pp_foto_2

Ásthildur i Jófríður Ákadóttir to siostry bliźniaczki, które mając zaledwie po 11 lat zaczęły tworzyć muzykę. Wówczas korzystając z iBook’a swojej mamy odkryły program muzyczny GarageBand, który służy do tworzenia muzyki z loopów. Długo się nie zastanawiając podłączyły do tego iBook’a swój MIDI keyboard i założyły swój pierwszy zespół o nazwie Við og Tölvan (tłum. My i komputer). Nagrały w tym czasie dwa albumy zawierające około 30 utworów. W większości eksperymentalnych bądź napisanych dla żartu i zabawy. Jedynym odbiorcą tej muzyki była wówczas ich mama.

Trzy lata później, w roku 2009, dziewczyny wraz z dwiema swoimi przyjaciółkami Hallą i Kristín założyły nowy zespół, który nazwały Pascal Pinon.

Nazwa zespołu odnosi się do żyjącego na początku XX wieku znanego meksykanina Pasquala Pinona (1889-1929). Pasqual Pinon był pracownikiem na kolei w Teksasie. Został zauważony przez dyrektora cyrku Sells-Floto, którego uwagę przyciągnęła duża łagodna torbiel, narośl bądź nowotwór w górnej części głowy Pinona. Z racji tego wyglądał jakby miał dwie głowy. Pinon został zatrudniony w cyrku i występował podczas tzw. pokazu dziwaków. Dla efektu wykonano mu maskę-twarz odlaną z wosku, którą nakładano na torbiel. Po kilku latach koncertowania, Pinon otrzymał honorarium, usunął torbiel i wrócił do Teksasu.

tumblr_meidlvQNw51r9fqs2o1_500
Pierwsze próby zespołu Pascal Pinon odbywały się w pokoju sióstr, tam też miał miejsce pierwszy koncert. Po kilku miesiącach prób Pascal Pinon grał koncerty w lokalnych klubach.

Niedługo później, bo nadal w 2009r., zespół własnym nakładem nagrał swój pierwszy album w wynajętym domu w niewielkiej miejscowości Vogar, znajdującej się na półwyspie Reykjanes. Debiutancki album zatytułowano po prostu „Pascal Pinon”. Debiut zespołu to mieszanka lo-fi i akustycznego neofolku z elementami pop. Cechuje ją skromne instrumentarium i analogowe brzmienie. Instrumenty brzmią zupełnie jak dźwięki zabawek. Ich muzyka jest pełna uroku, nieśmiała i wyjątkowa. W 2009 roku Pascal Pinon nominowano do Icelandic Music Awards jako debiutant roku. W 2010r. album został wydany przez wytwórnię Morr Music.

Od wydania debiutanckiego albumu Pascal Pinon minęły 4 lata. W tym czasie zespół opuściły Halla i Kristín. Obecnie tworzą go zatem jedynie siostry bliźniaczki Jófríður i Ásthildur. Przez ten czas siostry oprócz pisania nowego materiału na kolejną płytę, miały też inne absorbujące zajęcia. Szczególnie Jófríður, która występuje jednocześnie w innym zespole, założonym w 2011r., o nazwie Samaris (w skład zespołu wchodzi także programista i klawiszowiec Þórður Kári Steinþórsson oraz klarnecistka Áslaug Rún Magnúsdóttir). Zespół pomimo krótkiego stażu na scenie muzycznej cieszy się bardzo dużym zainteresowaniem i jest określany jako jedno z głównych odkryć islandzkiej sceny muzycznej ostatnich lat. Dodać należy, że był zwycięzcą festiwalu Músíktilraunir.

Wróćmy jednak do Pascal Pinon, gdyż w bieżącym roku nakładem Morr Music ukazał się ich drugi album zatytułowany „Twosomeness”.

Zanim zgłębimy się w muzykę umieszczoną na „Twosomeness” należy wyjaśnić, że producentem tego wydawnictwa został Alex Somers. To islandzki czarodziej dźwięków, który potrafi uchwycić w muzyce najpiękniejsze najmniejsze momenty, które przez każdą inną osobę mogłyby pozostać niezauważone. Tym drobnym muzycznym momentom nadaje niezwykłych nieziemskich kształtów. Wówczas te momenty są niczym dźwiękowe zapachy przywołujące całe morze wyraźnych wspomnień, skojarzeń i przeżyć, pomimo że tak odległych i zapomnianych.

pascalpinon4

Jófríður jest główną kompozytorką utworów na płycie. Ona prowadzi pierwszy wokal i przeważnie gra na gitarze. Ásthildur zwykle śpiewa harmonie oraz gra na klawiszach i gitarze. Utwory zamieszczone na „Twosomeness” śpiewane są w ich ojczystym języku islandzkim, jak również po angielsku.

Siostry Ákadóttir wyraźnie dojrzały artystycznie, tak w warstwie wokalnej jak i instrumentalnej. Co więcej przy tym wyraźnym rozwoju nie utraciły na szczęście swojej dużej wrażliwości oraz urzekającej niewinności i czystości. Album „Twosomeness” tworzy wyjątkowy magiczny klimat. Posiada w sobie jednak nieporównanie więcej mistycznego piękna, aniżeli jego poprzednik.

Brzmienie „Twosomeness” tworzone w dużej mierze przez akustyczne gitary, miękkie dźwięki klawiszy i prawie szepczące wokale jest prawdziwie hipnotyczne i piękne. Jófríður i Ásthildur z delikatnością i nieśmiałością typową dla elfów światła tworzą minimalistyczne dźwiękowe obrazy wypełnione wspaniałymi eterycznymi harmoniami. Muzyka z pozoru oszczędna instrumentalnie, ale za to bogata w emocje.
tumblr_mapm2z8Cbg1r9fqs2o1_r1_500
I don’t need anything, I just make something beautiful” śpiewają Pascal Pinon i mówią prawdę. Piękny akustyczny album z elementami folktronic i subtelnie użytymi przeszkadzajkami (a raczej uprzyjemniaczami). Otrzymujemy klimat bardzo kruchy, ulotny i nierealny. Takiej muzyki nie da się odbierać inaczej niż na poziomie emocjonalnym. Tym bardziej, że zawiera ona w sobie element metafizyczny i seraficzny.

Pascal Pinon przenoszą nas do innego wymiaru, do miejsca stworzonego specjalnie dla nas, w którym można się bez reszty zatracić. Jest w tym ich świecie coś tak niewinnego, czystego i bezbronnego, że chciałoby się to ukryć przed złem całego świata.

Pierwsze dźwięki utworu otwierającego album „Ekki Vanmeta„, trzaski elektronicznej perkusji, zawsze przypominają mi pukanie w drewniane drzwi starej, zniszczonej chaty. Wtedy cały album i jego atmosfera jawi mi się jako zanurzona w głębi tajemniczego lasu. W tej leśnej głuszy, otoczonej drzewami i mgłą, z dala od ludzkich oczu, dzieją się rzeczy nierealne. Fantazja. „Ekki Vanmeta” to jeden z nielicznych na płycie utworów z tak wyraźnym rytmem. Brzmi jak połamany taniec leśnych elfów. Do tego delikatne dźwięki klawiszy i miękkie szepty wokalistek wprowadzają stan nieważkości. Unosimy się bosymi stopami nad runem leśnym. Utwór rozpoczyna album w pięknym stylu. Nabieramy przekonania, jakby tą muzyczną bajkę pod tytułem „Twosomeness” zmiksowali słynni bracia Grimm.

Kiedy wchodzimy głębiej w las, mamy wrażenie, że oddalamy się coraz bardziej od rzeczywistości.

It’s never sunny but I don’t even need the sun

słyszymy w pierwszych wersach utworu „Þerney (One Thing)”. W tym utworze siostry udowadniają, że równie dobrze potrafią stworzyć świat marzeń śpiewając także po angielsku. Pięknie splatają się nakładające się na siebie warstwy wokalne i ich harmonie. Głosy spływają niczym kaskady wody w potoku, ześlizgują się po kamieniach, mieszają się, przeplatają, namiętnie ocierają o siebie.

I don’t need anything, I’ll just make something beautiful out of all the ugliness I’ve done”.

W tej muzyce jest zmysłowa przewiewność, lekkość. Pomimo ciemnej lirycznej warstwy tekstowej muzyka stanowi jej przeciwwagę. Muzyka przebłyskuje przez słowa, przebija się jak promienie słońca pomiędzy konarami drzew. Muzycznie utwór jest dobrym przykładem tego, jak wygląda alternatywny pop na północy Europy. Słowem kluczem, a raczej zdaniem kluczem jest powtarzany w refrenie wers „One thing, it only takes this one thing and everything is torn and rent”. Do końca utworu budowane jest napięcie i pobudzana jest nasza ciekawość. Trwamy w niepewności oczekując odpowiedzi na pytanie czym jest to „coś”. Chcemy się dowiedzieć co to takiego. Nie otrzymujemy jednak wyjaśnienia sensu tych słów. W konsekwencji każdy może odszukać swój własny sens i interpretować te słowa w oparciu o własne doświadczenia i przeżycia.

And I know it will hurt, I know I’ll regret it all one day, but that day is far away and it will all have been worth it. I’m lying in my bed counting the cracks in the ceiling and I can almost hear my heart beating. With a tiny heart beating as quietly as it can I stand, I surrender.”

Po tych osobistych słowach następuje chwila wyciszenia, utwór zamiera na 3 sekundy i milczy, jakby potrzebował nabrać oddechu. Po chwili muzyka rusza dalej jak gdyby nigdy nic. Jestem pełen podziwu i szacunku (nie po raz ostatni przy okazji tego albumu) wobec tych 18-letnich dziewczyn i ich zdolności. Pomimo młodego wieku, będąc u progu swojej dorosłości, potrafią w sposób nieprawdopodobnie dojrzały i z empatycznym wyczuciem wykreować tak złożone i sugestywne muzyczne obrazy.

pascal-pinion-021413-download

Somewhere” zaczyna się od dźwięków wkładania kasety do magnetofonu, a następnie włączeniem go. Po chwili z tła trzeszczącego szumu taśmy wyłaniają się delikatne dźwięki strun akustycznej gitary i takie same anielskie głosy sióstr. Brzmienie, jak obsypane magicznym pyłkiem i powolne tempo powoduje, że utwór nabiera kształtu kołysanki.

If I don’t see you, no, I’ll see you another year. We’ll be reunited someday, somewhere. And our love, it will fade but we’ll know that it was tere. We can make it reappear, someday”.

Wspomnienie utraconej miłość i wzbudzanie w sobie nadziei na to, że nie wszystko jest jeszcze stracone. Śpiewając o łączącej dwojga osób więzi pojawiają się także odniesienia do przyrody

We left our hearts in the forest. Where they first met”.

Evgeny Kissin” brzmi bardzo podniośle, duchowo, a nawet religijnie. Wpływ ma na to przede wszystkim chóralny śpiew. Utwór wydaje się być miłosnym lirykiem opisującym potrzebę przynależności, a także wiążącą się z tym pewną zależnością. Niewielkie instrumentarium, wręcz minimalne czyni utwór bardzo kameralnym. Kruchą atmosferę zbudowaną niczym obraz z kropel łez przenika duża intymność.

When I can’t sleep” czujemy się jakbyśmy wypływali łódką na jezioro. Wiosłujemy na sam jej środek. Noc oświetlona jasnym światłem księżyca. Kładziemy się w łódce. Unosimy się delikatnie na spokojnej wodzie. Wpatrujemy się w niebo pełne gwiazd. Atmosfera zaklęcia. Utwór rozwija się powoli. Akordy fortepianu przeplatają się z harmonicznymi wokalami sióstr.

I remind myself when I’m in the darkness that half the world is awake and when I can’t sleep, I imagine I’m with them ’till my eyes start to wake when I head off for new adventures, and I find my feet on new paths. No matter how far away I end up, my heart’s always home.”

Słowa nasycone poezją. Dźwięki pełne wdzięku płyną z elegancją.

maxresdefault

Annar Logi” to 47 sekundowy instrumentalny wyjątek albumu z wokalizami. Fragment muzyczny z pozoru niewidzialny, ulotny. Jak strącanie dłońmi kropel porannej rosy z trawy. Coś pomiędzy jawą i snem, jak delikatna lewitacja. Prostota i minimalizm. Dźwięki „dziwne” i piękne zarazem.

Kertið” ma w sobie klaustrofobiczną atmosferę zimowego lasu. Gałęzie uginają się pod ciężarem białego puchu i kłaniają nisko ku ziemi. Śnieg skrzypi przyjemnie pod naszymi nogami. Wiatr buduje z śniegu zaspy. Z każdym krokiem pozostawiamy za sobą kolejny widoczny ślad. Z każdym oddechem z ust wydobywają się obłoczki pary. Dochodzimy do zamarzniętego jeziora. Tafla skuta lodem pokrywa się milionami płatków prószącego śniegu. Jófrídur i Ásthildur ponownie ukazują swoją dojrzałą świadomość muzyczną. Inspirują do rozmyślań i refleksji.

Sumarmál” utrzymuje zimowy nastrój poprzedniego obrazu. Tym razem oglądamy krajobraz zimy przez okno ciepłej chaty. Z kubkiem gorącej herbaty w ręku wpatrujemy się w hipnotyzującą biel. Za sprawą dźwięków blaszek i dzwonków, które wydają się być niewinne i dziecięce, utwór brzmi jak pozytywka. Onieśmiela nas swoimi dźwiękami. Boimy się ich dotknąć, żeby nie rozpłynęły się w powietrzu i nie zniknęły.

Kolejny utwór „Bloom” jest jak powolne budzenie się życia po zimie. Topniejący śnieg odkrywa ziemię. Obraz kiełkowania roślin i rozkwitania przyrody nasuwa również skojarzenia z osiąganiem pełnoletniości.

Of course there’re milion things that I’m afraid of but I’m not scared of this when it’s dark and all is low, I long for lying on my back whispering to the stars reliving the bloom”.

Utwór jest znakomicie skomponowany i zaaranżowany. Flet, klarnet, skrzypce, instrumenty dęte są jak podmuch ciepłego powietrza. Lekkość muzyki wraz z czarującymi wokalami tworzą doskonałą chwilę zadumy. Powiew świeżości.

Fernando” jest jak zanurzenie w leśnym jeziorze. Jego toń wciąga nas głęboko w nierealność. Opadamy delikatnie coraz niżej i niżej, bez lęku i strachu. Naszym oczom ukazuje się niesamowity podwodny świat. Świat pełen życia, mieniący się feerią kolorów i świateł. Pojedyncze dźwięki gitary akustycznej i subtelnej elektroniki powodują, że utwór staje się niezapomniany, chwytliwy i melodyjny.

Słuchając „Good & Bad Things” mamy wrażenie jakbyśmy nadal płynęli w jeziorze. Atmosfera spowita tajemniczością, mgłą. Napisany w formie narracji. Samotne dźwięki gitary i delikatna linia fortepianu, która nieustannie się powtarza, ale to wystarcza, żeby pogrążyć w utworze. To stonowany dwu i pół minutowy muzyczny klejnot.

The trouble comes then quickly fades away leaves your lungs in wounds and leaves both heaven and earth all gray. The world is going to be another way when you wake up another day”.

Zamykający album „Rifrildi” zaczyna się od analogowych trzasków i szumów. Później pojawia się chórek. Chórek anielski, eteryczny. Nieziemski klimat uzupełniają dzwonki i flet. Utwór brzmi jak kołysanka, która powoduje, że poddajemy się jej melodii i osuwamy delikatnie na dywan utworzony z miękkiego mchu.

Album „Twosomeness” jest zmysłowy, kameralny i przez to intymnie relaksujący. Nastoletnie siostry Jófríður i Ásthildur swoimi anielskimi głosami brzmią jakby wyszeptywały swoje tajemnice, z którymi chcą nas zapoznać. Ich głosy splatają się wokół siebie tworząc delikatne wzory.

Muzyka islandzka po raz kolejny, tym razem za sprawą Pascal Pinon, zabiera nas w surrealistyczną podróż pełną magicznych doznań percepcyjnych. Otaczająca nas rzeczywistość zmienia się nie do poznania za sprawą dźwięków „Twosomeness”. Czujemy się jakbyśmy stali na krawędzi jawy i snu.

 

Pascal-Pinon-Twosomeness

Pascal Pinon :: Twosomeness

1. Ekki Vanmeta
2. Þerney (One Thing)
3. Somewhere
4. Evgeny Kissin
5. When I Can’t Sleep
6. Annar Logi
7. Kertið
8. Sumarmál
9. Bloom
10. Fernando
11. Good And Bad Things
12. Rifrildi

 

 

Pascal Pinon : website / facebook / bandcamp

Pascal Pinon :: Twosomeness
4.7Wynik ogólny
Ocena czytelników 0 Głosów