Jeśli podoba Ci się to co robimy i chciałbyś nam dać o tym znać, możesz po prostu postawić nam kawę. Będzie nam miło. Poczujemy się lepiej i zmotywuje nas to do dalszego pisania.
Ten rok był bardzo udany pod względem liczby wydanych na Islandii albumów muzycznych. Na szczęście nie odbiło się to na ich wartości. Poziom i jakość muzyki islandzkiej wciąż jest zdumiewająco wysoki, co gwarantuje masę wspaniałych przeżyć i wzruszeń. 2021 rok przyniósł nam sporo świetnych płyt. Wśród nich znalazło się także wielu debiutantów. Ich świeże spojrzenie na współczesną muzykę potwierdza duży talent i umiejętności oraz wyjątkową wyobraźnię i niebanalną artystyczną wrażliwość islandzkich muzyków na dźwięki, melodie, harmonie i strukturę kompozycji oraz budowaną atmosferę. Cechuje ich przy tym niebywała łatwość łączenia różnorodnych muzycznych światów, skłonność do eksperymentowania i tworzenia nietypowych aranżacji.
Co ważne muzyka islandzka nadal brzmi naturalnie, szczerze i przekonująco. Jest wynikiem wewnętrznej potrzeby ekspresji danego artysty (projektu lub zespołu), a nie sztucznie wykreowanym produktem. Niezależnie od gatunku i stylu muzycznego.
W tym roku udało mi się zrecenzować ponad 190 płyt. To dobry wynik. Oczywiście nie są to wszystkie wydawnictwa islandzkie, które pojawiły się w tym roku na rynku muzycznym. Tych było zdecydowanie więcej, ale z uwagi na dane mi możliwości i fakt, że czas nie jest z gumy, skoncentrowałem się na tych, moim zdaniem, dobrych i bardzo dobrych.
Poniżej prezentuję zestawienie TOP-30 islandzkich płyt 2021 roku, które koniecznie trzeba poznać. Jednocześnie chcę wyraźnie zaznaczyć, że dane podsumowanie jest tak naprawdę tylko wstępem do muzyki islandzkiej roku 2021, bo gdybym nie narzucił sobie już na wstępie konkretnych ograniczeń co do liczby płyt, które pojawią się w podsumowaniu, to z pewnością ta „topka” przekroczyłaby 100. Poważnie. To nie byłby żaden problem. Dlatego przygotowując TOP-30 z bólem serca odcinałem kolejne płyty z listy tegorocznych wydawnictw. No ale cóż, życie jest okrutne. Ale to nic. Show must go on. Otrzyjcie łzy i schowajcie urazy. To nie jest „żelazna trzydziestka”. Równie dobrze mógłbym w niej umieścić wiele innych płyt. I też byłoby dobrze. Wyszło jednak tak jak wyszło i nie ma się co obrażać. Z pewnością każdy Was ułożyłby inną topkę. I też fajnie. Właśnie taka jest istota muzyki. Każdy ją odbiera po swojemu. Moja wygląda tak jak niżej. Jej kolejność jest alfabetyczna.
Niech moc muzyki islandzkiej będzie z Wami.
amiina „Pharology” (25.06.2021)
Muzyczna zawartość tej płyty stanowi naprawdę mistyczne doświadczenie. To wręcz nieprawdopodobne w jak umiejętny sposób muzycy potrafili wykreować tak silnie magnetyczną i sugestywną atmosferę. Wychodząc od dyskretnej i kameralnej formy, w której pojawiają się elementy i brzmienia muzyki kameralnej i minimalistycznej, zespół stopniowo rozbudowuje przestrzeń wypełniając ją odpowiednio dawkowanymi dźwiękami akustycznymi i elektronicznymi. Muzyka nabiera z każdą chwilą coraz większego, wręcz kinowego rozmachu o charakterze iście eskapistycznym. (RECENZJA)
Andri Ásgrímsson „Tónlist til að púsla við” (12.02.2021)
Muzyka, która meandruje między indie folk rockiem i alternatywnym country, post rockiem i ambientem, rockiem eksperymentalnym i progresywnym oraz muzyką neoklasyczną. Rozwijane niespiesznie instrumentalne tematy mają w sobie dużo przyjemnej melancholii i nostalgii. Ze względu na medytacyjną i odrealnioną atmosferę tej muzyki, jej łagodność i ciepły nastrój balansujący między ujmującą kameralnością i niezwykłą szeroką przestrzennością, a także na muzyczną wrażliwość, wydawnictwo tworzy niepowtarzalne słuchowisko. (RECENZJA)
Árstíðir „Pendúll” (19.11.2021)
Album prezentuje się fantastycznie na wielu poziomach, począwszy od czarującego klimatu i poetyckich tekstów nadających konceptowi transcendentalnego posmaku, przez kapitalne aranżacje, wykonanie i czarujące harmonie wolne, aż po fenomenalne brzmienie i produkcję. Kompozycje zakorzenione są w islandzkiej muzyce folkowej będącej pod wyraźnym wpływem muzyki neoklasycznej. Akustyczne dźwięki gitar, partie fortepianu, piękny i wzniosły akompaniament instrumentów smyczkowych i subtelne elektroniczne podkłady tworzą bardzo filmowy charakter. To neoclassical folk zbudowany na pięknych dźwiękach i wydobywającym się z serca śpiewie. (RECENZJA)
Ásgeir „The Sky Is Painted Gray Today” (03.09.2021, One Little Indian)
Najnowsze kompozycje zachowują charakterystyczne dla twórczości artysty, ciepłe, intymne i bardzo uczuciowe brzmienie opierające się na delikatnych indie folkowych motywach i wysublimowanych dźwiękach akustycznej gitary. Zrezygnowano tutaj z bogatych aranżacji. Mimo to, a może dzięki temu, zaprezentowane piosenki posiadają w sobie wyjątkową moc i magię, sprawiają, iż słuchacz ma poczucie obcowania z czymś niezwykle pięknym, czystym i wyjątkowym. Płyta ta pełna jest sentymentu, tęsknoty, ale równocześnie lekkości, ciepłego liryzmu i nadziei. Materiał zachwyca subtelnością melodii i pełną tchnienia wokalną ekspresją. (RECENZJA)
Ask the Slave „Good Things Bad People” (04.06.2021, Crime Records/We Låve Rock Music)
Przygotujcie się na intrygującą i niekonwencjonalną muzykę. Jest tu miejsce avantgarde, jazz, art, folk, prog, rock i metal, i to w różnych, nie zawsze konwencjonalnych odmianach, konfiguracjach i proporcjach. Z jednej strony to muzyczna dzikość i szaleństwo – dynamiczne, ciężkie i miażdżące fragmenty, specyficzne podziały rytmiczne, skomplikowane muzyczne formy i mocne wokale. Z drugiej strony świetne melodie, zmysłowe czyste wokale i piękne harmonie. A z jeszcze innej subtelne i klimatyczne ballady, muzyczna elegancja, wrażliwość i kruchość zaklęta w dźwiękach. (RECENZJA)
Ateria „and_vari” (15.10.2021)
Album, który intryguje swoim brzmieniem oraz eksperymentalną i eklektyczną muzyką. Mieszanka różnych stylów i gatunków, które splecione są ze sobą w niecodzienny sposób, tworzy tutaj coś na kształt neo folk goth z neoklasycznymi motywami. Wszystko to łączy się ze sobą w celu stworzenia melancholijnej sfery dźwięku, charakteryzującej świat smutku. Kunsztowna kombinacja inspiracji muzycznych powinna mocno trafić zwłaszcza do słuchaczy doceniających w muzyce jej element duchowy. Za pomocą pozornie niewielu środków, trio stworzyło coś absolutnie mistycznego i hipnotyzującego, epatującego tajemnicą. (RECENZJA)
Axel Flóvent „You Stay by the Sea” (15.01.2021, Nettwerk Music)
Krążek łączy emocjonalną i przemyślaną, minimalistyczną singer-songwriterkę artysty opartą na indie folkowym akustycznym brzmieniu gitary utrzymaną w duchu DIY z czymś bardziej wyrafinowanym – partiami fortepianu, ciepłą i subtelną elektroniką oraz blaszanymi instrumentami dętymi – co w efekcie rzuca nowe światło na jego styl i twórczość. Zawartość płyty oscyluje na granicy indie folku oraz subtelnego i ambitnego alternatywnego popu, z nutą chamber dreamy pop. Utwory odznaczają się sporą melodyjnością, swoistą zwiewnością i rozmarzonym klimatem. (RECENZJA)
Bastarður „Satan’s Loss of Son” (29.10.2021, Season of Mist)
To mocne, dynamiczne i energetyczne wydawnictwo będące połączeniem crust punka z death metalem i d-beatowym, motorycznym łojeniem. Płyta do bólu szczera, bezkompromisowa i prawdziwa. To co się na niej odgrywa to huragan emocji i wielu ciekawych pomysłów, które robią duże wrażenie. Muzycy umiejętnie penetrują różne rejony ciężkiego grania, prezentując wyśmienitą dawkę technicznego rzemiosła, wypełnioną masą mocarnych i ostrych riffów, chwytliwych i szaleńczych solówek, niebagatelnych przejść i melodii, które spaja charakterystyczny głos i agresywne wokale Aðalbjörna. (RECENZJA)
Calder „Inner” (19.03.2021, Vogor Records)
Zdaniem zespołu omawiany album stanowi fuzję nowej fali lat 90. z marzycielskimi gitarami i wyraźnymi liniami basu oraz muzyki neoklasycznej XXI wieku, napędzanej rytmami zaprogramowanej perkusji i żywymi bębnami, a także delikatnych, pływających melodii. Muzycy twierdzą również, że ich album brzmi tak jakby muzycy Cocteau Twins i Mogwai udali się do zacisznej chaty znajdującej się gdzieś na islandzkich wyżynach, aby uczestniczyć tam w lekcji muzyki prowadzone przez legendarnych kompozytorów – Johna Tavenera i Arvo Pärta. (RECENZJA)
CeaseTone „Egotopia” (07.10.2021)
Dane wydawnictwo to splot wielu różnych gatunków i stylistyk połączonych w jeden unikalny krajobraz dźwiękowy, który z racji swojej niejednoznaczności, wielowątkowości i rozbudowania trudno opisać inaczej niż po prostu „brzmienie Ceasetone”. To interesująca fuzja folku, alternatywnego rocka, indie popu, muzyki elektronicznej, progresywnej, neoklasycznej i filmowej. Wszystkie te wirujące i mieniące się przed naszymi oczami intensywne dźwięki, podane z pasją motywy, harmonie i melodie oraz poszczególne warstwy kompozycji są starannie poukładane. (RECENZJA)
Dimma „Þögn” (02.06.2021)
Zespół pozostaje wierny zarówno swojemu ojczystemu językowi, w którym wykonane zostały wszystkie utwory, jak i wypracowanemu już rock-metalowemu brzmieniu będącego mieszanką hard, heavy i progressive. Charakterystycznego nie tylko za sprawą stylu gry muzyków, ale również rozpoznawalnego czystego i mocnego głosu oraz maniery wokalnej charyzmatycznego lidera. Krążek prezentuje zespół we wspaniałej formie. Ich muzyka ma sporo rock’n’rollowego ognia, energetycznych momentów, wkręcających się w głowę riffów, solówek i melodii. (RECENZJA)
Flosi Þorgeirsson „Flosi” (29.11.2021)
Album pozostaje pod wyraźnym wpływem muzyki punkowej, alternatywnego rocka lat 80’, muzyki metalowej i klasycznego rocka. Muzyk przyznaje się do inspiracji takimi kapelami jak np. Sonic Youth, Hüsker Dü, Dinosaur Jr., ale również Foreigner. Stąd utwory tkwią w garażowym, punkowym i rockowym, a także noise’owym dziedzictwie lat 90’, ale jednocześnie skręcają w nieoczekiwane rejony. Brzmienie płyty opiera się na głośnych partiach gitar, grzmiącym basie i perkusji. A nad wszystkim unosi się duch alternatywy i rockowej wolności w doborze środków wyrazu. (RECENZJA)
Forsmán „Dönsum í Logans Ljóma” (09.04.2021, Ván Records)
Zespołowi udało się należycie i wyraźnie zaprezentować indywidualny oraz zbudować ciekawą i niebanalną atmosferę, która hipnotyzuje słuchacza i pobudza jego wyobraźnię. W ich porywistym i mrocznym black metalowym brzmieniu bardzo łatwo można wychwycić ogrom fenomenalnych melodyjnych i melancholijnych elementów. Całość mieni się różnorodnymi warstwami, co nieprzerwanie mami nasze zmysły i przyciąga do wielokrotnego odsłuchu. Jak głęboko sięgniecie w czerń tego namiętnego mroku zależy tylko od Was. (RECENZJA)
GusGus „Mobile Home” (28.05.2021, Nopaper Records)
Jedenasty album zespołu wzbogacony został o głos islandzkiej wokalistki Margrét Magnúsdóttir (Vök). Wydawnictwo reklamowane jest przez wydawcę jako „jeden z najbardziej ambitnych dotychczas albumów duetu, łączący najnowocześniejszą produkcję muzyki elektronicznej z klasyczną wrażliwością popu, aby przedstawić jej mroczną i dystopijną wizję”. Muzycy wciąż zdolni są do tworzenia intrygującej i efektownej muzyki elektronicznej, która potrafi zaskoczyć i zachwycić słuchacza. Nieustannie rozwijają się jako artyści, poszukują nowych brzmień i rozwiązań, dzięki czemu ich muzyka nadal brzmi świeżo. (RECENZJA)
Gyða Valtýsdottir „Ox” (03.12.2021, DiaMond)
Artystka pokazuje w jak intrygujący i umiejętny sposób można połączyć wiele różnych nastrojów i stylów w spójną i wyjątkową całość. Zawartość płyty można postrzegać nie tylko jako genialne dzieło z gatunku muzyki eksperymentalno-neoklasyczno-filmowo-ambientowej, ale również w kategoriach ezoterycznych i magicznych. Instrumentalna warstwa tego wydawnictwa ma dużą wartość artystyczną, o której świadczą wspaniałe aranżacje, imponujące struktury kompozycji i ich zwiewne przestrzenie, wielowarstwowość, różnorodność wykorzystanych elementów, motywów i wpływów, brzmienie naturalnych instrumentów i prześliczny głos wokalistki. (RECENZJA)
Hugar „Þjóðlög / Folk Songs” (28.05.2021, XXIM Records/Sony Music Entertainment)
Album stanowi interpretację zespołu starych islandzkich melodii i pieśni pochodzących z XVIII i XIX wieku. Islandzka muzyczna tradycja przepuszczona przez soniczny filtr projektu przybiera postać neoklasycznych kompozycji otulonych przestrzennym ambientem. To krótkie, ale piękne dzieło, które można słuchać bez końca. Można się przy niej poczuć jakby się było w zupełnie innym muzycznym świecie To poruszające doświadczenie. Zresztą ich muzyka nigdy nie była „przyziemna“. Od zawsze była pełna uroku i mistycyzmu. (RECENZJA)
Kælan Mikla „Undir köldum norðurljósum” (15.10.2021, Artoffact Records)
Wydawca tego dzieła zapewnia, że płyta pełna jest surowego punkowego ducha i niesamowitych islandzkich wizji, które sprawiają, że dotychczasowe niepowtarzalne brzmienie zespołu staje się jeszcze bardziej soczyste i wciągające niż kiedykolwiek wcześniej. Kinowe partie syntezatora, eteryczne wokale śpiewane w ich ojczystym języku, mrożące krew w żyłach krzyki, mocny bas i zaprogramowana perkusja łączą się, aby wciągać słuchacza głęboko w świat Kælana Mikla – miejsce folkloru i baśni, magii i mistycyzmu. (RECENZJA)
Kaktus Einarsson „Kick the Ladder” (21.05.2021, One Little Independent)
Album przynosi nam muzykę, którą można określić jako alternative chill experimental pop rock. Alternatywna twórczość Islandczyka zachwyca udanymi eksperymentami oraz wielością stylistycznych odniesień i wpływów, począwszy od electro popu, synth popu i dream popu, przez post punk/rock, shoegaze i psychodelię, aż po minimal, jazz i muzykę klasyczną. W rezultacie otrzymujemy płytę o niezwykłej przestrzeni, głębi i nowatorskim brzmieniu. Kompozycje nierzadko mają nietypowe struktury, nie mówiąc już o niekonwencjonalnych, ujmujących szerokim wachlarzem brzmień i dźwięków, aranżacji. (RECENZJA)
KALEO „Surface Sounds” (23.04.2021, Elektra Records LLC/Atlantic Recording Corporation)
Zespół od samego początku serwuje nam rozkoszną dla uszu mieszankę hard rocka, folk i southern bluesa. Fantastycznie w tych nagraniach sprawdzają się także gospelowe chórki oraz delikatne partie smyczkowe, które nadają kompozycjom jeszcze głębszego brzmienia. Na płycie nie brakuje zarówno ognistych, rock’n’rolowych numerów z pazurem, jak i subtelnych, nastrojowych ballad. Panowie potrafią zagrać mocno i energetycznie, sprawić, że ciężko jest słuchając ich usiedzieć na miejscu. Posiadają także talent do pisania ładnych, wzruszających i zmysłowych kawałków. (RECENZJA)
Lárus Sigurðsson „Tregalón” (16.07.2021, Vogor Records)
Artysta ujawnia zamiłowanie do przestrzennego i rozmarzonego, a jednocześnie tajemniczego i melancholijnego post rocka oraz ambientu. Nie są mu również obce zagrywki progresywne i folkowe. Kompozytora cechuje również talent do iście filmowego budowania niesamowitej atmosfery. Oryginalność stylu Islandczyka bierze się z umiejętnego łączenia różnorodnych brzmień, mnogości urokliwych szczegółów i smaczków, które stają się mistyczną grą dźwięków i kolorów, hipnotyzujących nastrojem i czarującymi melodiami. (RECENZJA)
Laufey „Typical of Me” (30.04.2021)
Muzyka opiera się na brzmieniach gitary akustycznej i elektrycznej, pianina, klawiszy, komputerowej perkusji w stylu lo-fi i wiolonczeli. Aranżacje przygotowane są bardzo staranne i z wyczuciem. Emanuje z nich piękno i autentyczne emocje. To unikalna mieszanka wysmakowanych jazzowych melodii w stylu vintage i natchnionego soulu, równocześnie nawiązując do standardów, muzyki klasycznej, jak również współczesnych brzmień i wolnych rytmów r’n’b. Muzyka z albumu przyciąga uwagę także hipnotyzującym, rozmarzonym i ciepłym głosem wokalistki, cechującym się zmysłowym vibrato. (RECENZJA)
Ólafur Arnalds „Invisible” (22.10.2021, Mercury KX)
Jest to materiał minimalistyczny, spokojny i niespieszny, rozpisany na fortepian i instrumenty smyczkowe. Jednakże robi nie mniejsze wrażenie niż dotychczasowe prace kompozytowa. Oczywiście wciąż pozostajemy w nurcie muzyki neoklasycznej. Dodam perfekcyjnie zaaranżowanej, rozplanowanej i wykonanej. Brzmienie nagrań jest bardzo organiczne, zaś atmosfera kompozycji nastrojowa, kameralna i introwertyczna. Pianista maluje przed słuchaczem liryczne dźwiękowe pejzaże, których nastrój płynnie balansuje pomiędzy smutkiem i melancholią, a ukojeniem i tlącą się nadzieją. (RECENZJA)
Ophidian I „Desolate” (16.07.2021, Season Of Mist)
Death metalowy album bardzo techniczny pod względem biegłości, aranżacji i brzmienia, ale z równoczesnym położeniem dużego nacisku na harmonię i kompozycję. Z muzyką, której intensywność, szybkość i zaciekłość odzwierciedla chaos, a także wrodzone piękno i złożoną harmonię miejsca, w którym się narodziła – Islandię. Całość tworzy monumentalne brzmienie cechujące się dzikim szaleństwem, brutalną siłą i wciągającymi melodiami. (RECENZJA)
rafnar „VODA” (08.12.2021)
To niecodzienna muzyka, której brzmienie budują dźwięki fortepianu, akustycznej gitary, trąbki, puzonu, skrzypiec i wielu innych instrumentów pogłębiających jej głębię (np. szum morskich fal). Nie są to typowe kompozycje, bardziej mają one postać nowoczesnej klasyki, pieśni lub partytur filmowych, które również można opisać jako alternatywne minisymfonie. Znajdziemy tutaj inspiracje muzyką klasyczną, operową, symfoniczną, jak również post rockiem i sceną indie. Całość ma też w sobie ten specyficzny pierwiastek określany mianem „cinematic”. Nie da się tego albumu zamknąć w jakichkolwiek ramach współczesnej muzyki. (RECENZJA)
Soffia Björg „The Company You Keep” (29.10.2021)
Artystka szukała inspiracji we współczesnych filmach kowbojskich i klasycznych spaghetti westernach, równocześnie pozostając wierną swojemu singer-songwriterskiemu stylowi z elementami dark folk. Stąd brzmienie płyty stanowi fuzję indie folku, alternative country popu i americany. Na uwagę zasługują świetne aranżacje, które szczególnie ozdabiają ujmujące dźwięki wiolonczeli i trąbki. Mamy również niebanalne i uwodzące melodie, które cudownie prezentują się na tle melancholijnej i nastrojowej atmosfery. No i jeszcze głos Soffi, która opowiada nam przejmujące historie. (RECENZJA)
Sóley „Mother Melancholia” (22.10.2021, Lovitt Records)
Artystka opisuje swój album: „Nosferatu spotyka Thelmę i Louise w wampirzym kościele pod czujnym okiem Davida Lyncha”. Sóley wkracza na jeszcze bardziej eksperymentalne tereny, które poszerzają artystyczne horyzonty jej solowej twórczości, dają więcej przestrzeni i możliwości ekspresji. W efekcie otrzymujemy cały wachlarz nowych i ekscytujących dźwięków. Islandkę bardziej interesuje budowanie odpowiedniej atmosfery, bardzo osobliwej i tajemniczej, oraz snucie posępnych opowieści, w których są refleksje, przemyślenia, myśli. Muzyka przesiąknięta jest sennym surrealizmem, tytułową pochłaniającą melancholią i subtelnym, uwodzącym mrokiem. (RECENZJA)
Stereo Hypnosis „Hvolf” (08.10.2021, Interchill Records)
Zespół proponuje nam eksperymentalną muzykę wykorzystującą elementy elektroniczne o ciekawych teksturach i ambientowym podłożu, łącząc je z syntezatorowymi chilloutowymi pejzażami podszytymi subtelnym dubem i ozdobionymi post rockowymi ornamentami. To co szczególnie wyróżnia ten materiał to zachowanie idealnego balansu pomiędzy zbudowaną tutaj sugestywną atmosferą, czarującą melodyką syntezatorów i ujmującym groovem basu. Muzycy są twórcami fenomenalnych nastrojów i panoramicznych przestrzeni. (RECENZJA)
Tunglleysa „Tunglleysa” (10.09.2021, Reykjavik Record Shop)
Brzmienie albumu sprytnie owija się wokół różnych form eksperymentalnych, wśród których dostrzec można m.in. inspiracje ambientem, muzyką elektroakustyczną, minimalistyczną i neoklasyczną, jazzem, field recordingiem, post rockiem, i wieloma innymi wpływami. To bardzo przytomne i świeże spojrzenie na współczesną scenę muzyki eksperymentalnej. Na albumie roi się od różnorodnych dźwiękowych labiryntów i tajemniczych zakamarków, otoczonych eteryczną aurą i gęstymi brzmieniowymi mgłami. Barwy tego albumu kojarzą się głównie z mrokami chłodnej islandzkiej nocy polarnej zabarwionej zielonymi smugami zorzy. (RECENZJA)
The Vintage Caravan „Monuments” (16.04.2021, Napalm Records)
Zawartość wydawnictwa stanowi imponującą mieszankę klasycznego rocka lat 70., elementów psychodelicznych, progresywnych i blues rockowych, a nawet inspirowanych funkiem. Mamy tutaj zatem godną pochwały sekcję rytmiczną, świetny blues rockowy groove, stylowe i oldschoolowe oraz żywiołowe, pełne wigoru przesterowane gitary, mocne i cięte riffy, kapitalne solówki, odważne i frapujące progresje, chwytliwe, wpadające w ucho melodie, a także nastrojowe, liryczne i urzekające momenty. (RECENZJA)
Vök „Feeding on a Tragedy” (08.10.2021, Nettwerk Records)
To bardzo osobista i mocno emocjonalna płyta. Szczera i autentyczna, a pomimo poruszanych „tragedii”, niosąca nadzieję. Ponadto zespół z większą otwartością podchodzi do różnych eksperymentów z dźwiękami. Tworzy bogate, unikalne i wciągające wielowarstwowe struktury, w których łączę swoje fascynacje muzyką elektroniczną i współczesnym indie, synth’em, future- i dream-popem oraz r’n’b. Całość jak zwykle dopełnia elektryzujący i zmysłowy głos Margrét, który przyciąga i hipnotyzuje swoją niepowtarzalną barwą. (RECENZJA)
Na koniec chciałbym jeszcze wyróżnić dwa świetne wydawnictwa, które miały swoją premierę w 2021 roku. Wprawdzie ich autorami są muzycy, którzy nie są Islandczykami, jednakże ich życie i twórczość jest mocno z Islandią związana:
Alex Somers „Siblings / Siblings 2” (19.03.2021)
Podwójne wydawnictwo wypełnione szerokim wachlarzem zamiłowań i inspiracji muzycznych artysty, czyli jak wyjaśnia to sam autor -„kompozycji filmowej, ambientu, muzyki neoklasycznej, post-rocka i elektroniki – łącząc w sobie zarówno wielkość, jak i intymność, szerokie pociągnięcia pędzla z subtelnymi szczegółami, oraz minimalizm i maksymalizmem”. Nie brakuje w tych nagraniach również drone’ów, charakterystyczny natchnionych wokaliz i atmosfery z gatunku ethereal. Artysta ciekawie łączy brzmienia wielu różnych instrumentów akustycznych, które zapewniają unikalny stan transcendentalnego uniesienia i transu. (RECENZJA)
Low Roar „Maybe Tomorrow” (30.07.2021, Tonequake Records)
Album cechuje się niekonwencjonalnymi strukturami, unikalnymi teksturami, intrygującymi brzmieniami i efektami oraz przemyślanymi i starannymi aranżacjami, a nade wszystko magnetyzującą, zjawiskową atmosferą i magicznym, melancholijnym klimatem. To eklektyczna mikstura powstała z połączenia akustycznych i elektronicznych brzmień. Inspirowana eterycznym dream popem, mistycznym folkiem, baśniowym avantpopem, psychodelią lat 60-tych oraz ambientem, zmysłową elektroniką, folktronicą i trip hopem. Dużo jest w tej delikatnej muzyce liryzmu, intymności i uroku. (RECENZJA)