Na początku bieżącego roku światło dzienne ujrzał dziewiąty studyjny krążek Björk zatytułowany „Vulnicura”. Najpierw w lutym nieoficjalnie pojawił się w sieci, a w marcu miała miejsce jego oficjalna premiera.
Na początek garść informacji technicznych związanych z przygotowaniem i nagraniami omawianego materiału.
Nad swoim nowym dziełem Björk współpracowała z dwoma znanymi i cenionymi producentami. Pierwszym jest Arca (właść. Alejandro Ghersi, pracował m.in. z Kanye’em Westem i FKA Twigs), którego wydawnictwo „Xen” (2014) w pewien sposób zrewolucjonizowało R&B. Drugim jest mistrz dark ambientu Haxan Cloak, który w swojej twórczości nie stroni od brutalnych beatów i równie odważnie wykorzystuje elementy industrial i drone. Ponadto na płycie pojawia się także John Flynn (aka Spaces), który zajmował się programowaniem jednej kompozycji.
Powiedzmy sobie jednak szczerze, że Islandzka artystka zdominowała muzyczny obraz tego album swoją koncepcją i własnym zamysłem artystycznym, stąd prace wyżej wymienionych panów w dużej mierze są powściągliwe, a ich charakter został raczej zredukowany.
Nie możemy zapominać, że to album Björk, a jak dobrze wiemy, jest ona artystką posiadającą nie tylko niebywały talent wokalny i znakomite umiejętności kompozytorskie, ale także pełną świadomość tego co tworzy. W jej twórczości choć jest dużo eksperymentów i innowacyjności, to jednak nie ma chaosu i przypadku. Artystka osiąga swój cel w sposób zadowalający. Dlatego materiały dźwiękowe przygotowane przez współpracujących z nią producentów w sposób umiejętny zostały wplecione w całą strukturę przepełnioną jej osobistym wyobrażeniem.
Wróćmy jeszcze na chwilę do kwestii technicznych. Oprócz przygotowania kompozycji Björk odpowiada również za ich produkcję. Zaaranżowała także wszystkie linie wokalne oraz partie instrumentów smyczkowych.
Za nagrania partii smyczkowych odpowiada U Strings. Przy ich nagraniu asystowali Máni Þorkelsson oraz Biggi. Natomiast przy ich miksowaniu brali dodatkowy udział Joel Davies oraz Graeme Baldwin. Natomiast generalnie nagraniami i dźwiękiem zajmowali się: Chris Elms i Frank Arthur Blöndahl Cassata. Za dźwięk odpowiadał również Bart Migal. Przy przygotowaniu materiału brali też udział: Michael Pärt i James Merry.
Końcowe miksy albumu przeprowadził wspomniany już Chris Elms, a masteringiem zajęła się dobrze nam znana Mandy Parnell.
Na płycie możemy usłyszeć również kilkunastoosobowy żeński chór, a w jednym utworze „Atom Dance” na wokalu pojawia się Antony Hegarty (z Antony and the Johnsons). Ponadto tekst do utworu „Quicksand” napisała Oddný Eir Avarsdóttir.
„Vulnicura” to album koncepcyjny zainspirowany bólem towarzyszącym po utracie miłości, po rozłące, rozpadzie związku. Uczucia, których człowiek doświadcza w sytuacji rozpadania się związku, końca miłości i leczeniu ran, stanowią oś płyty i wokół nich Björk zbudowała swoją muzykę. W ten oto sposób otrzymujemy pewnego rodzaju muzyczny pamiętnik wypełniony nie tylko myślami, ale i emocjami. Dzięki nim obserwujemy podmiot liryczny tuż przed rozstaniem, w samym finale związku i następnie w radzeniu sobie po rozpadzie relacji. Pojawia się przy tym pełna paleta stanów emocjonalnych, od rozpaczy i cierpienia, przez złość i wzburzenie, smutek i żal, dalej przez obojętność, wreszcie wzruszenie, aż do pewnego spokoju. Duża w tym wszystkim dojrzałość, autentyczność i szczerość. Momentami nawet nieco pesząca, wprawiająca w pewne zakłopotanie zapisem tak wyraźnej intymności i intensywnej kobiecej emocjonalności. To rzecz nie tylko o złamanym sercu, ale o roli kobiety w różnych sferach życia i rolach społecznych. Kobiecie potrafiącej odnaleźć siebie i własną tożsamość.
Tytuł „Vulnicura” oznacza gojenie się ran (Vulnicura = Vulnus + Cura). Bezpośrednią przyczyną poruszanego na albumie tematu wydaje się być zakończony związek artystki z Matthew Barneyem, wieloletnim partnerem i ojcem jej dziecka. Można zatem przyjąć, że powstanie tego albumu miało też charakter terapeutyczny. Zresztą Björk przyrównuje tworzenie swojego albumu do biologicznego procesu powstania rany i jej zrastania się.
Zawartość muzyczna nowego krążka pozostaje mniej eksperymentalna i odkrywcza w porównaniu do wcześniejszych wydawnictw. Nie znaczy to, że album jest mało interesujący i nie posiada żadnej wartości, bo tej posiada aż nadto, a kompozycje Islandki intrygują wciąż z niesłabnącą mocą. Brzmienie jest jednak bardziej zachowawcze. Mimo tego Björk zdecydowanie trzyma wysoki poziom i fakt, że obecna muzyka nie wnosi wiele nowego do wizerunku artystki to z pewnością go pogłębia i stabilizuje. Wiele osób odnajdzie na tej płycie odniesienia do takich albumów jak “Vespertine”, „Medulla”, a nawet „Homogenic”. Wydaje się to naturalne zważywszy na użycie smyków i elektroniki, a przede wszystkim na intymny i emocjonalny charakter płyty. Oczywiście całość i tak brzmi w miarę świeżo i oryginalnie. Ci, którzy cenią talent Björk z łatwością docenią również nowy album. Bo w przypadku tej artystki nie chodzi tylko i wyłącznie o odkrywanie nowych lądów, ale również o tą niebywałą umiejętność budowania jedynego w swoim rodzaju nastroju i opowiadania o emocjach językiem muzyki. A przyznać trzeba, że artystka na tym polu nie ma sobie równych.
Dla mnie osobiście ta „zachowawczość” nowego materiału stanowi bardzo pozytywne zaskoczenie. W końcu można nieco zwolnić w ciągłym podążaniu za muzyką Björk. Ponadto wydaje się, że ta płyta jest mniej trudna w intelektualnym odbiorze, a bardziej wymagająca skupienia i emocjonalnego zaangażowania. Trzeba mu poświecić czas i własne emocje, a domyślam, że dla większości nie jest to rzecz łatwa.
Płytą „Vulnicura” rządzą trzy podstawowe siły. Po pierwsze pełne przestrzeni partie smyczkowe. Rola tych akustycznych instrumentów w kreowaniu brzmienia pomaga uczynić album bardziej liryczny i osobisty. Po drugie elektronika i beaty. Czy to subtelne ambientowe plamy, czy surowe i mocne elektroniczne sample to dźwięki pełne drgań świetnie podkreślające dramaturgię i napięcie. A po trzecie niezastąpiony pełnej emocji wokal Björk, jeden z najbardziej rozpoznawalnych sopranowych głosów na całym świecie. Wokalistka swoim głosem nadal potrafi kapitalnie przekazać emocje. Moim zdaniem to jeden z tych głosów, który nie tylko jest nośnikiem treści, ale równocześnie pełni rolę dodatkowego instrumentu. To niezwykły dar.
Te trzy wielowarstwowe wymiary pozostają złączone ze sobą w harmonicznej wspólnej synergii i dają nam wartość dodaną, większą niż suma poszczególnych czynników. Misternie tkane kompozycje ułożone ze wspaniałych mozaikowych fragmentów przybierają formę pieśni, które czarują, hipnotyzują i olśniewają. Artystka w swoich utworach, w większości trwających po ponad 6 minut, w sposób fenomenalny buduje nastrój i stopniuje napięcia. Te rzeczy niezmiennie wzbudzają podziw. Ciekawym doświadczeniem jest również odnajdywanie melodii na tym albumie. Cieszy fakt, że nie są one podane wprost. Dodatkowo z jej muzyki i tekstów wyziera szczera prawda, która wzrusza i nie pozostawia obojętnym. Dużo w niej symboliki i poetyzmu, pomimo pewnej pozornej prostoty tych tekstów.
„Vulnicura” to dzieło naprawdę zachwycające, pochłaniające nas z każdym kolejnym utworem. Album jest niezwykle spójny i trafiający prosto w serce. Można odnieś wrażenie, że brak któregokolwiek z utworów naruszyłby stabilność całości jako jednej konstrukcji. Z szacunku do całości i konceptu nie będę się rozpisywał nad poszczególnymi fragmentami płyty.
Każde wydawnictwo Björk emanuje magnetycznymi nastrojami oraz eksploruje życiowe doświadczenia artystki. Wydaje mi się jednak, że od wielu lat żaden album Islandki nie robił tego na tak dużą skalę jak „Vulnicura”.
Björk :: Vulnicura
1. „Stonemilker” 6:49
2. „Lionsong” 6:08
3. „History of Touches” 3:00
4. „Black Lake” 10:08
5. „Family” 8:02
muzyka: Björk i Arca
6. „Notget” 6:26
muzyka: Björk i Arca
7. „Atom Dance” 8:09
8. „Mouth Mantra” 6:09
9. „Quicksand” 3:45
muzyka: Björk i Spaces