Ranek wita nas rześkim chłodem i niesamowicie czystym powietrzem. Po śniadaniu ładujemy nasze wewnętrzne baterie gorącą, aromatyczną kawą. W takich warunkach smakuje wyśmienicie. Następnie szybko pakujemy rzeczy do samochodu i ruszamy dalej na północ drogą nr 63. Przyjemnie prowadzi nas melodia w „Young boys” Sin Fanga z albumu „Flowers„.
Po 20 kilometrowej rozgrzewce dojeżdżamy do niewielkiej miejscowości Bíldudalur, która leży w cieniu góry Bíldudalsvogur, na południowym wybrzeżu Arnarfjörður.
Bíldudalur zostało założone w XVI w. Złote lata tego miejsca przypadają na koniec XIX i początek XX wieku. Wtedy miasteczko tętniło życiem, dynamicznie i prężnie rozwijało się w sektorze rybołówstwa. Przyciągało tym samym wielu inwestorów i biznesmenów. Budowano kolejne fabryki, powstawały nowe miejsca pracy. Niestety w latach 20-tych doszło do drastycznego załamania gospodarczego. Nastąpił głęboki kryzys i upadek miejscowych przedsiębiorstw. W ciągu krótkiego czasu nad Bíldudalur zawisły czarne chmury. Nastały chude lata. Mnóstwo ludzi wyjeżdżało stamtąd, porzucało swoje domostwa. Nikt nie chciał tutaj mieszkać, bo nikt nie widział dla siebie tutaj przyszłości.
No, ale to było dawno temu. Bíldudalur przeżyło, a co więcej obecnie bardzo dobrze sobie radzi. Mieszka tu ponad 250 osób. Przemysł skupia się w mieście głównie wokół przetwórstwa wodorostów, które mają szerokie zastosowanie na rynku (Kalkþörungafélagið). Miasteczko jest także w kraju głównym dostawcą krewetek.
Region wokół miasta ma swoją długą historię, sięgającą jeszcze czasów Wikingów. Tak historia tego miejsca, jak i urzekająca przyroda i wspaniały krajobraz stały się magnesem dla wielu artystów, którzy chętnie zatrzymują się w miasteczku na dłużej i czerpią stąd swoje inspiracje. Dodatkowym atutem tego miejsca jest często tu spotykana dobra pogoda, która wiąże się bezpośrednio z położeniem miasteczka. Morska bryza rzadko zagląda w te okolice, dlatego słoneczne lata i bezwietrzna pogoda potrafią utrzymywać się tutaj przez wiele dni, a nawet tygodni.
Dla tych którzy dysponują czasem zachęcamy do odwiedzenia pobliskiej miejscowości Selárdalur , gdzie mieszkał i tworzył Samúel Jónsson. Ekscentryczny rzeźbiarz i malarz, od dziecka marzący by zostać artystą. Samotnik silnie pielęgnujący swój kontakt z naturą i uciekający w świat fantazji. Pomimo trudności udało mu się po wielu latach uzbierać pieniądze, za które wybudował swój własny kościół, muzeum i „polową” galerię sztuki. Obecnie znajdziemy tam ruiny farmy tego artysty.
Natomiast wracając do Bíldudalur warto zwrócić uwagę na to, że muzyka i kultura kwitła w tym miejscu od dziesięcioleci. Pomimo niepozornej wielkości oraz małej populacji (!), miasteczko może pochwalić aż się kilkoma (!) ośrodkami kultury.
Znajduje się tutaj na przykład Muzeum Potwora Morskiego (Sea monster museum), które zostało zbudowane w 2008r. przez wolontariuszy i ochotników w celu zachowania historii miasta oraz jego rozwoju. Muzeum mieści się w budynku starej fabryki konserw. Jest niewielkie, ale bardzo sympatyczne. Oferuje kolekcję książek, pokazów multimedialnych i wystawę nietypowych przedmiotów. Zebrano to około 200 opowieści mówiących o spotkaniach na tym terenie ludzi z morskimi potworami wychodzącymi z fiordu. Zachęcamy do odwiedzenia strony internetowej tego muzeum.
Kolejnym ośrodkiem kultury jest Galeria Dynjandi (Dynjandi Gallery), którego nazwa pochodzi od nazwy wodospadu znajdującego się około 60 km drogi na północ. Galeria składa się z pracowni oraz pomieszczenia, w którym znajduje się wystawa obrazów lokalnych artystów. Należy ona i jest zarządzana przez Jóna Þórðarsona. Galeria jest w ciągłym rozwoju i rozbudowie. Są plany poszerzenie jej granic artystycznych poprzez łączenie malarstwa z projekcjami multimedialnymi, poezją i fotografią.
Trzecią istotną atrakcją artystyczną w Bíldudalur, która przyznamy szczerze przede wszystkim przyciągnęła nas w to miejsce, jest muzeum prowadzone przez Jóna Kr. Ólafssona. Jón to starszy pan, człowiek legenda w branży muzycznej, który w latach 60-tych był słynnym muzykiem i pieśniarzem. Śpiewał m.in. dla zespołu Facon, a także występował z innymi znanymi wokalistami islandzkimi jak chociażby Haukur Morthens, czy Raggi Bjarna. Obecnie Jón we własnym domu uruchomił muzeum muzyki Tonlistarsafn (Melodiur minninganna, Museum of Lost Memories). Wszystkie ściany w pomieszczeniach i pokoje wypełnione są pamiątkami, plakatami, starymi winylowymi płytami, kostiumami, itd. Jest to jedyny tego typu zabytek upamiętniający okres rozkwitu islandzkich orkiestr muzyki pop i muzyki jazzowej, trwający od lat 50-tych. Ten dom to istny muzyczny wehikuł czasu. Zobaczcie stronę internetową tego miejsca.
Po miasteczku Bíldudalur bardzo miło się spaceruje. Jak przystało na porządne mini miasteczko, posiada ono również swój mini port i mini lotnisko. Możemy cieszyć się przyjemną spokojną atmosferą i bardzo przyjaznym i szczerym usposobieniem mieszkańców. Kluczową rolę w życiu lokalnej społeczności odgrywa restauracja/kawiarnia/sklep Vegamót, która położona jest w centrum miasta. Oprócz robienia zakupów, służy jako miejsce, w którym wszyscy się spotykają na kawie lub w porze lunchu.
Rozmarzyliśmy się w tej iście bajkowej rzeczywistości… podsycając ją muzyką 1860 z albumu „Artificial daylight„.
Droga nr 63 prowadzi nas wybrzeżem nad fiordem Arnarfjörður, który na swoim południowym odcinku przechodzi w Fossfjörður. Po drodze mijamy niewielkie gospodarstwo Foss, w którego sąsiedztwie z góry spływa piękny wodospad. Pozwalamy sobie na przystanek, rozprostowanie nóg i wykonanie kilku zdjęć. Po uwiecznieniu wodospadu ruszamy dalej, by po ponad pół godzinie w końcu wjechać na drogę nr 60, po której nadal kierujemy się na północ.
Mijamy wschodnią odnogę Arnarfjörður, czyli mniejszy fiord Geirþjófsfjörður. Ten region zapisał się na kartach historii. W tym miejscu pod koniec X w. rozegrały się tragiczne zdarzenia przedstawione później w sadze o Gíslim Súrssonie. Gísli, główny bohater, w wyniku różnych niesprzyjających okoliczności zabija jednego ze swoich braci, a następnie przez 13 lat próbuje uciec przed ścigającymi go osobami. Niestety dla niego ta pogoń kończy się jego śmiercią. Historię Gísliego spisano dopiero w XIII w. Natomiast w 1981r. nakręcono na tej podstawie film pod tytułem „Útlaginn” (ang. „Outlaw”).
Jadąc drogą nr 60 podziwiamy potęgę i piękno całego Arnarfjörður. Długi na 30 km i wąski przy wejściu fiord, którego szerokość zależnie od odcinka wynosi od 5 do 10 km, rozgałęzia się przy końcu i tworzy siatkę mniejszych fiordów i zatok. Fiord zachwyca i zadziwia swoją krystalicznie niebieską wodą oraz cudownymi, czarnymi zboczami gór.
Na końcu Arnarfjörður przy jego północno-wschodnim odgałęzieniu, czyli Dynjandisvogur , huczy, zapierający dech w piersiach wodospad.
Dynjandi (zwany inaczej Fjallfoss, czyli „górski wodospad”) jest czwartym co do wielkości największym wodospadem w Islandii i największym na fiordach zachodnich. W języku islandzkim Dynjandi oznacza „grzmiący”. Wodospad łączy w sobie siłę i elegancję. Woda spływa kaskadami po licznych czarnych progach bazaltowej ściany. U podstawy wodospad nabiera 60 m szerokości i jest dwa razy szerszy od swojego wierzchołka. Woda rozlewa się tworząc kształt trapezu albo odwróconego wachlarza, co przypomina rozłożony pawi ogon. Kiedy przyglądamy się mu uważniej zauważamy, że ten wodospad tworzy zespół mniejszych wodospadów układających się w jedną całość. Ogłuszająca biała woda padając z wysokości 100 m kłębi się i stąd dalej toczy się kilkoma mniejszymi kaskadami: Hundafoss, Strokkur, Gongumannafoss, Hrisvadsfoss, Baejarfoss. U podnóża wodospadu Dynjandi leży pole kempingowe, a obok znajduje się łazienka i toaleta. Nocowanie tutaj w namiocie – bezcenne!
W dalszej drodze okrążamy fiord Borgarfjörður, kolejne miejsce które związane jest z historią i literaturą Islandii. Najstarszym znanym tekstem opisującym osadnictwo w Borgarfjörður jest saga Egila Skallagrímssona. Jego ojciec Skallagrímur wybudował osadzę Borg w Mýrar, gdzie urodził się i dorastał Egil. Egil pozostał jednym z najsłynniejszych poetów swoich czasów (żył w latach ok. 904-990) i jest uznawany za prekursora rymowanej poezji w północnej Europie. Na początku VII w. spisano Sagę o Egillu, w której zamieszczono jego wiersze. Prawdopodobnym autorem tej sagi jest Snorri Sturluson (1179-1241), który oprócz poezji i pisarstwa (napisał „Edda” i „Heimskringla”) zajmował się także historią i polityką.
Przejeżdżamy przez Hrafnseyri. Miejscowość znana przede wszystkim z tego, że urodził się tutaj Jon Sigurdsson (1811-1879), bohater walki o Islandzką niepodległość. Dość wspomnieć, że jego pomnik znajduje się w Reykjaviku, a wizerunek twarzy zdobi banknot 500 koron. Natomiast dzień jego urodzin, tj. 17 czerwca jest dniem święta narodowego w Islandii.
Z Hrafnseyri droga nr 60 prowadzi przez sam środek półwyspu Thingeyri (is. Þingeyri). Nasza trasa przecina ten półwysep i biegnie przez 14 km, aż do wybrzeża Dýrafjörður.
Droga stopniowo wspina się coraz wyżej na kilka wysoko położonych płaskowyżów i przełęcz Hrafnseyrarheidi (552 m n.p.m.). Najwyższy jednak szczyt na półwyspie to Kaldbakur (998 m n.p.n.). Podjazd jest stromy, coraz trudniejszy. Droga wąska i surowa. Górskie okolice uznawane za najładniejsze na fiordach zachodnich stanowią spektakularny i równocześnie dramatyczny krajobraz. Z jednej strony droga przylega bezpośrednio do ściany gór. Piętrzące się szczyty rzucają cień. Leżące na drodze kamyki pobudzają naszą wyobraźnię wyświetlając czarne scenariusze. Milczymy i nie drążymy tematu pt. „skąd wzięły się tutaj te kamienie?”. Tym bardziej, że po drugiej stronie drogi znajduje się głęboka przepaść i brak barierek. Stromy stok opada daleko w dół. Wydobywający się z głośników „Ísjaki” grupy Sigur Rós wywołuje ciarki.
Znajdując się na najwyższym punkcie trasy napotykamy leżący na poboczu śnieg. Ciekawa odmiana. Teraz już mamy pełny obraz tego, dlaczego ta część Islandii nazywana jest „Islandzkimi Alpami”.
W końcu po tej samochodowej wspinaczce zjeżdżamy w dół. Ostrożnie, bo nadal jest stromo. Dojeżdżamy do małego miasteczka Thingeyri (is. Þingeyri) zamieszkanego przez około 350 osób. Nazwa miejscowości wywodzi się o lokalnego sejmiku, który zbierał się w miejscu Thing na górze Sandfell dominującej nad osadą. Thingeyri jest portem handlowym od 1700 r. Miasteczko położone jest na nagim i pięknym terenie. W okolicy znajdują się długie doliny, łagodne wzgórza i wysokie góry.
Czaru dodaje srebrzysto szara woda malowniczego fiordu Dýrafjörður. Nazwa fiordu pochodzi od pierwszego osadnika, bogatego Skandynawa o imieniu Dyra (czyli „zwierzę”). Dýrafjörður stanowi tło dla wydarzeń jednej z najsłynniejszych islandzkich sag. Mamy tutaj na myśli Sagę o Gíslim Súrssonie, o której wspominaliśmy wcześniej. Historii opowiedzianej językiem pełnym barwnych opisów fiordów zachodnich i potężnych czarnoksiężników, lawin śnieżnych, zamieci i silnych wiatrów. Thingeyri bazuje na swoim dziedzictwie i historii o wikingach. Lokalna społeczność stara się utrzymać pamięć o dawnych czasach, dlatego co roku wskrzesza się historię wikingów w okresie lata organizowane są różne wydarzenia z tym związane. Na zachodnim skraju miasta wybudowano nawet pomniejszoną replikę rzeczywistej łodzi wikingów. Przyjemnie jest się przespacerować po mieście. Duże wrażenie robi piękny stary cmentarz znajdujący się na zachodzie miasta.
Od tego miejsca prowadzi nas już utwardzona droga prowadząca do stolicy fiordów zachodnich Ísafjörður.
Z Thingeyri drogą nr 60 przejeżdżamy przez most wybudowany na fiordzie Dýrafjörður, co pozwala nam zaoszczędzić kilkanaście kilometrów drogi. Wielkie góry wyrastają wprost z brzegu.
Następnie droga prowadzi nas wspinając się najpierw na Gemlufallsheiði (283 m), a następnie w kierunku Breiðadalsheiði (640 m). Podobnie jak poprzednio trasa przecina półwysep, tym razem o nazwie Önundarfjörður. Jest to nordycki fiord w kształcie litery V, pozbawiony jakichkolwiek nieregularności. Nazwa wywodzi się od imienia pierwszego osadnika tj. Onundala Vikingsona.
Kontynuujemy podróż. Droga wije się przez kilka wysokich przełęczy. W przeszłości drogę często blokował śnieg. Z tego powodu gospodarstwa i mniejsze społeczności często odcięte były od świata. Ten problem jednak skończył się, gdyż pod przełęczą Breiðadalsheiði wykopano kilkukilometrowe tunele. Wycięto je w utwardzonej bazaltowej skale. Przejeżdżając przez tunel domyślamy się, że praca ta nie należała do lekkich, łatwych i przyjemnych.
Tutaj też pojawiają się nasze pierwsze skojarzenia ze światem tolkienowskim i mrocznymi kopalniami, podziemiami i tunelami.
Po wyjeździe z tunelu naszym oczom ukazuje się idylliczny obrazek Ísafjörður. Siłą rzeczy to urokliwe miasteczko kojarzy się nam jako współczesna wersja Tolkienowskiego Hobbitonu.
Ísafjörður to największa miejscowość w tym regionie Islandii, w związku z tym ma status stolicy fiordów zachodnich. Wprawdzie do wielkiej metropolii jej bardzo daleko, no ale jednak jak na Islandzkie warunki i standardy jest to „spore” miasto.
Ísafjörður, czyli „lodowy fiord”, położone jest na cyplu północno-zachodnich fiordów, tuż na progu Ísafjarðardjúp (ang. Ice fjord deep). Natomiast z drugiej strony miasto otoczone jest wysokimi górami. Swoją nazwę zawdzięcza bryłom lodu dryfującym ongiś po wodach Ísafjarðardjúp. Wówczas był to codzienny widok. Warto dodać, że Ísafjarðardjúp wżyna się na około 75 km w głąb lądu i przepoławia półwysep. Od niego zaś odchodzi kilka mniejszych fiordów m.in. Skutulsfjörður.
Miasto założone zostało w 1569 r. jako punkt odsalania ryb. Prawa miejskie otrzymało w 1866 r. Zaś w XVIII w. triumfowało jako największe miasto Islandii. Dziś zamieszkuje tu około 3 tys. osób. Z pozoru niewielkie miasto ma zaskakująco wiele do zaoferowania, jak chociażby liczne kawiarnie, restauracje, muzea, cztery baseny, sale sportowe, a także jeden z najlepszych ośrodków narciarskich w kraju. Miasto znane jest z bogatego życia kulturalnego. Ma długie tradycje głównie w sztukach wizualnych i muzyce. Organizowanych jest tutaj dużo festiwali i imprez artystycznych. Dodatkowo charakteryzuje je miła i wzruszająca atmosfera, bardzo przyjemne centrum, klimatyczne stare budownictwo (znajdują się tu jedne z najstarszych domów w Islandii) oraz spokojna przystań. W okolicy miasta znajdują się także dwie urokliwe dolinki: Tungudalur i Seljalandsdalur, z wieloma szlakami turystycznymi.
Z ciekawostek można dodać, że w mieście tym urodził się aktualny prezydent Islandii Ólafur Ragnar Grímsson, który obejmuje już piątą kadencję na tym urzędzie. Ponadto w 2002 r. znany islandzki artysta Mugison wraz ze swoim ojcem zorganizował I edycję festiwalu muzycznego Ísafjörður Rock Festival o nazwie „Aldrei fór ég suður” („Nigdy nie byłem na południu”). Koncert był darmowy i wspierał lokalną społeczność muzyczną. To wydarzenie rozpoczęło coroczny cykl festiwalowy.
Przejeżdżamy wolno przez miasto. Zachodowi słońca towarzyszy utwór „Andvekur” w wykonaniu duetu BYRTA.
Dzisiejszą noc spędzamy w apartamencie zaoferowanym nam przez GentleSpace Guest Apartments. Jak to często bywa w Islandii jest to niewielka firma. Dokładnie rodzinny interes prowadzony przez małżeństwo Gurrý i Róberta oraz ich syna Arnóra.
Działalność GentleSpace Guest Apartments rozpoczęła się zaledwie kilku lat temu i jest dobrą alternatywą dla tutejszych hoteli i pensjonatów. Obecnie firma ma w swojej ofercie trzy apartamenty znajdujące się w ciekawej lokalizacji Ísafjörður.
Szczerze przyznać musimy, że nasz apartament był bardzo komfortowy i z idealnymi warunkami. Pomimo świeżości i nowości było w nim przytulnie i panowała iście domowa atmosfera. Świetnie i z gustem urządzony, a do tego w pełni wyposażony we wszystkie domowe sprzęty (tak kuchenne, łazienkowe, sypialniane, jak i TV oraz wifi). Ze skromności nie będziemy wspominać o skórzanej kanapie w salonie, wielkim łóżku w sypialni i tarasie. Miejsce po prostu gotowe do wprowadzenia się i zamieszkania.
O idealności miejsca świadczą często także pozorne drobne szczegóły, „magiczne detale”. Tych było tutaj co najmniej kilka. Dla przykładu przygotowane specjalnie dla gości w kuchni na dużym półmisku: czarna parzona kawa, kilka rodzajów herbat, tabliczka pysznej czekolady i liścik z pozdrowieniami. Dodatkowo w salonie szczególnie ujęły nas dwa akcenty. Po pierwsze wielka książka opowiadające historię koni islandzkich, a po drugie film na DVD pt. „Into the Wild”. I jak tu nie sprzedać duszy, jak serce pęka ze wzruszenia. Życie w Ísafjörður płynie w spokoju i bez pośpiechu. Sprawdziliśmy to! Polecamy!
Więcej informacji o GentleSpace Guest Apartments znajdziecie na ich stronie internetowej oraz profilu facebook.
zdjęcia: Agnieszka
tekst: Marcin