Stacja Islandia fot. Agnieszka Tomczyk

Wstaliśmy dziś wcześnie. Słońce jeszcze szybciej, bo o tej porze roku śpi krótko – niewiele ponad 4 godziny. Wstaje po 4:30 i od razu swoimi promieniami wsuwa się pomiędzy żaluzje i łaskocze w powieki.

Schodzimy do kuchni po skrzypiących drewnianych schodach przeciągając się i ziewając. Włączamy ekspres do kawy. Jego mruczący dźwięk przyjemnie wypełnia ciszę. Aromat kawy leniwie, ale intensywnie roznosi się po domu.

W tym czasie wychodzimy na oświetlony słońcem taras. Przyjemny delikatny wietrzyk uderza swoją świeżością i napełnia nasze płuca czystym powietrzem. Zapowiada się ciepły i bezdeszczowy dzień. W sam raz na długą górską wędrówkę, którą wczoraj zaplanowaliśmy. Siedzimy chwilę na ławce oparci i chłonący twarzą ciepło słońca. Później wracamy do środka. Przygotowujemy śniadanie oraz robimy kanapki na drogę. Po śniadaniu z kubkiem kawy siadamy jeszcze chwile na tarasie. Rozmowy – o życiu, o przyszłości. Z wnętrza domu dobiegają dźwięki „Murr murr„.

Pakujemy plecaki – jedzenie, napoje, ubrania. Możemy ruszać.

Najpierw przecinamy uliczki miasteczka kierując się w stronę gór. Senne, opustoszałe w ciągu dnia miasteczko. Opowiemy o nim innym razem. Za miasteczkiem podążamy przez jakiś czas żwirową krętą drogą. Cywilizacja coraz bardziej oddala się za naszymi plecami. Natomiast ku nam przybliżają się łąki, za którymi daleko w tle piętrzą się góry. Stacja Islandia fot. Agnieszka Tomczyk
Przechodzimy przez mostek przerzucony nad rwącym potokiem. Zimna woda kaskadami spływa po kamiennych progach. Na razie teren jest równy. Ścieżka wydeptana i widoczna. Przed nami dolina i trawiaste łąki. Stacja Islandia fot. Agnieszka TomczykZiemia po drodze ma różne kolory – brunatny, bordowy, szary, brązowy, czarny. Kolory te są bardzo żywe i wyraźne. Słońce dzisiejszego dnia naprawdę nas rozpieszcza. Przed górską wspinaczką korzystamy z chwili odpoczynku. Kładziemy się na ziemi i oddychamy zapachem trawy. Umilamy sobie ten odpoczynek dźwiękami z albumu „Ágætis byrjun” zespołu Sigur Rós. „Svefn-g-englar” mocno pobudza wyobraźnię w takim miejscu.

Czas ruszać dalej.Idziemy w górę trzymając się kierunku wyznaczonego przez potok. Pniemy się coraz wyżej i dalej. Mijamy stado owiec, a raczej małe 3 osobowe grupki owiec (sic!). Dziwnie niepokojąco się w nas wpatrują. Jakoś tak nieufnie i jakby wiedziały coś o czym my nie wiemy. Nasuwają się natrętnie pytania: „O co chodzi? Co z nimi nie tak? Dlaczego chodzą w trójkach?”.

Stacja Islandia fot. Agnieszka TomczykStacja Islandia fot. Agnieszka Tomczyk

Krok za krokiem. Nogi prowadzą nas po pagórkowatym terenie. Drobne kamyki chrzęszczą pod naszymi butami. Po owcach przychodzi czas na spotkanie ze stadem islandzkich koni. Wydają się być równie ciekawskie co owce. Jednak w przeciwieństwie do poprzedników są bardziej ufne. Próbują się z nami przywitać, podchodząc do nas bliżej.
Stacja Islandia fot. Agnieszka TomczykStacja Islandia fot. Agnieszka TomczykStacja Islandia fot. Agnieszka TomczykStacja Islandia fot. Agnieszka Tomczyk

Po drodze mijamy małe jezioro, które wygląda jak z bajki w scenerii tej dużej przestrzeni i gór. Woda w kolorze granatu hipnotyzuje swoją głębią. Dodatkowo na spokojnej tafli jeziora niczym w lustrze odbija się niebo i chmury.
Stacja Islandia fot. Agnieszka Tomczyk Z każdym następnym metrem widoki robią na nas coraz większe wrażenie. Teraz dokładniej widać szczyty gór, które porażają bielą śniegu. Słońce mocno odbija się od tych śnieżnych czap. Jest tak przejmująco cicho. Nie słychać żadnych zwierząt ani ptaków. Ciszę przełamuje jedynie z wolna spływająca woda w potoku, która w niektórych odcinkach tworzy małe wodospady. Wówczas przyspieszając rozbija się głośniej o kamienie.
Stacja Islandia fot. Agnieszka Tomczyk Przysiadamy obok małej drewnianej chaty, która w latach swojej świetności służyła zapewne turystom za schronienie. Zaglądamy do środka. Wszystko poniszczone. Obecnie swoim wyglądem i stanem nie zachęci już nikogo do spędzenia w jej wnętrzu nocy.
Odpoczywamy. Zjadamy posiłek. Nabieramy sił na dalszą wędrówkę ku szczytowi. Podziwiamy dość spory odcinek trasy, który pokonaliśmy.

Kiedy patrzymy w przód wydaje się jakby do szczytu było już niedaleko. Niebawem przekonamy się o tym jak bardzo się myliliśmy. Człowiek przyzwyczajony do funkcjonowania w bardziej cywilizowanych miejscach, jak chociażby miasto, z większą precyzją potrafi określić odległość i czas, niż w takim miejscu jak las czy góry. Tu przestrzeń jest otwarta i nasze wewnętrzne wskaźniki pomiaru w takich warunkach po prostu głupieją.

Stacja Islandia fot. Agnieszka Tomczyk

Śnieżne szczyty gór kuszą nas, przywołują do siebie. Czujemy ból zmęczonych nóg starając się wdrapać coraz wyżej. Nogi ślizgają się po kamykach. Droga robi się stroma. Trzeba zwolnić i zwracać większą uwagę gdzie stawia się stopę.

Stacja Islandia fot. Agnieszka Tomczyk

W końcu dochodzimy do pierwszego śniegu. Kryształowe płatki mienią się w słońcu, śnieg lśni i jego widok kłuje nas w oczy. Dywany śniegu leżą przed nami. Zimny śnieg i ciepłe ostro świecące słońce. Jest pięknie. Przez dalszą część drogi idziemy w śniegu, a raczej przedzieramy się zapadając się z każdym krokiem na około trzydzieści centymetrów. Nasz marsz znów zwalnia. Oddech staje się szybszy i krótszy. Plecaki na plecach też bardziej ciążą.

Po kilkudziesięciu minutowym trudzie brnięcia w śniegu nasza droga urywa się nad brzegiem potoku. Co dalej? Woda wydaje się być rwąca i głęboka, a koryto za szerokie, żeby je przeskoczyć. Postanawiamy podejść wyżej w nadziei na znalezienie odcinka, gdzie potok będzie węższy. Nic z tego. Bez rezultatu. Plan B zakłada przejście bosą stopą przez potok w miejscu, gdzie nurt jest spokojniejszy. Ściągamy buty i skarpety mocując wszystko do plecaka. Zabezpieczamy aparat fotograficzny.

Pierwsze próby zanurzenia stopy w lodowatej wodzie spotykają się z mechanizmem obronnym organizmu. Nie ma jednak innego wyjścia. Wchodzimy do wody. Kolejne ogłupienie zmysłów. Najpierw pojawia się silny ból jakby ktoś wbijał setki igieł w nasze stopy, a po chwili nie czujemy już stop w ogóle. Płacz miesza się z krzykiem. Szybkie przedostajemy się na drugi brzeg. Ocieramy stopy dla rozgrzania i ubieramy buty. Za kilkadziesiąt metrów wszystko wraca do normy. Wiemy, że już jesteśmy niedaleko. Chociaż jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że podobnie myśleliśmy ponad dwie godziny temu. Widok za naszymi plecami jest imponujący, dlatego często zatrzymujemy się i nie potrafimy się nim nacieszyć.

Z przodu w oddali widzimy jak coś odbija się w słońcu. Nie mamy pojęcia co to takiego. Ciekawość dodaje nam sił. Brniemy przed siebie. Przekraczamy sieć strumyków. Jest ich mnóstwo. Przecinają się jak linie dróg na mapie. Pokrywają powierzchnię ziemi jak sieć żył.
Stacja Islandia fot. Agnieszka TomczykStacja Islandia fot. Agnieszka Tomczyk

Stacja Islandia fot. Agnieszka TomczykStacja Islandia fot. Agnieszka Tomczyk

Ale kiedy w końcu go pokonujemy to okazuje się, że czeka nas nagroda. Naszym oczom ukazuje się ogromna przestrzeń porośnięta w dużej mierze trawą, na której gdzieniegdzie leżą płaty śniegu. Teraz dowiadujemy się co tak błyszczało w słońcu. To jakiś domek? Mały, biały domek w tym miejscu? Tak nam się wydaje. Z niedowierzaniem i brakiem zaufania do naszych zmysłów patrzymy po sobie szukając potwierdzenia tego widoku. No bo zieleń traw jakaś taka przesadnie wyraźna, a woda w strumyczkach jakby też ktoś życie weń tchnął. Mamy wrażenie jakby natura ożywała i odczuwała. Wie, że jesteśmy tutaj, na jej terenie.
Szczyty gór wydają się być coraz wyższe i większe. Doświadczamy potęgi
i ogromu natury, jej przewagi nad człowiekiem. Znajdujemy się w kleszczach gór.

Stacja Islandia fot. Agnieszka Tomczyk

Kolejne kilkadziesiąt minut zajmuje nam dotarcie do zauważonego wcześniej domku. Okazuje się, że jest to chatka, budynek przygotowany dla zmęczonych podróżnych. Ten przycupnięty w cieniu górskich szczytów mały biały budyneczek jest dla nas zbawienny. Później dowiemy się, że został postawiony dwa tygodnie przed naszym przybyciem. Przymocowany grubymi stalowymi linami do podłoża, stawia opór wiatru i wszelkim przeciwnościom pogodowym. Wydaje siStacja Islandia fot. Agnieszka Tomczykę być stabilny. Po wejściu do środka zostajemy całkowicie zaskoczeni, pozytywnie. Znajdujemy kilka miejsc do spania, piętrowe łóżka i materace. Dokładne Stacja Islandia fot. Agnieszka Tomczykzbadanie wnętrza domkuwiadamia nam jak dobrze jest wyposażony w podstawowy niezbędny sprzęt. Świecie, zapałki, sznur, narzędzia, kuchenka gazowa, naczynia.

Dziś góra należy do nas. W promieniu kilku godzin marszu nie ma żadnego człowieka. Jesteśmy tylko my. Mamy poczucie jakbyśmy byli w tym momencie nie tylko sami w tym miejscu, ale w ogóle na ziemi. Wszyscy zniknęli. Nie ma nikogo, nie ma nic. Patrzymy przez okno w dół, na dolinę. Daleko w dole widzimy zatokę. Mamy świadomość, że gdybyśmy kogoś teraz zauważyli to ten ktoś dotarłby do nas dopiero za kilka godzin.
Podgrzewamy sobie jedzenie i zaparzamy herbatę przygotowaną na wodzie z czystego potoku.
Pomimo dość późnej godziny nadal jest jasno. Dziękujemy za te długie dnie i białe noce. Odpoczywamy, ładujemy baterie organizmu, rozmawiamy, jemy.

W czasie wchodzenia na szczyt, jak również podczas przebywania na nim i jak się później okaże schodzenia nie spotkaliśmy ani jednego człowieka.

Stacja Islandia fot. Agnieszka TomczykStacja Islandia fot. Agnieszka Tomczyk

Uświadamiamy sobie, że tak rzadko udaje się człowiekowi być samemu przebywając na zewnątrz, poza domem. Zazwyczaj miejscem, w którym możemy odizolować się od innych jest tylko dom.

Wiedząc, że jeszcze przez kilka godzin będzie jasno, postanawiamy wracać. Wyruszamy w drogę powrotną. Dla urozmaicenia i niepowtarzania trasy, postanawiamy pokonać ją tym razem szczytami.

Z grzbietu gór świat wygląda pięknie, a świat islandzki jeszcze piękniej. Inaczej patrzy się na życie i codzienność. Dokonuje się przewartościowania swojej egzystencji. Wszystko się harmonizuje.
To co widzimy, słyszymy i czujemy różnymi zmysłami jest tutaj zupełnie inne od tego, co dotychczas doświadczaliśmy.

Stacja Islandia fot. Agnieszka TomczykStacja Islandia fot. Agnieszka Tomczyk

Prowadzimy nasze rozmowy i rozważania kiedy nagle zauważamy mgłę. Mgła jest niepokojąca i tajemnicza. Wypełza zza szczytu gór i ślizga się wrogo po ich białych grzbietach. Jest bardzo gęsta i porusza się niezwykle szybko. Zbliża się do nas. W następnej chwili znaleźliśmy się w samym środku mlecznej bieli. Mgła oplata się wokół nas, zamyka w swoich niewidzialnych ramionach. Widoczność ogranicza się teraz do kilka metrów. Stacja Islandia fot. Agnieszka Tomczyk Pojawia się niepokój i bezsilność. Generalnie nic nie widać, grunt pod stopami nie jest pewny. Poruszamy się intuicyjnie w obranym kierunku. Kamienie stały się jeszcze bardziej śliskie z powodu wilgotnej mgły, która na nich osiada. Co jakiś czas but ześlizguje się po nich. Zmęczenie utrudnia koordynację, dodatkowo tym bardziej w takich warunkach. Nie pomaga świadomość tego, że tuż obok, w dole znajduje skilkuset metrowa przepaść. Nie mamy żadnych zabezpieczeń. Poruszamy się powoli. PrzezStacja Islandia fot. Agnieszka Tomczyk chwilę wydaje się nam, że znajdujemy ścieżkę. Okazuje się jednak, że to dróżka wydeptana przez owce. Ścieżka nagle urywa się. Znów po omacku szukamy kierunku.

Jakiś czas temu postanowiliśmy zejść z grzbietu gór i kierować się w dół doliny. Nie jest to jednak tak łatwe jak można by Stacja Islandia fot. Agnieszka Tomczyksądzić. Brak jakiegokolwiek zejścia. Nikła widoczność. Niestabilna nawierzchnia. Zmęczenie. Na chwilę tracimy orientację. Później ją odnajdujemy. Przynajmniej tak nam się wydaje. Droga powrotna wydłuża się. A powinno być łatwiej i szybciej, bo schodzimy z góry, a nie wdrapujemy się na nią. Jesteśmy coraz bardziej zmęczeni fizycznie, ale również nieciekawą sytuacją. Mgła, mgła, mgła…

Kiedy już nam się wydaje, że ta mgła się nigdy nie skończy, przez przypadek znajdujemy jakąś ścieżkę. Plan zejścia w dół doliny nabiera realnych kształtów. Jest szansa. Nadzieja rośnie. Powoli schodzimy. Każdy krok poprzedza badanie podłoża. Nie możemy się śpieszyć, bo pomyłka kosztowałaby nas co najmniej dużo zdrowia. Kolejne metry przybliżają nas do zwiększenia poczucia bezpieczeństwa i opanowania sytuacji.

Stacja Islandia fot. Agnieszka TomczykStacja Islandia fot. Agnieszka TomczykStacja Islandia fot. Agnieszka Tomczyk

W końcu dochodzimy do potoku wiemy już, że nie zgubimy drogi. Jego nurt zaprowadzi nas do domu. Wyciszamy się, mechanizmy obronne puszczają. Mózg nie myśli. Nogi same, automatycznie nas prowadzą.Stacja Islandia fot. Agnieszka Tomczyk

Widzimy miasteczko, w którym się zatrzymaliśmy. Mamy wrażenie jakby nas nie było kilka dni. Jakbyśmy się przenieśli w czasie. Zostawiliśmy za sobą inny świat. Świat, który teraz wydaje się tak nierealny. Świat, w którym o naszym życiu decyduje w dużej mierze natura. Jesteśmy przywiązani do natury, jesteśmy dziećmi natury.

Reykjaheiði /2010r./