O islandzkim rockowym kwartecie Casio Fatso pisaliśmy już w 2015 roku przy okazji ukazania się ich debiutanckiej płyty „Controlling The World From My Bed” (recenzja tutaj) będącej udaną próbą przywołania ducha gitarowej alternatywy lat 90-tych.
Natomiast 1 czerwca 2017 roku na rynku ukazał się ich drugi krążek zatytułowany „Echoes of the Nineties”. Materiał na to wydawnictwo powstawał w studiu Hljóðverk, a jego rejestracją, miksowaniem i masteringiem zajmował się Einar Vilberg (z Noise).
Casio Fatso na swojej stronie internetowej informują, że album „Echoes of the Nineties” dotyczy tego co wiąże się z nostalgią i wszystkimi dobrymi rzeczami, które można było doświadczyć w latach 90-tych, takich jak na przykład muzyka rockowa, uczciwość i autentyczność. Traktuje także o miłości i śmierci. W zdecydowanej mierze o śmierci. Panowie mówią o tym, że „Wszyscy umrzemy podczas III wojny światowej, w trakcie której Putin będzie próbował podbić świat” (utwór „Putin”). Ale jest na tej płycie sporo też „zwykłej” śmierci, jak na przykład w sytuacji utraty członka rodziny (utwór „Red Hills”).
Tytuł albumu „Echoes of the Nineties” nie pozostawia żadnych złudzeń. Muzyka Casio Fatso budzi wyraźne skojarzenia z muzyką lat 90-tych, i są to echa jak najbardziej pozytywne. Dla przykładu wymienię kilka kapel – The Smashing Pumpkins, Nirvana, Pixies, Screaming Trees, Dinosaur Jr, Silversun Pickups. Mimo to ich muzyka po prostu… działa! Słychać, że chłopaki czują takie dźwięki i bliskie są im tamte klimaty. Ja wiem, że wielu powie, iż właściwie wszystko w tym gatunku zostało już odkryte ponad 20 lat temu, ale mimo tego nie będę krytykował takiego grania, bo to fantastyczna muzyka i im więcej kapel będzie tak grać, tym lepiej.
Drugi album Casio Fatso w żadnym wypadku nie przynosi radykalnych zmian w stylu grupy, który oscyluje gdzieś pomiędzy grunge’m a alternatywnym rockiem. Zawiera w sobie także elementy psychodelii i punk rocka, a także niewielką ilością shoegaze’u. „Echoes of the Nineties” jest po prostu kontynuacją drogi, którą Islandczycy obrali na pierwszej płycie. Muzycy wcale nie zdejmują mocy, nadal stawiają na jazgotliwe brzmienie gitar i naturalny rockowy sound. Zdecydowana większość materiału z najnowszego krążka pachnie duchem pierwszorzędnego amerykańskiego rocka z największych list alternatywnych przebojów lat 90-tych. O tym, że Casio Fatso wciąż nie brakuje koncepcji na ciekawe kawałki przekonuje już otwierający album tytułowy utwór „Echoes of the nineties”. Ale generalnie każdy kolejny numer także potwierdza, że mamy do czynienia z albumem energetycznym i melodyjnym. Szczerym i bezpretensjonalnym oraz odpowiednio chwytliwym i melancholijnym zarówno jeśli idzie o muzykę, jak i wokal.
„Echoes of the Nineties” to kawał świetnego gitarowego grania. To zestaw dziesięciu zadziornych piosenek znakomicie łączących czad ze spokojem i podprogową dawką wściekłości. Na płycie żądzą przesterowane gitary, sążniste riffy i gęsto nabijany rytm perkusji oraz charakterystyczny, nieco łamiący się melancholijny wokal niosący w sobie duże pokłady emocjonalnego zaangażowania. Odpowiedni balans jaki Casio Fatso udaje się utrzymać pomiędzy punkową energią, garażową surowością, a sentymentalnym wydźwiękiem oraz precyzyjne operowanie kontrapunktami sprawia, że słucha się ich wyśmienicie i z przyjemnością.
Casio Fatso :: Echoes of the Nineties
1. Echoes Of The Nineties
2. Putin
3. Red Hills
4. He – Man And Thundercats RULE!
5. Where Good Guys Go To Die
6. Between The City And Stars
7. Too Many Wednesdays
8. Blisters
9. Too Late To Even Call Japan
10. Remember The Red Hills
Casio Fatso : website / facebook / bandcamp