Sin Fang to doskonale znany naszym czytelnikom projekt islandzkiego artysty Sindri Már Sigfússona (Seabear).

Na wstępie odsyłam wszystkich zainteresowanych twórczością tego artysty do recenzji jego wcześniejszych wydawnictw: „Summer echoes” (2011; recenzja TUTAJ), „Spaceland” (2016; recenzja TUTAJ) i „Sad Party” (2019; recenzja TUTAJ).

Dzisiaj natomiast chciałbym przedstawić Wam szóste wydawnictwo Sin Fang zatytułowane „The Last Shall Be First”, które ukazało się 14 sierpnia 2020 roku. Album trwa około 26 minut. Znajdziemy tutaj siedem premierowych kompozycji artysty, które powstały w przeciągu ostatnich pięciu lat, a nie były nigdzie dotychczas publikowane, bo zdaniem ich autora nie pasowały do jego wydawnictw. Ponadto na płycie jest jeszcze utwór „Hollow”, który znamy z poprzedniego albumu Islandczyka, z tym, że tutaj jest on przedstawiony w nowej, minimalistycznej aranżacji. Jako ciekawostkę dodam, że w utworze „Lost Girls” gościnnie usłyszymy Jófríður (JFDR, Samaris, Pascal Pinon).

Zacznę od tego, że trudno odbierać album „The Last Shall Be First” jako kolejne regularne wydawnictwo Sin Fang z racji tego, że wyraźnie brakuje mu spójności. Album prezentuje się raczej jako płyta stanowiąca gratkę dla fanów artysty. To kolekcja różnorodnych brzmieniowo i aranżacyjnie kompozycji, pochodzących z różnych okresów kariery Sindri Már Sigfússona, jak i sesji nagraniowych. Niemniej jednak pojedynczo piosenki te bronią się bardzo dobrze. Trudno odmówić im ciekawych i świeżych pomysłów oraz uroku. Dlatego nie mamy poczucia, że ktoś wpycha nam na siłę jakieś odrzuty. Na płycie „The Last Shall Be First” nie ma słabych kompozycji, są tylko dobre albo bardzo dobre. Są to pełnoprawne utwory, dla których – jak wyjaśnia ich autor – wcześniej nie mógł znaleźć odpowiedniego domu. Od razu zastrzegam, że nie powinniśmy się nastawiać na specjalnie drastyczne zmiany w stylistyce Sin Fang

Kolekcja utworów z „The Last Shall Be First” warta jest uwagi i zapewnia mnóstwo przyjemności. Album stanowi rozwinięcie intrygujących pomysłów i rozwiązań, które są cechą charakterystyczną wcześniejszych wydawnictw Sin Fang. Inspiracje, które stoją u podstaw danych kompozycji są różnorodne, przez co danej muzyki nie da się łatwo zaklasyfikować. Przyjmijmy zatem, że jest to eklektyczny indie pop folk o unikatowej rozmarzonej atmosferze, otulony przyjemnymi eksperymentami brzmieniowymi spod znaku lo-fi i ładnymi melodiami. Na tym tle rozlewa się magnetyczny głos  Sindri Már Sigfússona. Jeżeli komuś z Was brakowało tych łagodnych i miękkich dźwięków, w których człowiek zatapia się i rozpuszcza, ten poczuje się tutaj jak w domu. Co jak co, Sindri wciąż jest czarodziejem nastroju.

Album „The Last Shall Be First” całkowicie spełnia swoją funkcję, to znaczy stanowi dom dla udanych kompozycji Sin Fang, które mogły nigdy nie ujrzeć światła dziennego. W ten oto sposób wypełniło się proroctwo zawarte w tytule płyty – kompozycje, które zawsze były „ostatnimi” stały się w końcu „pierwszymi”. Dobrze się stało.

 

 

 

Sin Fang :: The Last Shall Be First

1. Good Heart 03:06
2. Lost Girls (feat. JFDR) 02:35
3. Dripdrop 02:42
4. Dark Matter 03:31
5. Wasteman 03:45
6. Stranger 03:21
7. Maybe Never 03:22
8. Hollow (Piano Version) 03:44

 

 

Sin Fang : facebook / bandcamp / spotify

Sin Fang :: The Last Shall Be First (recenzja)
4.5Wynik ogólny
Ocena czytelników 0 Głosów