Sin Fang to solowy projekt islandzkiego artysty Sindri Már Sigfússona, znany także z wielu innych zespołów, w tym m.in. Seabear, Gangly, Spitali czy ze współpracy z Sóley (Seabear) i Örvarem Smárasonem (z múm).
Jestem przekonany o tym, że czytelnikom naszego portalu jakoś szczególnie nie trzeba przedstawiać projektu Sin Fang, bo doskonale go znają. A jeśli ktoś chciałby się dowiedzieć czegoś więcej w temacie to zachęcam, aby sięgnąć do recenzji wcześniejszych wydawnictw: „Summer echoes” (2011; recenzja TUTAJ) i „Spaceland” (2016; recenzja TUTAJ).
Dokładnie dziś, 8 listopada 2019 roku, Sin Fang wydał swój piąty solowy album zatytułowany „Sad Party”, za pośrednictwem wytwórni Morr Music. Skąd wziął się pomysł na taki mało radosny tytuł płyty? Mówiąc krótko – z życia. „Smutna impreza” została nagrana samodzielnie przez Sindriego w przeciągu zaledwie trzech tygodni w starym drewnianym studio znajdującym się w centrum Reykjaviku, zanim zostało ono zamknięte na dobre w związku ze znacznym wzrostem opłat czynszowych. Zresztą podobnie jak wiele innych budynków i miejsc w stolicy Islandii. Artysta wspomina, że ze studia miał cudowny widok. Z dużym sentymentem wraca do tego miejsca, gdyż przez ostatnie lata spędził tu dużo czasu tworząc muzykę, pijąc i grając w tenisa stołowego. Tym razem pojawił się tutaj z poczuciem nie tylko upływającego czasu, ale również ze świadomością, że już więcej u nie wróci. Zamknął się w studiu i urządził sobie ostatnią, samotną „smutną imprezę”.
Nad słodko-gorzkim brzmieniem „Sad Party” unosi się neon z napisem „żegnaj”. Z tym, że Sin Fang nie popada tutaj w rozpacz ani depresję. Muzyk umiejętnie balansuje pomiędzy melancholią, a rozmarzeniem i ciepłymi wspomnieniami. Pomimo lekko melancholijnego posmaku płyta mieni się feerią barw. Sindri rozpoczyna swój album gęstymi chmurami ambientu, przestrzennymi syntezatorami, rozmytymi gitarami i ciepłymi dronami, które wprowadzają nas w głębszy trans („Planet Arfth”). Oniryczny wstęp płynnie przechodzi w leniwy i rozmarzony indie pop czarujący nie tylko mgiełką delikatnych klawiszy i subtelnym funky rytmem, ale także frapującą melodią, czarującym głosem wokalisty i urokliwymi harmoniami wokalnymi („Hollow”). Przez pewien czas trwamy w tej nostalgicznej atmosferze misternie zbudowanej z wielu intrygujących tekstur, błyszczącej miłymi dla ucha dźwiękowymi drobiazgami pochodzącymi z syntezatorów, gitar i bajecznego elektronicznego zaplecza („No Summer”). Sin Fang w udany i ciekawy sposób eksperymentuje z różnymi gatunkami i brzmieniami, na przykład power popem, który łączy z ambientem i partiami fortepianu („Smother”), albo inspirując się muzyką elektroniczną i IDM („Goldenboy Is Sleeping”). Okazuje się również, że od sennego rozmarzenia do psychodelii wcale nie taka daleka droga, a poczucie szczęścia może być mono intensywne i odurzające („Happiness”). Można także stawiać pomosty nad dream popem i post rockiem („Never Who I Wanna Be”). Brzmienie każdego dźwięku jest tutaj intrygujące, hipnotyzujące, przyjemne dla ucha i duszy. Czuć w tym talent, zmysł i dobrą rękę producencką („Cloudjuice”). Tutaj udają się nawet takie cuda jak miks lo-fi z chamber popem zanurzony w psychoaktywnej aurze („Constellation”).
Sing Fang na swoim najnowszym albumie, pokazuje jak bardzo pojemna może być szufladka z napisem indie pop. Jak dużo tam można włożyć i to przeróżnych rzeczy, a równocześnie nie doprowadzić do chaosu i rozgardiaszu. Faktycznie kiedy otwieramy szufladę „Sad Party” zauważamy to całe bogactwo dźwiękowe, mnogość inspiracji i wpływów. Z tym, że poszczególne elementy układają się tutaj w harmonijne mandale, które hipnotyzują swoimi wzorami i teksturami. Nie mieści mi się w głowie, że odpowiada za to jeden człowiek. Za koncepcję tego oryginalnego stylu i jego wykonanie. Potwierdza to wysoką klasę tego kompozytora, wokalisty i multiinstrumentalisty
Przez płytę prowadzą nas łagodnie linie melodyczne, migotliwe i zwiewne motywy bujnej indietroniki oraz surrealistyczny i rozmarzony nastrój. Dodajmy do tego jeszcze miękki i ciepły głos Sindriego. Całość jest bardzo przejmująca i przyjemna w odbiorze. Każda z kompozycji „Sad Party” dotyka któregoś z naszych wspomnień i trąca struną emocji. Gwarantuję, że spędzicie z tym albumem miło swój czas niezależnie od okoliczności, w których będziecie go słuchać.
Sin Fang :: Sad Party
1. Planet Arfth 06:38
2. Hollow 03:30
3. No Summer 04:17
4. Smother 03:16
5. Goldenboy Is Sleeping 04:53
6. Happiness 03:36
7. Never Who I Wanna Be 2:57
8. Cloudjuice 3:02
9. Constellation 04:40
Sin Fang : facebook / bandcamp / spotify