Dziś czeka nas długa droga, dlatego wyruszamy z samego rana. Ponownie przejeżdżamy przez Ísafjörður i dalej drogą nr 61, ukończoną w 1975r. podążamy na wschód południowym wybrzeżem Isafjordardjup. Przed nami slalom między fiordami, poskładanymi jak harmonijka. Ta trasa będzie drogową medytacją.
Przejeżdżamy przez Súðavík, które leży nad Álftafjörður. Wybrzeże znane jest z naturalnego piękna i możliwości spędzenia aktywnego wypoczynku. W przeszłości w tym miejscu znajdowała się norweska baza wielorybnicza. Miasteczko w swojej niedalekiej historii doskonale poznało moc natury. W 1995r. osadę nawiedziła kilkudniowa burza śnieżna, a potem z gór zeszła ogromna lawina, która zniszczyła 22 z 70 domów. Tego samego roku na miasteczko spadły jeszcze dwie lawiny. Z uwagi na tę tragedię osada została nieco przeniesiona. Nowe budynki i domy wybudowano w bardziej bezpiecznym miejscu, w którym nie ma zagrożenia lawinowego. Obecnie mieszka to około 230 osób, które utrzymują się głównie z trzech branży: rybołówstwa, przetwórstwa rybnego i turystyki. W starej części miasta budynki zagospodarowano na domki letniskowe, które wynajmuje się turystom. Tam działa także słynne w Islandii towarzystwo wędkarskie Iceland Sea Angling oraz swoje usługi oferuje grupa przewodników. W Súðavík mieści się również Arctic Fox Center. Jest to ośrodek badań nad lisem polarnym, ale wewnątrz jest także muzeum.
Następnie objeżdżamy Seyðisfjörður i Hestifjörður. Kolejny fiord Skötufjörður charakteryzują bardzo strome zbocza. Przy fiordzie znajduje się osada Litlibær. Budynek został zbudowany w 1895 r. Mieszkało tu 20 osób. Od 1969 r. jest nie zamieszkany i służy jedynie jako kawiarnia dla turystów.
W dalszej drodze przejeżdżamy przez Ögur, który znajduje się na samym czubku cypla. Miejsce o tyle ciekawe, że był to dawniej ważny punkt na mapie tej części fiordów. Tutaj znajdował się największy budynek jaki wybudowano poza miastem. W 1928r. wybudowano w tym miejscu pierwszą na farmie małą elektrownię wodą. W tej miejscowości obradował również sąd, mieszkał lekarz oraz ulokowano stację telefoniczną i telegraficzną, a także pocztę. Z tego miejsce wyruszał też prom, który przewoził pojazdy do Ísafjörður.
Następnie na naszej trasie mijamy kolejno fiord Mjóifjörður i Ísafjörður. Kiedy droga nr 61 skręca na wschód, odbijamy na trasę nr 635, która wschodnim wybrzeżem Isafjordardjup pnie się na północ. Wyboista nawierzchnia ciągnie się przez 30 km. Wszystkie cierpienia wynagradza widok niezwykłej zatoki Kaldalón (ang. Cold Lagoon).
W tym miejscu warto wspomnieć o filmie niemieckiej produkcji z 1971r. pt. „Kaldalon” w reżyserii Dore O. (Dore Oberloskamp). Swoją drogą zachęcamy do zapoznania się z biografią i twórczością tej pani, bo to naprawdę bardzo ciekawa osoba. Zainspirowana Islandzkim krajobrazem podczas swojej podróży po wyspie nakręciła eksperymentalny i bardzo osobisty film, w którym głównie ukazuje gry światła na tle pejzażu Islandii. Stąd zdjęcia skał, wody czy dymu są wzmacniane i ukazywane w niebieskim odcieniu. Z ciekawostek można dodać, że muzykę do tego filmu skomponował Anthony Moore, brytyjski muzyk i kompozytor. Grał w kilku zespołach, wydawał solowe płyty, a także jako tekściarz współpracował z zespołem Pink Floyd przy ich albumach „A Momentary Lapse of Reason” (1987) i „The Division Bell” (1994) oraz przy albumie Richarda Wrighta „Broken China” (1996).
Kaldalón jest zatoką o długości 5km i szerokości 1 km, o równym i regularny kształcie. Zatoka i dolina leżą w niedalekiej odległości od lodowca Drangajökull , który stanowi jedyną dużą czapę lodu na północy tej części wyspy. Jego objętość wynosi około wielkości 160-200 km2m, a najwyższy punkt Jökulbunga ma 925 m n.p.m. Jest to piąty co do wielkości lodowiec w kraju. Lodowiec z zatoką łączy rzeka Morilla, która wypływając spod lodowca zmierza wprost do zatoki. Niewielkie wzgórza za zatoką są morenami, które powstały w wyniku przesuwania się lodowca. Przylegająca tutaj dolina ma kształt litery U, co bywa klasyczną formą dla dolin polodowcowych.
Kiedyś w okolicy zatoki mieszkał przez pewien czas słynny islandzki kompozytor Sigvaldi Kaldalóns (Stefánsson) (żył w latach 1881-1946), który z wykształcenia i zawodu był również lekarzem. Oczarowany naturalnym pięknem miejsca przyjął po nim nazwę i zmienił swoje nazwisko.
Droga prowadząca wokół zatoki przecina rzekę i kończy się kilka kilometrów dalej na opuszczonej farmie Tyrdilmyri. W zasadzie na całej długości linii brzegowej nikt nie mieszka. Teren jest całkowicie opustoszały. Dalej znajduje się już tylko dziki teren Snæfjallaströnd, który prowadzi do fiordu Jökulfirðir („lodowcowy fiord”) rozgałęziającego się w pięć mniejszych fiordów (Hesteyrarfjörður, Veiðileysufjörður, Lónafjörður, Hrafnsfjörður, Leirufjörður). W tamte surowe tereny można się już dostać tylko drogą wodną, powietrzną albo pieszo.
Jeszcze dalej na północ leży półwysep Hornstrandir. Znajduje się tutaj utworzony w 1975r. rezerwat przyrody o powierzchni ok. 580 km². Mówi się, że tam człowiek przegrywa w walce z naturą, gdyż to miejsce miejsce jest jej własnością i rządzi się własnymi prawami. Hornstrandir to pustelnia nie posiadająca stałych mieszkańców. Miejsce położone za krawędzią cywilizacji. To cud triumfującej natury, w jak najbardziej czystej i pierwotnej postaci.
Hornstrandir przyciąga wielbicieli samotności i dzikiej górskiej przyrody. To wyzwanie i wielka niesamowita przygoda. To podróż do innego świata. Istnieją niezliczone legendy i stare podania opowiadające mroczne historie rozgrywające się na tym terenie. Ich bohaterami są olbrzymy, trolle, nadnaturalne stworzenia i fantastyczne zdarzenia. Historia głosi, że do tego miejsca uciekali ścigani przestępcy, a także wycofywały się trolle w obawie przed rozrastającymi się kościołami.
W tym miejscu nie ma żadnych dróg, tylko szlaki i ścieżki pozostawione przez zwierzęta i wytyczone przez piechurów w poprzednich wiekach. Prowadzą one przez góry, wzgórza, doliny, a także wybrzeżem. Pniemy się przez góry i strome skarpy. Przechodzimy przez lodowato zimne potoki i spokojne zatoki otoczone nizinami. Kłaniamy się z szacunkiem i pokorą wyrzeźbionym i dumnie stojącym klifom. Padamy do stóp czarnej plaży usianej drewnianymi balami wyrzuconymi przez morze. Do tego przypomina nam o sobie co jakiś czas arktyczny wiatr i szybkie zmiany pogody. W czasie tej wędrówki możemy natrafić na opuszczone dawno temu domostwa, które potęgują uczucie apokaliptycznej alienacji. Majestatyczne widoki zapierają dech w piersiach i dostarczają niezwykłych przeżyć nie tylko wizualnych, ale i metafizycznych, duchowych. Wielu twierdzi, że wchodząc tam już nigdy nie wraca się takim samym jakim byłeś.
Wracamy na drogę nr 61 i kierujemy się na wschód. Jedziemy przez płaskowyż Steingrímsfjarðarheiði (439 m n.p.m.) w kierunku miasteczka Hólmavík. Jednak wcześniej po przejechaniu 37 km (11 km przez Hólmavík) skręcamy na północ na szlak nr 643. Po 8 km zjeżdżamy na drogę nr 645 i dalej jedziemy trasą biegnącą północnym wybrzeżem Steingrímsfjörður. Słońce cudownie odbija się w zatoce. Nazwa pochodzi od pierwszego osadnika Steingrímura, który osiedlił się w Tröllatunga. Po kilkunastu kilometrach dojeżdżamy do małej osady rybackiej Drangsnes, której populacja liczy około 70 osób. Osada jest czysta i dosyć prosta. Oczywiście znajdziemy tutaj nocleg, restaurację i sympatyczne komfortowe trzy małe baseny z gorącą wodą ulokowane nad brzegiem.
W pobliżu osady znajduje się skała o nazwie Kerling, o której mówi się, że jest jedną z trzech skamieniałych trolli, które próbowały oddzielić zachodnie fiordy od reszty wyspy.
Największą jednak tutejszą atrakcją jest położona nieopodal wyspa Grímsey. Jest to niewielka bezludna wysepka będąca domem jedynie dla ptaków, w tym sławnych maskonurów. Swego czasu miejsce to służyło też do hodowli lisów polarnych, które zabijano dla skór. Natomiast w dalszej przeszłości znajdowało się na niej gospodarstwo, a jeszcze w XX w. służyła jako schronienie dla rybaków. Na wysepce znajduje się latarnia wybudowana w 1915r., która w czasie II wojny światowej została zbombardowana i zniszczona. Latarnię odbudowano po wojnie w 1949r.
Nazwa Grímsey oznacza „wyspa Grimura”. Grimur był norweskim osadnikiem, który swoją pierwszą zimę w Islandii spędził właśnie na tej wysepce. Obecnie z Drangsnes oferowane są rejsy statkiem na tą wysepkę. Rejs taki w jedną stronę trwa około 10 minut.
Stare ludowe opowieści mówią o tym, że na długo przed pierwszymi osadnikami Islandię zamieszkiwali olbrzymi zwani „tröll”. Były to stworzenia nocy, których światło słońca zamieniało w kamień. Kiedy ludzie zaczęli przybywać na wyspę i osiedlać się na niej, olbrzymi wycofywali się na północ, a dokładnie w kierunku fiordów zachodnich. Trzech z nich postanowiło oddzielić teren fiordów zachodnich od reszty wyspy, aby stał się wyłączną siedzibą olbrzymów. Ponadto chcieli zbudować inne nowe mniejsze wyspy dla siebie. Na zachodzie pas ziemi, w którym obecnie znajduje się zatoka Breiðafjörður kopało dwóch olbrzymów, jeden płci męskiej, a drugi żeńskiej, kopali przy Gilsfjörður. Natomiast na wschodniej stronie, w miejscu obecnej zatoki Húnaflói, prace te wykonywał jeden olbrzym i kopał Kollafjörður. Pogrążone i pochłonięte w swojej pracy olbrzymy zapomniały o upływającym czasie. Kiedy zorientowały się, że niebawem będzie wschód słońca musiały uciekać w poszukiwaniu schronienia.
Para z Gilsfjörður biegła na wschód przez góry, a następnie wzdłuż brzegu Kollafjörður, ale zdążyły dobiec tylko do Drangavík, znajdującej się blisko gospodarstwa Kollafjarðarnes, gdzie skamieniałe stoją do dziś. Męskim olbrzymem jest skała, która jest szersza u swojego szczytu. Natomiast żeńskim olbrzymem jest ta węższa u góry.
Olbrzym kopiący od strony wschodniej próbował przeskoczyć, ale nie udało mu się, gdyż zatrzymały go klify i urwiska Malarhorn, które znajdowały się w miejscu, w którym obecnie jest Drangsnes. Zostawiła łopatę tam gdzie zaczęła kopać. Oglądnęła się wstecz za siebie na zatokę Húnaflói i ogarnęła ją wściekłość kiedy zobaczyła nieudaną, nieskuteczną próbę oddzielenia fiordów od wyspy. Była tak zła, że rzuciła swoją łopatą w klif Malarhorn co spowodowało oderwanie się sporej części wybrzeża i oddzielenie od lądu i tak powstała obecna wysepka Grimsey. W tym samym momencie światło słoneczne dotknęło ją i została słupem kamienia pośrodku z wsi Drangsnes. Tam ona stoi do dzisiaj na brzegu.
Ruszamy dalej przed siebie. Okrążamy tą część półwyspu, by po 18 km odbić w prawo na drogę nr 643.
Wschodnia część fiordów zachodnich nosi ogólną nazwę Strandir i leży nad dużą zatoką Húnaflói (ang. Huna Bay), posiadającą siedem rozgałęzień. Zatoka ma 100 km długości i 50 km szerokości. Jest częścią Morza Grenlandzkiego. Jej maksymalna głębokość wynosi 217 m.
Strandir to starożytna nazwa oznaczająca „wybrzeże”. Ten położony na uboczu zakątek Islandii jest najrzadziej odwiedzany. Jest to jeden z najbardziej odległych obszarów. Taka samotna część wyspy. Pełne odosobnienie. Występują tam niewytłumaczalne zjawiska i ponadnaturalne siły. To obszar z pasjonującą i tragiczną historią czarów, polowania na czarownice i czarnoksięstwa.
Wybrzeże w tym miejscu poprzecinane jest licznymi zatokami. Niskie wzgórza na początku drogi, z dalszym przesuwaniem się robią się stopniowo coraz wyższe. Droga jest bardzo wyboista, do tego stroma. Jedziemy tuż przy krawędzi.
Szczególnie efektowny jest odcinek od Bjarnarfjörður. Okolice są bardzo odludne. Duży wpływ ma na to dosyć surowy i nieustępliwy klimat. Klify wyglądają tutaj jak fortyfikacje, jak mury obronne wyspy po ataku wrogich armii – strzeliste i poszarpane. Doliny jawią się jak swoiste morze zielonych traw, kwiatów i czystych strumieni. W okolicy znajduje się również sporo rzek, strumyków i małych jezior.
Drewno wyrzucone na brzeg fiordu jest częstym widokiem w fiordach zachodnich. W wielu miejscach plaże usiane są korzeniami i belami, które przypłynęły aż z Syberii. Jest go tutaj tyle, że mieszkańcy nie muszą go importować, a nawet sprzedają je w inne regiony Islandii.
Jedziemy wybrzeżem przy kolejnym fiordzie Bjarnarfjörður. Krajobraz skalistych gór i głębokich fiordów. Istnieją też ogromne połacie wrzosowisk i bagien wzdłuż wybrzeża.
Fiordy górują w swojej milczącej postawie. Krajobraz zmienia się nie tylko z porami roku, ale także z porami dnia. W zależności od gry światła i cieni przybiera różne oblicza i kształty.
Czytamy, że gdzieś w tych okolicach mieszkał czarownik Svanur. Mówi o nim Saga Njálsa. Dlatego właśnie w Klúka jest odtworzona chata czarnoksiężnika, pokryta torfem. W XVIII w. była to także siedziba dwóch innych magów.
Należy dodać, że szamanizm cieszył się tutaj szczególnymi prawami. Miejscowi tzw. szeptuni i czarnoksiężnicy mieli się w najlepsze aż do połowy XVII wieku, kiedy to miejscowi pastorzy stracili cierpliwość i zaczęli tępić pogan ogniem i mieczem. W wyniku tego na fiordach zachodnich w ciągu 60 lat spalono w sumie 25 osób na stosie, głównie w XVII w.
Podróżowanie tymi nie należy do najłatwiejszych, ale i tak sprawia nam wiele przyjemności. Nic tak nie podgrzewa atmosfery jak tajemnica, niepokój i… magia, czarnoksięstwo, potwory, duchy, trolle, elfy, czarownice, zjawiska nadprzyrodzone.
Na marginesie – nazwa islandzkiego zespołu Tilbury pochodzi ze starych wierzeń i podań. Tilbury to mały człowieczek, inaczej homunkulus, którego potrafiła stworzyć czarownica. Przepis na to jest prosty: należy nocą wykopać nieboszczyka, następnie wyłamać mu żebro, to owinąć owczym futrem i włożyć między piersi dla zachowania odpowiedniej temperatury. Acha, no i oczywiście trzeba znać odpowiednie zaklęcie. Do ulubionych zajęć Tilbury należy wkradanie się do gospodarstw i wypijanie mleka od krowy bądź owcy.
Nasza droga w jakiś sposób staje się coraz bardziej absurdalna, pełna ciasnych zakrętów i skalnych stropów. Wąska i nieutwardzona już od bardzo długiego czasu. Wije się wokół większego wybrzeża. Dodatkowo trasa płata nam figla, bo podejrzanie się wydłuża na tym żwirze i wybojach. Czasami pojawiają się wysuszone koleiny, które spowodowanych większe pojazdy. Dodatkowo i jest złowieszczo usiana kamieniami oderwanymi ze zbocza po lewej stronie. Z jednej strony drogi obawiamy się spadających kamieni, a z drugiej stromego zbocza.
Krajobraz jest bardzo urozmaicony. Góry piękne odbijają się w lustrze wód fiordu. Uroku dodaje wysokie słońce na bezchmurnym niebie i chłodny wiaterek wiejący od oceanu. Jeden z piękniejszych regionów w Islandii. Do tego bardzo mało turystów.
Po 43 km drogą 643 dojeżdżamy do Djúpavík (ang. Deep Bay). Mała miejscowość schowana w cieniu skał, wciśnięta w ląd przy Reykjafjörður. Na pierwszym planie dominują ruiny starej fabryki śledzia i zardzewiały kadłub dużej łodzi rybackiej. Kiedyś mieściła się tutaj przetwórnia śledzi. Przedsiębiorstwo zbankrutowało ponad pół wieku temu. Obecnie urządzono w tym budynku hotel. Miejsce wydaje się być porzucone, jakby wszyscy nagle i tajemniczo zniknęli. Tuż obok ze szczytu góry spływa równie zniewalająco piękny i samotny wodospad Djúpavíkurfoss. Najpierw kaskadami po ścianie góry, a poniżej już swobodnie spływa w kierunku starej fabryki.
W 2006r. w tutejszym budynku przetwórni fantastyczny koncert zagrał zespół Sigur Rós. Fragmenty tego koncertu wykorzystane zostały w filmie zespołu pt. „Heima”, wydanym w 2007r.
Ruszamy dalej północnym wybrzeżem Reykjafjörður. Kilkanaście kilometrów za Djúpavík leży Gjögur, dawna słynna stacja połowu rekinów. Obecnie znajduje się tutaj małe lotnisko.
Mijamy Árnes i dojeżdżamy do ostatniej osady w tej części wyspy Norđurfjörđur, leżącej nad fiordem o tej samej nazwie. Nad miejscowością dominuje góra Krossnesfjall (646 m n.p.m.).
Nieco dalej, po przejechaniu przez wzniesienie dojeżdżamy do upragnionego odkrytego basenu Krossnes, który wybudowany został na kamiennej plaży u stóp zbocza. Gorąca woda basenu mocno kontrastuje z widokiem na lodowato zimne fale oceanu arktycznego. Jest on w zasięgu naszej ręki!
Co dzień tu być. Na końcu wszelkich róg, na końcu Europy. Naprawdę mamy szczęście mieć to miejsce tylko dla siebie. Tylko dźwięk oceanu, ptaków i stłumiony bulgot gorącej źródlanej wody. Pływamy w błogim ciepłym basenie niedaleko koła podbiegunowego. Dalej już tylko dzikość. Z trudem opuszczamy to miejsce.
Po tym wszystkim kierujemy się z powrotem do drogi nr 61, a stamtąd już tylko 11 km do Hólmavík. Ta sympatyczna miejscowość położona jest nad Steingrimsfjörđur, o którym mówi słynna Legenda o Selkolla (Steingrimsfjordur):
Osiem wieków temu na parafii w północnej części fiordów zachodnich urodziło się dziecko. Robotnik i służąca zostali wysłani do księdza, który zamieszkiwał w Steingrimsfjörđur, aby ochrzcić dziecko. Po drodze para zdała sobie sprawę, że jest to dla nich idealna szansa na to, aby w końcu spełnić swoje żądze i połączyć się cieleśnie. Kiedy znaleźli wielki głaz Miklisteinn z jednej jego strony położyli dziecko, a po drugiej mieli uciechy. Po zaspokojeniu pożądania obeszli głaz, aby wziąć dziecko. Ale ono nie dawało znaku życia i wyglądało tak źle, że nie ośmielili się go dotknąć. Wystraszeni i w panice zbiegli w dół do najbliższego gospodarstwa. Początkowo ludzie nie chcieli wierzyć w ich historię, nie dawano im wiary i posłano ludzi, aby odnaleźli rzekome dziecko, ale wszystkie ich wysiłki spełzły na niczym. Dziecka nie było. Dziecko zniknęło. Potem w pobliżu tego głazu widywano dużą kobietę i ludzie zaczęli wierzyć, że jest złym duchem, które zabrało dziecko. Jej głowa była podobna do głowy foki, dlatego była znana po imieniem Selkolla (czyli „głowa foki”). Selkolla wykradała owce i terroryzowała cały region, ginęli ludzie. aż wreszcie Gudmundur Dobry, słynny biskup walczył z nią modlitwami i psalmami, świętą wodą i krzyżami. Wtedy Selkolla zapadła się pod zmienię i już jej więcej nigdy nie widziano.
Steingrimsfjörđur ma około 28 km długości i 7 km szerokości przy ujściu. Wokół niego znajdują się przeważnie niskie pofalowane wzgórza i góry, woda jest dosyć głęboka. Czasem można zauważyć tutaj wieloryby. Jest to główny przystanek dla przybywających na wybrzeże Strandir.
Początki miasta Hólmavík sięgają XIX w. Jest ono największym miastem w tym regionie. Obecnie zamieszkuje tutaj około 400 osób. Mieszkańcy w wsi otaczającej Hólmavík żyją przeważnie z hodowli owiec, podczas gdy działalność gospodarcza w mieście obraca się wokół rybołówstwa i przetwórstwa rybnego, a także znane jest z połów krewetek. Znani artyści z Hólmavík to m.in. muzyk Gunnar Þórðarson z zespołu Hljómar, poeta Stefán frá Hvítadal. Także swoje studio i dom ma tutaj malarz ekspresjonista Einar Hákonarson.
W Hólmavík znajduje się ciekawe i intrygujące Muzeum Magii i Czarnoksięstwa. Opowieści, które tam możemy usłyszeć mrożą krew w żyłach i zabierają nas w podróż do mistycznych świata nadprzyrodzonego. Ze szczegółami ukazana jest historia polowania w XVII w. na czarownice, które zostały spalone na stosie za uprawianie okultyzmu. Ukazane są także inne aspekty magii – runy, zaklęcia, ponure opowieści, przesądy i wierzenia. Zaprezentowane są również, zachowane w dobrym stanie grimoire’y, czyli księgi wiedzy magicznej i tajemnej.
Obok Hólmavík, 12 km na południe w Sævangur znajduje się także Muzeum Hodowli Owiec Sauðfjársetur (Sheep Farming Museum), w której jest wystawa prezentująca islandzkie owce i ukazująca różne oblicza ich hodowli.
Hólmavík zlokalizowany nad zatoką, pod górą Kálfanesborgir, i jest miejscem oferującym osobom zatrzymującym się tutaj wiele atrakcji. Cechuje je naturalne piękno, tak miasteczka jak i krajobrazu. Szczególnie piękny jest widok na okolicę roztaczający się ze wspomnianego szczytu. Do tego króluje tutaj upragniona cisza i spokój. Wokół rozciągają się przyjemne szlaki turystyczne. W miasteczku często organizowane są także różnego rodzaju imprezy kulturalne, wystawy rękodzieł, itp. Oczywiście odnajdziemy też restauracje, bary i obowiązkowy odkryty basen.
Tutaj zostajemy na naszą ostatnią noc na fiordach zachodnich. Zatrzymujemy się w Finna Hótel usytuowanym w centrum miasteczka.
Budynek położony jest na wzgórzu, a my mamy pokój na trzecim piętrze, co dodatkowo uatrakcyjnia widok z okna na zatokę i miasto. Finna Hótel został otwarty dopiero w 2010r., jest więc świeżo po remoncie. Urządzony w islandzkim stylu i przytulnej atmosferze. Na samym dole znajduje się wyjście na taras. Na następnych piętrach nowe pokoje z łazienkami, a na samej górze przytulne pokoiki ze wspólną kuchnią połączoną z salonem.
Zapraszamy na oficjalną stronę Finna Hótel. Tam znajdziecie więcej szczegółowych i przydatnych informacji.
zdjęcia: Agnieszka
tekst: Marcin