ciężaru i mocy. Szkoda.
Jeśli chodzi o gitarzystów to wcale nie pozostają w tyle. Ich gra jest inteligentna i wykonawczo na jak najwyższych poziomie. Słychać, że muzycy mają ambicje na tworzenie rzeczy zróżnicowanych, zaskakujących, do tego precyzyjnie obliczonych, matematycznie wręcz doskonałych. Jest złożone metrum oraz mnogość przeplatających się i akrobatycznych przewodów gitarowych i riffów. Jedyną wadą jest to, że wszystkiego jest trochę za dużo i za bardzo. Jakby muzycy nie mogli się powstrzymać przed tym, żeby pominąć pewne motywy, czy zrezygnować z tej czy innej zagrywki lub riffu. W efekcie dochodzi do pewnego splątania, rozmycia, braku spójności, pewnej schizofrenii na tym polu. Co w pewnych okolicznościach może się jednak podobać. No techniczna perfekcja w ich grze jest doprawdy ujmująca. Największy paradoks całej sytuacji polega na tym, że wszystko to odbiło się na muzycznej stronie albumu. Generalnie po prostu zbyt wiele się tutaj dzieje naraz. Do tego, w zbyt wielu różnych kierunkach. Jeśli tylko trochę można by było to uprościć, nadać tej muzyce większej kontroli, czy utrzymać ją na wodzy, to otrzymalibyśmy rzecz idealną.
Uwagę należy zwrócić na bądź co bądź świetne riffowanie oraz atrakcyjnie zaprojektowane solówki, jak również drobne smaczki, przerywniki oraz przyzwoitą dawkę dobrych melodii. No i bas. Bas jest fenomenalny, a raczej basista, który nie podąża tylko i wyłącznie za partią gitar czy rytmem perkusji. Często wychodzi poza sekcję rytmiczną i tworzy własne intrygujące linie, które wprowadzają dodatkowy wymiar i głębię do muzyki.
Ophidian I jako zespół robi co może, aby pogłębić mrok i brutalność death metalu. Każdy instrumentalny element układanki „Solvet Saeclum” pracuje tutaj na najwyższych technicznych obrotach i ma swoje określone miejsce. Gitary, bas i perkusja zajmują różnorzędne miejsca. Nad muzyką wydaje się jednak górować uwypuklony wokal. Diaboliczne growle, przerażające krzyki i odrażające pomruki dominują nad całością, a momentami nawet przesłaniają muzykę. Ale tylko odrobinę.
Nie ma wątpliwości, te Islandczycy z Ophidian I są zdolni do wielkich rzeczy, mają do tego jak najbardziej wszelkie predyspozycje. Żeby tylko zostawili nieco więcej przestrzeni w muzyce na oddech i złapanie myśli, bo przecież nie tylko o precyzję tutaj chodzi. Panowie nie musicie udowadniać w każdej sekundzie na co was stać, bo słychać wyraźnie, że jesteście mistrzami swoich instrumentów. Następnym razem weźcie po prostu głębszy oddech, następnie wypuście powietrze, uspokójcie umysł i ducha, a z pewnością nie będzie się do czego przyczepić. Bo wasze umiejętności i wyobraźnia naturalnie predestynują do tego.
Żebyśmy się jednak dobrze zrozumieli album „Solvet Saeclum” to solidne wydawnictwo, na wysokim poziomie. Jest ciekawe i intrygujące, choć nieco przeładowane i przekombinowane. Dlatego dla większości będzie trudne i chaotyczne. Niemniej jednak debiut Ophidian I wart jest uwagi.
Ophidian I :: Solvet Saeclum
1. Mark of an Obsidian 05:04
2. Shedyet 05:24
3. Solvet Saeclum 04:12
4. Zone of Alienation 04:45
5. Tectonic Collapse 02:59
6. Ellipse 04:02
7. Nadir 07:19
8. Ethereal Abyss 04:05
9. The Discontinuity of a Fundamental Element 05:03
Ophidian I : facebook / bandcamp / bigcartel