Zespół Sólstafir działa na islandzkiej scenie muzycznej od 20 lat! Dziś ma miejsce europejska premiera ich piątego dzieła zatytułowanego „Ótta”!
Dotychczas Islandczycy dostarczyli słuchaczom kilka Ep’ek, demówek i przede wszystkim pełnowymiarowe studyjne wydawnictwa: „Í Blóði og Anda” (2002), „Masterpiece of Bitterness” (2005), „Köld” (2009), „Svartir Sandar” (2011).
Naszą recenzję albumu „Köld” (2009) znajdziecie tutaj.
W trakcie tej wieloletniej muzycznej podróży tak sami muzycy: Aðalbjörn Tryggvason (wokal, gitara), Guðmundur Óli Pálmason (perkusja), Svavar Austmann (bas) i Sæþór Maríus Sæþórsson (gitara), jak również ich muzyka ewoluowała i dojrzewała. Śledząc ścieżkę twórczość Sólstafir możemy zauważyć, że brzmienie tej muzyki przesuwało się ze skrajnie brutalnego (w początkowym okresie) w stronę bardziej atmosferycznego (obecnie). To naturalny postęp. Zespół nie chcąc się powielać, powtarzać, za każdym razem poszukuje nowych rozwiązań. Świadczy to o otwartości muzyków, a także dążeniu do udoskonalania własnego brzmienia.
Ciekawe jest to, że Sólstafir ma wypracowaną rozpoznawalną osobowość muzyczną, do której dodaje po prostu nowe elementy. Każdy kolejny album zachowuje części charakterystyczne z poprzednich wydawnictw poszerzone o nowe składniki.
Dziś ma miejsce europejska premiera ich piątego dzieła zatytułowanego „Ótta” i jest to kolejny znaczący krok w twórczości Sólstafir.
„Ótta” to album nagrany w wielkim stylu! Ambitny i przełomowy! Najlepsza płyta Sólstafir pod względem konsystencji, struktury i melodii! Umieszczając świeże akcenty i dodając nowe aspekty do swojej muzyki zespół rozwinął swój styl ponownie. Tym razem w coś niezwykle wspaniałego i zapierającego dech w piersiach.
W duchu uśmiecham się, bo domyślam się, że będzie to kolejny „problem” dla krytyków i recenzentów, którzy już dwoją się i troją w odklejaniu jednych łatek i przyklejaniu następnych w przypadku Islandczyków. Tym bardziej, że muzycy śmiało przyznają się do tego, że od zawsze byli pod wpływem nie tylko kapel metalowych, ale również dokonań Fields of the Nephilim, Ennio Morricone, Neil Young i Joy Division, czy przede wszystkim Billy Corgan‚a i The Smashing Pumpkins.
Będzie zabawnie, bo przy okazji „Ótta” muzycy nie postawili sobie żadnych ograniczeń gatunkowych i postanowili skorzystać z wielorakich wpływów stylistycznych, stąd niektórzy próbują teraz rozwiązać „zagadkę” pod tytułem: Czy to jeszcze jest muzyka metalowa czy już jednak nie? Moim skromnym zdaniem jest to zupełnie nieważne! Moi drodzy to nie jest zadanie matematyczne to Muzyka i do tego przez duże „M”. Czy ktoś potrzebuje czegoś więcej?
Wydawcą premierowego materiału Sólstafir jest francuska wytwórnia muzyczna Seasons of Mist (wydali m.in. Mayhem, Gorguts, Inquisition).
Album nagrywany był w słynnym studiu Sundlaugin (należącym do zespołu Sigur Rós). Muzycy przy tej okazji współpracowali z producentem Birgir Jón Birgirsson (znany ze współpracy z Sigur Rós, a ostatnio także z Alcest). Współproducentem krążka został również dobry przyjaciel grupy Silli Geirdal.
Na początek wyjaśnijmy, iż tytuł płyty „Ótta” na skróty i wprost tłumaczyć można jako „Fear” lub „Fears” („Strach”, „Obawy”), niemniej jednak nie jest to sedno sprawy, gdyż tak naprawdę „Ótta” to określenie odpowiadające długości jednej ósmej dnia słonecznego. Sólstafir tytułem płyty, jak i poszczególnych kompozycji nawiązuje bezpośrednio do tzw. Eykt‚u. Eykt to staroislandzka miara czasu, która dzieli dzień na 8 segmentów,. Każda z tych części trwa po 3 godziny. Eykt zaczyna się od północy „Lágnætti” (00:00-03:00), a kończy go „Náttmál” (21:00-00:00).
Jak dowiadujemy się z wypowiedzi muzyków, teksty danych utworów nie są bezpośrednio związane z tytułami. Jawią się bardziej jako osiem odrębnych historii. Można je jednak łączyć i przypisać danej porze dnia. Panowie nadmieniają, iż w ich tekstach przewijają się opowieści o lecie, zimie, przebaczaniu, śmierci, rozłąkach, miłości, narkotykach, strachu, nadziei, młodości i smutku. Czas. Życie. Brzmi ciekawie.
W przeciwieństwie do poprzedniego wydawnictwa „Ótta” ma krótsza formę, „tylko” 57 minut. Dla przypomnienia poprzedni album „Svartir Sandar” ukazał się w wersji dwupłytowej i trwa 77 minut! Druga bezpośrednio widoczna różnica polega na tym, iż na obecnej płycie wszystkie teksty są po islandzku. Według mnie to bardzo dobra decyzja. Zespół wydaje się być także zadowolony z tego zabiegu. Tłumaczą to tym, że łatwiej im w ten sposób wyrazić własne uczucia i myśli, które wypływają bezpośrednio z ich wnętrza, bez potrzeby przepuszczania ich przez filtr tłumaczenia na inny język. Jest to coś bardziej naturalnego niż śpiewanie w obcym języku.
Na albumie „Ótta” zespół odważniej korzysta z sekcji smyczkowych i fortepianowych, które nadają muzyce odpowiedniego nastroju i dramatyzmu. Muzycy zaskakują sięgając na przykład po tak zdawałoby się mało metalowy instrument jakim jest banjo, który sprawdził się tutaj rewelacyjnie. Co poza tym? Ograniczono ilość agresywnych linii wokalnych, poprzestano na bardziej czystych i spokojnych. Więcej mamy tutaj również zmian tempa i kontrastów brzmieniowych, nawet w zakresie jednego utworu, a melodie są bardziej widoczne i nasiąknięte emocjami. Pojawiają się także wyraźne nawiązania do rocka psychodelicznego lat 70-tych i post rocka. Dominuje przede wszystkim eklektyka, a ogólna atmosfera płyty świadczy o wysokim stopniu skoncentrowania muzyków. Ekspresja emocjonalna Sólstafir jest dużo bardziej wyrafinowana niż dotychczas. Przeważa oczywiście skandynawska melancholia i poczucie osamotnienia.
Nieodłącznym elementem spajającym atmosferę albumu jest ponury, przytłaczająco emocjonalny głos Aðalbjörn’a Tryggvason’a. Jego charakterystyczny styl śpiewu spleciony jest z wrażliwości, a namiętna i melancholijna barwa głosu potęguje poczucie tęsknoty. Brzmienie języka islandzkiego również ma znaczenie na odbiór całości wydawnictwa. Nadaje mu większej głębi, otacza muzykę aurą tajemnicy i mistycyzmu.
Produkcja złożonych kompozycji tego albumu zapewnia poczucie ogromnej przestrzeni. Momentami możemy odnieść wrażenie jakbyśmy obcowali z ulotnymi widmami, duchami albo echem dobiegającym ze szczytów gór. Album brzmi niezwykle epicko, po prostu pięknie.
Dla mnie osobiście „Ótta” jest jak dzieło sztuki. Obraz, od którego nie można oderwać wzroku, który można bez końca kontemplować, rozpatrywać i interpretować na wielu różnych płaszczyznach. W końcu obraz, na którym po pierwsze z wyczuciem, wręcz idealnie ukazany jest każdy szczegół – intensywność kolorów, gra światła i cieni, tekstura i grubość nałożonej farby, itp. – stanowiący o wyjątkowości jego wykonania. A po drugie, na którym namalowane są treści świadczące o szczerości i głębi artystycznego przekazu – pobudzające nie tylko wyobraźnię, ale i emocjonalność odbiorcy.
Album „Ótta” dotyka serca i duszy. To esencja muzyki, która sprawia wrażenie obcowania z naturalnym pięknem natury. To niezwykłość i doskonałość jaką można dostrzec między innymi w momencie kiedy promienie słońca przeświecają przez krystalicznie czysty islandzki lód, rozszczepiające się i rozbiegające w różnych kierunkach wiązki światła. Albo te momenty, kiedy zachodzące słońce kładzie się na grzbietach lodowców sprawiając wrażenie jakby lodowe szczyty płonęły.
Sólstafir potrafi zmrozić nas swoją muzyką z mocą północnego wiatru i lodu oraz rozgrzać z siłą wulkanicznej magmy. Ich muzyka potrafi być gładka jak pola zastygłej lawy pokryte zielonym mchem i ostra jak skaliste klify fiordów. Potrafi być także delikatna jak tafla zamarzniętego jeziora, szorstka jak interior i wzburzona jak Atlantyk w czasie sztormu. A we wszystkim jest taka sama pasja.
Nowa muzyka Sólstafir jest bogata, zróżnicowana i hipnotyczna. To absolutnie cudowna i niezwykła podróż, nie tylko w wymiarze fizycznym (przez krajobraz Islandii), ale także duchowym (poprzez/poza czas i przestrzeń). Wraz z „Ótta” wędrujemy przez skomplikowaną sieć ludzkich emocji, myśli i napięć. Tutaj nawet mrok i ciemność uwodzą nas z niezwykłą mocą.
Islandczycy na swoim piątym albumie stworzyli coś ponadczasowego i wymykającego się łatwej kategoryzacji. „Ótta” to boleśnie piękne doświadczenie budzące głębokie emocje i rozdzierające serce. Rzecz doskonała i imponująca.
Sólstafir :: Ótta
1. Lágnætti
2. Ótta
3. Rismál
4. Dagmál
5. Miðdegi
6. Nón
7. Miðaftann
8. Náttmál
Sólstafir : website / facebook / bandcamp / twitter