Ludzie zapisują się na język islandzki, bo chcą spróbować czegoś nowego, na tej samej zasadzie, co próbują wspinaczki lub jogi. Około 5 lat temu, w okresie, gdy bardzo popularny był w Polsce zespół Sigur Rós, fani ich muzyki stanowili większość moich uczniów – mówi Marta Bartoszek, założycielka pierwszej szkoły języka islandzkiego w Polsce – Centrum Języka Islandzkiego w Krakowie.

 

KP: Twoja rodzina jest dość szczególnym, powiedziałabym, że nawet chlubnym przypadkiem Polaków na Islandii – od kilkudziesięciu lat to zaangażowani członkowie tamtejszej społeczności, np. Twój ojciec był prezesem Towarzystwa Przyjaźni Islandzko – Polskiej. Opowiedz o swojej rodzinie, jak doszło do tego, że się osiedliliście na wyspie i o swoim islandzkim dzieciństwie.

MB: Moi rodzice byli chyba dość szczególnym przypadkiem emigrantów jak na tamte czasy, bo nie wyjechali z Polski z powodu biedy ani prześladowań politycznych, tylko pchnęła ich ku tej decyzji raczej ciekawość świata. Mój tata z wykształcenia jest filologiem norweskim i najpierw wyjechał do Norwegii, a następnie do Islandii, dokąd postanowił ściągnąć rodzinę. Zawsze interesowały go kraje nordyckie (potem skończył jeszcze filologię fińską i islandzką), tak więc przede wszystkim zachwyt Północą był powodem naszego wyjazdu. Ja w wieku przeprowadzki miałam niecałe 4 lata, a mój brat 9. Obydwoje się szybko zaaklimatyzowaliśmy, choć zawsze czuliśmy silny związek z Polską. W domu rozmawiało się wyłącznie po polsku, jedliśmy przede wszystkim polskie jedzenie i obchodziliśmy polskie święta. Poza tym byłam raczej normalnym islandzkim dzieckiem i nastolatką, miałam islandzkich przyjaciół i do dziś mentalność islandzka jest mi pod wieloma względami bliższa od polskiej. Jednak już pod koniec podstawówki zdecydowałam, że na studia wyjadę do Polski, bo chciałam spróbować, jak to jest tu mieszkać. Decyzji tej na pewno nie żałuję, choć z perspektywy czasu uważam, że to gdzie mieszkamy, nie jest aż takie istotne, bo w każdym miejscu ma się po prostu swoje lepsze i gorsze dni.

 

KP: Nie ukrywam, że ciekawi mnie działalność Twojego brata Pawła, podobno zaczyna poważną karierę polityczną na Islandii?

 MB: „Podobno” jest tu dobrym określeniem, bo o ile mi wiadomo to tylko plotki. Paweł należy co prawda do partii politycznej i żywo interesuje się polityką, ale raczej skupia się na komentowaniu bieżącej sytuacji, niż na ubieganiu się o stanowiska. Z wykształcenia jest matematykiem i w tym zawodzie też pracuje. Pojawiły się co prawda głosy zachęcające go do kandydowania na fotel prezydenta w zbliżających się wyborach, ale raczej nie wyszły one z jego inicjatywy.

 

KP: Jak odbierasz nastawienie polskiej mniejszości do życia na wyspie? Dominuje przekonanie, że Polacy zachowują bierność, nie uczą się języka i poprzestają na dbaniu o własne sprawy ekonomiczne – czyli to, co stanowiło dla nich główny motor przyjazdu na Islandię. Na spotkaniu w Warszawie prof. Unnur Dís Skaptadóttir z UI wspominała, że krajobraz społeczności polskiej się stale zmienia (więcej młodych, aktywnych, pracujących umysłowo), ale też zwracała uwagę na to, że rząd islandzki niewiele robi, by wspomóc imigrantów w integracji.

MB: Polacy na Islandii to faktycznie w większej części imigranci ekonomiczni, często są to osoby z biedniejszych środowisk w Polsce, słabo wykształcone. Nie jest więc szczególnie zaskakujące, że nie przykładają wielkiej wagi do udziału się w społeczeństwie islandzkim lub do nauki języka – w Polsce raczej też nie były zbyt zaangażowanymi obywatelami. Trzeba jednak nadmienić, że dla wielu osób podstawowa znajomość islandzkiego jest po prostu wystarczająca – w wielu dużych miejscach pracy można się posługiwać angielskim lub nawet polskim (regularnie tłumaczę na polski np. różne instrukcje dla fabryk rybnych). Postawa Islandczyków także nie ułatwia nauki języka, bo widząc, że ktoś nie mówi biegle, często sami przechodzą na angielski. Są też jednak przykłady osób żywo zainteresowanych społeczeństwem islandzkim i działających na rzecz integracji Polonii i promocji Polski, np. organizujących różne festiwale, prowadzących polskojęzyczne portale i szkoły. Rząd islandzki całkiem sporo wysiłku przeznacza w integrację imigrantów, a w szczególności dzieci, jednak liczba osób przybyłych na Islandię w ostatnich latach jest faktycznie bardzo wysoka i nie zawsze np. szkoły są w stanie poradzić sobie efektywnie z tak dużą liczbą dzieci obcego pochodzenia.

 

KP: Swoje Centrum Języka Islandzkiego w Krakowie prowadzisz już od kilku lat. Co wpłynęło na decyzję o  założeniu szkoły językowej, jakie były początki?

MB: Mój ojciec jest tłumaczem przysięgłym na Islandii i odkąd miałam kilkanaście lat pomagałam mu przy tłumaczeniu prostych, nie wymagających uprawnień tekstów. W wieku 17 lat zaczęłam też pracować dorywczo jako tłumacz ustny, pomagając Polakom m.in. podczas wizyt w szkołach i szpitalach. Po wyjeździe do Polski przez pewien czas nie zajmowałam się tłumaczeniami, bo byłam przekonana, że nie ma w Polsce na to zapotrzebowania. Czasem tylko odpracowywałam krótkie teksty dla ojca lub tłumaczyłam dokument dla znajomego.

Bywało też, że zwracali się do mnie ludzie z prośbą o korepetycje, ale nie czułam, bym miała wystarczające doświadczenie, żeby pobierać opłaty za nauczanie. Uznałam więc, że będę dawać lekcje za darmo, żeby się w tym zakresie podszkolić. Skontaktowałam się w tym celu z Kołem Naukowym Filologów Szwedzkich na UJ, a zarząd Koła zareagował entuzjastycznie na moją propozycję. I tak przez następne 2 miesiące odbywały się darmowe lekcje języka islandzkiego, które cieszyły się sporą popularnością. Na koniec poprosiłam uczniów o wypełnienie ankiety ewaluacyjnej, a jej pozytywne wyniki dały mi wiatr w żagle. W następnym roku zorganizowałam już płatny kurs, choć jeszcze nie pod własnym szyldem.

Po studiach zatrudniłam się przez chwilę w innej branży, jednak po jakimś czasie znalazłam się się znowu bez pracy. Jako że źle znoszę bezczynność, postanowiłam nie czekać, aż ktoś zechce mnie zatrudnić, tylko zdecydowałam się na założenie firmy. Nie byłam do końca przekonana, czy znajdę klientów, ale okazało się, że dużo firm i instytucji jednak potrzebuje tłumaczeń na islandzki, a na kursy też zawsze znajdują się chętni. Firmę prowadzę już ponad cztery lata, czasem jest ona moim głównym źródłem dochodu, a czasem dodatkowym, ale stale daje mi duże poczucie niezależności i możliwość uczestniczenia w różnych projektach i poznawania ludzi, których bez niej bym nie poznała.

 

KP: Ruszył nowy semestr zajęć w Centrum. Czy zaplanowałaś na ten rok jakieś zmiany w programie lekcji dla swoich uczniów?

MB: Obecny kurs dla początkujących jest już chyba 11. edycją, tak więc jego przebieg mam już dość dobrze zaplanowany. Na zakończenie każdego kursu rozdaję ankietę ewaluacyjną i na podstawie jej wyników wprowadzam poprawki lub zmiany. W obecnej edycji nie planuję większych modyfikacji, jako że plan nauczania zdążyłam przez tyle edycji opracować już dosyć dobrze. Raczej skupiam się teraz na dopracowywaniu materiałów, pisaniu nowych, ulepszonych wersji ćwiczeń lub śledzeniu nowinek wydawniczych, które mogłabym wykorzystać. Jestem też zawsze otwarta na sugestie uczniów – jeśli grupę interesuje jakaś tematyka, np. zwierzęta, to przygotowuję materiały pod tym kątem.

 

KP: Jak określiłabyś stopień trudności języka islandzkiego dla przeciętnego Polaka? Jakieś szczególne rady pomocne w nauce tego języka?

MB: Język islandzki jest niestety językiem dość trudnym, choć nie niemożliwym do nauczenia. Polaków często przerażają dziwne literki i wymowa, a tak naprawdę nie stanowią one wielkiego wyzwania. Moi uczniowie już zazwyczaj po około trzech zajęciach zaczynają czytać dość płynnie i wymawiać słowa w miarę poprawnie. Gorzej jest z gramatyką, w języku islandzkim niestety prawie wszystko się odmienia. Moim zdaniem przy nauce islandzkiego szczególnie przydatna jest znajomość innych języków germańskich: angielskiego, niemieckiego lub skandynawskich. Łatwiej jest wtedy opanować np. czasy lub niektóre zjawiska gramatyczne. Tak więc radzę się uczyć języków, bo to zawsze procentuje.

 

KP: Ostatnio ruszył też długo wyczekiwany kurs islandzkiego w Warszawie w Stacji Północ, na razie dla niewielkiej liczby osób, choć chętnych nie brakowało. Sądzisz, że zainteresowanie tym językiem w Polsce będzie wzrastać? W czym można upatrywać przyczyn?

MB: Z moich obserwacji wynika, że zainteresowanie utrzymuje się od kilku lat na dość podobnym poziomie. Duży boom był faktycznie ok. 5 lat temu, w okresie, gdy bardzo popularny był w Polsce zespół Sigur Rós. Wówczas fani ich muzyki stanowili większość moich uczniów. Obecnie grupy są bardziej zróżnicowane, sporo jest osób wyjeżdżających regularnie lub planujących wyjechać na Islandię do pracy lub na wakacje. Moim zdaniem pragnienie nauki islandzkiego wpisuje się też ogólnie w popularną obecnie chęć rozwoju osobistego oraz aktywnego spędzania czasu. Ludzie zapisują się na islandzki, bo chcą spróbować czegoś nowego, na tej samej zasadzie co próbują wspinaczki lub jogi.

 

KP: Poza tym, że dobrze znasz Islandię, interesujesz się też sprawami międzynarodowymi. Trudno mi nie skorzystać z okazji i nie zapytać, co sądzisz o zamknięciu negocjacji Islandii z UE?

MB: Dla mnie osobiście przystąpienie Islandii do UE byłoby korzystne, bo często jeżdżę między oboma krajami i ułatwiłoby mi kilka spraw, np. rozliczenia przy pracy dla islandzkich biur tłumaczeń. Duża część Islandczyków jest jednak do członkostwa nastawiona negatywnie lub sceptycznie. Jako główne argumenty podawana jest utrata kontroli nad strefami połowowymi oraz brak realnego wpływu na decyzje w Brukseli ze względu na niewielką liczbę ludności. Trzeba jednak nadmienić, że sytuacja Islandii jest inna niż Polski przed 2004. Islandia jest częścią Europejskiego Obszaru Gospodarczego i w dużej części już korzysta z różnych programów unijnych, można np. wyjechać na Islandię w ramach programu Erasmus, korzystać z karty EKUZ oraz przekraczać granicę bez kontroli. Realnych szans na przystąpienie Islandii do UE w najbliższym czasie nie widzę, szczególnie że sytuacja po kryzysie się nieco uspokoiła, a w Europie górują raczej tendencje separatystyczne (Brexit, Grexit).

 

KP: Jakbyś skomentowała obecną sytuację polityczną na Islandii i odnotowane ożywienie ruchów skrajnie prawicowych, chociażby na przykładzie Islandzkiego Frontu Narodowego. Czy takie ugrupowania mogą natrafić na podatny grunt w społeczeństwie? Zdaje się, że Islandia do tej pory nigdy nie miała problemów z ksenofobią.

MB: Ruchy nacjonalistyczne są na Islandii problemem raczej marginalnym. Już kilkakrotnie powoływano do życia różne ultra prawicowe partie, jednak nigdy nie zyskiwały one zainteresowania chociażby małej liczby Islandczyków i nie sądzę, by tym razem miało być inaczej. Można za to podać przykład partii Frjálslyndi flokkurinn, która zasiadała w parlamencie, lecz po tym jak jej przedstawiciele zaczęli się wypowiadać w mediach na rzecz ograniczenia liczby imigrantów, to po raz kolejny się już do parlamentu nie dostali i zniknęli ze sceny politycznej. Trzeba oczywiście nadmienić, że w związku z przybyciem dużej liczby cudzoziemców do Islandii, zmieniło się też nastawienie do nich. Gdy byłam dzieckiem dominowało zaciekawienie, a Islandczycy traktowali imigrantów jako potwierdzenie swojej opinii, że Islandia jest dobrym krajem do życia. Gdy jednak po roku 2000 liczba nowoprzybyłych zaczęła się szybko zwiększać, pojawiły się również negatywne stereotypy, nieufność wobec obcej kultury i w niektórych przypadkach jawna niechęć. Nie ma jednak w islandzkim społeczeństwie akceptacji dla zachowań dyskryminujących lub rasistowskich, a niejednokrotnie mieszkańcy Islandii wykazywali znacznie większą empatię wobec cudzoziemców niż ekipa rządząca, np. apelując do ministrów o przyjęcie uchodźców lub protestując przeciwko deportacji osób ubiegających się o azyl. Jeśli tylko osoby obcego pochodzenia podejmują pracę i starają się nauczyć języka, to mogą one liczyć na pozytywne przyjęcie przez mieszkańców wyspy.

 

Marta Bartoszek

Native speaker języka islandzkiego. Na Islandii się wychowała i spędziła 15 lat, posiada islandzkie obywatelstwo. Ukończyła liceum ogólnokształcące Menntaskólinn við Hamrahlíð w Reykjavíku, a w Krakowie studia magisterskie z filologii rosyjskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Ma wieloletnie doświadczenie w tłumaczeniach z języka islandzkiego. Współpracuje z licznymi biurami tłumaczeń w Polsce, Islandii oraz innych krajach. Wykonywała tłumaczenia m.in. dla portali edukacyjnych i medycznych, sądów i prokuratur oraz różnych instytucji publicznych.
Zajmowała się obsługą islandzkich delegacji dla Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP podczas Polskiej Prezydencji w Unii Europejskiej oraz pełniła opiekę na islandzką reprezentacją piłki ręcznej podczas EHF Men’s Euro 2016 w Katowicach.

Publikacje:

Islandzki 600 fiszek trening od podstaw, wyd. Edgard 2013
Mały słownik islandzko-polski polsko-islandzki, Wydawnictwo Naukowe UAM 2011 (współautorka)
Njörður P. Njarðvík. Helgi zwiedza świat. Wyd. NB Forlag 2015 (tłumaczka)