Hubert Klimko-Dobrzaniecki w niedawno wydanej powieści „Zostawić Islandię” pisze: „Konia islandzkiego nie wolno nazywać kucykiem. Z powodu urażonej dumy wiele znajomości pomiędzy wyspiarzami a obcokrajowcami zakończyło się nagle i bezpowrotnie. Z islandzkiego konia, podobnie jak z islandzkiej owcy, można zrobić wszystko.” Natomiast w znanym polskim widzom filmie „O koniach i ludziach” (isl. Hross í oss) Benedikta Erlingssona dwa gatunki – człowiek i koń – są zespojone ze sobą, wzajemnie zależne i bardzo do siebie podobne. Motyw, czy postać konia, jest bardzo ważna w islandzkiej kulturze. Na te wyjątkowe zwierzęta zwrócił już uwagę Daniel Vetter, autor pierwszej relacji z Islandii w języku polskim, natomiast Edmund Chojecki pisał o nich: „Koń islandzki! To dromader lodowej pustyni.”
Miejsce konia w świadomości Islandczyka wiąże się z długoletnią tradycją, w której sfery sacrum (Sleipnir, ośmionogi rumak Odyna) i profanum (główny środek transportu przed wieki, gatunek sprowadzony na wyspę wraz z pierwszymi osadnikami) wzajemnie się przenikają. Tym samym nie powinno dziwić, jak często koń pojawia się w sztuce islandzkiej. Motyw ten posłuży nam zatem jako przewodnik po jej historii i punkt wyjścia dla zrozumienia młodej sztuki Islandii.
Do końca XIX wieku sztuka Islandii to przede wszystkim zapożyczenia i importy, praktycznie wyłącznie obejmujące dzieła architektoniczne i rzemiosło artystyczne. Na wyspie brakowało artystów, bo nie było tam żadnej tradycji akademickiej ani tym bardziej konkretnej spuścizny artystycznej, która mogłaby inspirować młodych rzemieślników do prób malarskich czy rzeźbiarskich. Jedyna droga do wykształcenia artystycznego wiodła przez morze; Duńska Królewska Akademia Sztuki, założona w 1754 roku miała stać się najbliższym ośrodkiem kształcenia islandzkich artystów. Pierwszym jej absolwentem islandzkiego pochodzenia był Bertel Thorvaldsen, syn Gottskálka Þorvaldssona, cieśli wykonującego ozdoby statków dla floty duńskiej. Sam Thorvaldsen był uważany za jednego z geniuszy europejskiego klasycyzmu, po śmierci Antoniego Canovy został pierwszym rzeźbiarzem Europy. Jego dzieła znajdziemy w Polsce; wśród nich okazały pomnik konny (!) Józefa Poniatowskiego przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie.
Wraz z nurtami romantycznymi, zrodziła się na Islandii potrzeba stworzenia własnej sztuki, a co za tym idzie, utworzenia Galerii Narodowej (Listasafn ĺslands) w 1884 roku. Jej założyciel i pomysłodawca, Björn Bjarnarson, przekazał wyspie swoją kolekcję dzieł skandynawskich, z oczywistych względów jednak brakowało w niej dzieł islandzkich. Pierwszym obiektem nadającym sens Galerii Narodowej była rzeźba Einara Jónssona (1874 – 1954), który powróciwszy do ojczyzny po studiach w Kopenhadze, uzupełnił kolekcję o pierwsze dzieło Islandczyka. „Wyjęci spod prawa” (isl. Útlaginn, 1901) przedstawia historię z islandzkiej opowieści ludowej, której bohater zmuszony jest do wygnania wraz z rodziną za popełnione przestępstwo. Jónsson często korzystał z bogatego źródła motywów, jakim jest islandzki folklor i sagi.
Jedno z jego najważniejszych dzieł, „Los” (isl. Skuld, 1900-1927) przedstawia rycerza odpoczywającego w trakcie ucieczki przed duchem, którego sprowokował swoim występkiem. Na ogromnym, leżącym ze zmęczenia koniu, nagi rycerz obejmowany jest przez postać z zasłoniętą twarzą. To duch, a może nawet więcej – Przeznaczenie (Skuld, w mitologii nordyckiej jedna z wiedźm przeznaczenia), przed którym ucieczka okazała się niemożliwa. Postać konia jest dominantą, elementem komponującym całą grupę; zwierzę to dopiero co legło na ziemi, jego rozwiana grzywa zastygła w bezruchu. Choć rumak jest nienaturalnie duży, wydaje się to być świadomym zabiegiem artysty. Nie tylko ze względu na stylistyczne odchodzenie od realizmu, charakterystyczne dla twórczości Jónssona, ale też symboliczne znaczenie zwierzęcia. Między jego nogami zakomponowano martwe ciało ofiary, za której śmierć odpowiedzialny jest jeździec. Można więc powiedzieć, że koń dzieli i łączy dwa światy: ziemski, reprezentowany przez martwą ofiarę, której skulone ciało zdaje się być chronione przez konia; oraz pozaziemski, do którego wkracza już jeździec osaczony przez Skuld.
Z kolei pierwszym malarzem, którego dzieło weszło do zbiorów Galerii Narodowej, był Thórarinn Thorláksson (1867 – 1924). Wróciwszy ze studiów w Kopenhadze latem 1900 roku, wykonał serię pejzaży tworzonych w plenerze. Jego ulubionym motywem była Thingvellir, dolina o ogromnym znaczeniu dla islandzkiej tożsamości, tam bowiem przez lata zbierał się Althing, najstarszy parlament w Europie. Thorláksson wystawił swoje obrazy jesienią, stając się pierwszym Islandczykiem wystawiającym swoje prace w Islandii i pionierem nowoczesnego malarstwa na wyspie.
Jeden z najbardziej cenionych obrazów, zatytułowany po prostu „Thingvellir” (1900) to portret charakterystycznych elementów przyrody wyspy: zieleń dzikiego interioru, błękit lodowca, przedstawionej pod osłoną białej nocy polarnej. Jedynymi ożywionymi bohaterami tego statycznego, wręcz uśpionego krajobrazu są konie, które wraz z drewnianą zabudową średniowiecznego kościółka (rekonstrukcja budowli postawionej na pamiątkę dobrowolnie przyjętego chrześcijaństwa w 1000 roku) podkreślają ponadczasowy charakter tego miejsca i tym samym patriotyczny wymiar dzieła. Kolebka islandzkiego parlamentaryzmu oraz przedstawiciele jednej z najstarszych ras zwierząt w Europie to symbole narodowe, niezwykle ważne dla podkreślenia „islandzkości” i dumy z długiej tradycji wyspy, które to były wielokrotnie podkreślane w XIX-wiecznej narracji narodowowyzwoleńczej, mającej na celu wyswobodzenie spod duńskiego panowania.
Niejednoznaczne interpretacyjnie malarstwo Thorlákssona dało początek rozwojowi pejzażu symbolicznego na wyspie. Do najważniejszych malarzy przełomu wieków zaliczyć trzeba Ásgrímura Jónssona (1876-1958), oraz Jóhannesa Sveinssona Kjarvala (1885 – 1972). Ten drugi artysta podczas swej ponad 80-letniej kariery wielokrotnie zmieniał styl, co związane było z inspiracjami licznymi podróżami, jednak powracał też do motywów typowo islandzkich, w tym malarskich przedstawień koni. Do jego dojrzałych dzieł, inspirowanych folklorem wyspy, należy obraz „Kiddi i ja” (1950), którego tematem są dwa rumaki biegnące wzdłuż przekątnej płótna.
Wesołe zwierzęta wypełniają kompozycje swoimi ciałami z nienaturalnie wydłużonymi nogami, a rozwiane czupryny i włosy ogonów nadają kompozycji płynność i dekoracyjny charakter. Gładko malowane sylwetki końskie współgrają z żółtymi meandrami tworzącymi polanę, wzgórze, które wbrew zasadom perspektywy ciągnie się aż po szczyty gór i błękit nieba. Linia końskich kopyt dzieli kompozycję na pół; intensywna żółć kontrastuje tu z bladozielonym trójkątnym wycinkiem przestrzeni, który ma cechy ponadnaturalne. Do tego porządku świata (podziemnego? niewidzialnego?) należą mozaikowe formacje w kolorach mchu, wśród których wyłaniają się ludzkie twarze. Czy dobre duszki przyrody, przedstawiciele Huldufólk, ukrytego ludu? Wydawać by się mogło, że obraz Kjarvala, w przeciwieństwie do omawianego płótna Thorlákssona, nie jest manifestacją uczuć patriotycznych, ale malarskim zachwytem nad pięknem i wdziękami islandzkiej przyrody, widzianej oczami postekspresjonisty, przez pryzmat ludowej symboliki czy może nawet realizmu magicznego.
Kjarval stał się z pewnością wzorem dla islandzkiej awangardy, której grono powiększało się o artystów mających doświadczenia z kolebką sztuki współczesnej, Stanami Zjednoczonymi. Na fali kontaktów islandzko-amerykańskich, mających swój wyraz choćby w długoletnim stacjonowaniu żołnierzy z USA w Keflaviku, Wyspiarze zaczęli masowo dążyć do zrealizowania American Dream. W biografiach artystów islandzkich aktywnie twórczych od połowy XX wieku, można zatem zaobserwować tendencje migracyjne do USA, w tym również stałe przeprowadzanie się za Ocean.
Jedną z takich artystek była Louisa Matthíasdóttir (1917-2000), która po studiach w Danii i Paryżu na stałe wyprowadziła się do Nowego Jorku w 1942 roku. Jej poszukiwania stylowe blisko związane są z tzw. szkołą nowojorską (malarstwo gestu i barwnych płaszczyzn); twórczość artystki charakteryzuje się płaską plamą barwną o intensywnej, kontrastującej kolorystyce i geometrycznym uproszczeniem form malowanych szerokim pędzlem. Choć na Islandię powracała rzadko, ważnym elementem jej oeuvre są wspomnienia z wyspy, ujęte w postaci błękitno-zielonego krajobrazu i jego mieszkańców, owiec i koni. Te ostatnie pojawiają się nad wyraz często; artystka maluje zarówno samotne zwierzęta (Dwa konie i krajobraz, 1990), jak i udomowione przez człowieka (Koń i jeździec oraz pies, 1972).
Współczesna sztuka islandzka tworzona jest w głównej mierze przez artystów podróżujących po świecie i garściami czerpiących inspiracje w najodważniejszych nurtach. Warto zwrócić uwagę chociażby na twórczość Helgiego Thorgilsa Friðjónssona (ur. 1953), w której przeplatają się przedstawiciele wielu gatunków zamieszkujących Islandię, szczególnie ptactwo. Jednak i koń pojawia się na obrazach, tak jak w przypadku „Jednorożca” (2004), gdzie staje się równą człowiekowi, co można zauważyć przez sposób kompozycji obrazu; koń i człowiek są swoim odbiciem, czego wyrazem mogą być ptaki, siedzące na obojgu w podobny sposób. Tu jednak koń nie jest kucem islandzkim, ale tytułowym jednorożcem, postacią wyjętą z obcego słownika motywów. Surrealistyczne dzieło Friðjónssona czerpie jednak z symboliki religijnej; jednorożec jako biblijny symbol dziewictwa odbija się w lustrze, symbolu prawdy i czystości, z którą może współgrać „niewinność” aktu męskiego, a także surowość krajobrazu w tle, być może dający się odczytać jako dziki, dziewiczy pejzaż Islandii.
Zdecydowanym weteranem islandzkiej sztuki nowej jest Erró (Guðmundur Guðmundsson, ur. 1932), którego imponujących rozmiarów płótna cieszą się uznaniem najważniejszych galerii na świecie. Styl Erró z powodzeniem można zaliczyć do późnego pop-artu, sztuki obnażającej współczesny konsumpcjonizm i zachłyśnięcie kulturą popularną. Artysta komiksową kreską łączy ze sobą motywy sztuki dawnej, rozumianej jako „kultura wysoka”, z elementami powszechnie uznawanymi za jej przeciwieństwo. Może to być na przykład wykorzystanie „Portretu małżeństwa Arnolfinich” XV-wiecznego malarza niderlandzkiego, Jana van Eycka, w którym to główne postaci artysta wymienił na bohaterów kreskówek, a u stóp pary składającej sobie przysięgę małżeńską umieścił postać skośnookiej dziewczynki z mikrofonem do karaoke. Poważny nastrój został zmącony faktem, że nowożeńcami są krowa Klarabella oraz koń (!) Horacy, przyjaciele Myszki Miki i Kaczora Donalda. Tym samym w miejsce swojskiego, islandzkiego kuca, wchodzi postać transkulturowy, bohater kreskówki, dowód na globalizację, która być może ma szansę zaszkodzić kulturom narodowym.
Zatem koń islandzki jaki jest, każdy widzi. Motyw ten widocznie bliski był artystom z Wyspy, choć niekoniecznie musiał być to także przedstawiciel oryginalnej rasy islandzkiej. Czasem przedstawiany jako symbol „islandzkości”, a czasem całkowicie z symboliki oddarty, jest jednak elementem istotnym dla tożsamości Wyspiarzy, czego wyrazem obecność motywu w szeroko pojętej kulturze wizualnej, nie tylko malarstwie i rzeźbie. Koń, a wraz z nim przyroda, to charakterystyczna cecha sztuki islandzkiej, przez długi czas rozwijającej się pod znakiem malarstwa pejzażowego. Lecz nawet w przypadku sztuki współczesnej, dalekiej już od narracji patriotycznej czy tęsknoty za ojczyzną, koń powraca, jednak nie w postaci świętego zwierzęcia, ale jako tradycyjne skojarzenie z naturą czy nawet: w postaci najlepszego przyjaciela człowieka.