Tófa (ang. Blue Fox) to islandzki kwartet z kobiecym wokalem, określający swoje brzmienie mianem art-punk.
O tym zespole i ich muzyce pisałem już przy okazji recenzji ich poprzedniego albumu „Fleetwood Max” (2015) – recenzja TUTAJ.
Uwielbiam nazwę tego zespołu, ich logo, okładki (wykonane przez wokalistkę grupy – Allie Doersch) i tytuły płyt, poczucie humoru muzyków, ich bezkompromisowość, a przede wszystkim ich muzykę – dziką, surową i liryczną. I mam tu na myśli nie tylko wspomniany krążek „Fleetwood Max”, ale również wydany 17 października 2016 roku ich drugi album „Teeth Richards”.
Swoje najnowsze wydawnictwo Tófa promują informacją: “Aby stworzyć „Teeth Richards” zespół Tófa na całe dnie zaszył się w lesie, gdzie wszystko co nieistotne zostało wystawione na próbę. Rezultatem tego są utwory, które cechuje obłąkane brzmienie, jakby stworzyli je szczęśliwi ludzie robiący zły rzeczy”.
Wszystkie kompozycje i teksty znajdujące się na płycie „Teeth Richards” zostały napisane przez zespół Tófa , z wyjątkiem tekstu do „I Loved Them „, który pochodzi z „An Asphodel” i „Transcription Of Organ Music” skomponowanych przez Allena Ginsberga.
Omawiany album został zarejestrowany przez Einara Stefa w „zakurzonym miejscu gdzieś w Reykjaviku”.
Twórczość Tófa to post punk zakochany w poezji, literaturze i sztuce, do tego mocno niekonwencjonalny, nieszablonowy, niestandardowy… i tak mógłbym jeszcze mnożyć synonimy. Zespół przekracza daleko granice punkowej konwencji, nie tylko muzycznie i stylistyczne, ale też literacko. „Teeth Richards” to muzyka pierwszorzędnie skonstruowana, zmajstrowana doprawdy wybornie i pełna ciekawych brzmieniowych konceptów. Nie dość, że muzycy skrupulatnie budują napięcie, to korzystają przy tym bez żadnych oporów z wielu elementów i odgałęzień alternatywnego rocka, to jeszcze w ich cold wave’owej, hałaśliwej i psychodelicznej przestrzeni nie trudno wyłapać znakomite melodie. Trzeba też pochwalić zadziorny, a jednocześnie uwodzący damski wokal Allie, wspaniale kontrastujący z chaotycznymi, przesterowanymi i rwanymi gitarami.
A wracając do tekstów, które ubrano w muzykę „Teeth Richards”, to faktycznie noszą one znamiona poezji (na marginesie dodam, że w składzie zespołu jest dwóch muzyków, którzy posiadają tytuł licencjata i tytuł magistra literatury) odwołującej się do kultury, literatury i feminizmu. Sami muzycy mówią, że mają one formę bardziej wierszy niż zwykłych piosenkowych tekstów. No, ale nic w tym dziwnego, skoro część z nich oparta jest na opowiadaniach i wierszach Jói. W lirykach poruszane są tematy będące wynikiem frustracji, bezradności i pesymizmu, które często towarzyszą młodym ludziom żyjącym we współczesnych czasach.
„Teeth Richards” to kawał dobrej muzyki, która jest energetyczna, hipnotyzująca i organiczna. Tófa dba o to, aby nie brzmieć supernowocześnie, dlatego w studiu nagrań ograniczyli się do niezbędnego minimum. Używali niewielkiej ilości mikrofonów i nie powtarzali rejestracji bez końca. Liczyło się dla nich tu i teraz, uchwycenie TEJ chwili i prawdy. W ten sposób uzyskali żywe brzmienie, które można porównać do tego co można usłyszeć na koncercie. A przyznać trzeba, że w Tófa jest moc, płonie w nich prawdziwy rockowy ogień, w każdym dźwięku słychać zaangażowanie i szczerość oraz artyzm. Dlatego każdy odsłuch, odtworzenie albumu, dostarcza nowych doznań.
Tófa :: Teeth Richards
1. Fightgirl 03:28
2. Cowering 04:23
3. Koddu út að leika 01:36
4. Dizzy Little Jim 05:38
5. High Castle/Son of Wasps 05:52
6. I Loved Them 02:26
7. Must be the Way 04:38
8. Creepin’ 10:48