1240332_209347809226248_404200683_n - Kopia

Hallur Ingólfsson to wszechstronny i doświadczony muzyk. Przemawia za tym fakt, że w swoim dotychczasowym muzycznym życiu zajmował się komponowaniem muzyki m.in. do filmu, teatru, telewizji, radia, a także choreografii. Ale to oczywiście nie wszystko. Artysta pozostając ciągle „głodnym tworzenia” poszukuje także innych muzycznych obszarów, w których mógłby w pełni eksplorować swoje pomysły. Dowodem tego jest występowanie i wydawanie kolejnych albumów z takimi zespołami jak: Bleeding Vulcano, XIII (Thirteen), Ham i Skepna.

Ponadto Hallur rozwija również swoją solową działalność. Jego solowy debiutancki album „Disaster Songs” wydany został w 2009 roku. Na kolejny przyszło nam czekać aż cztery lata. W końcu we wrześniu 2013 roku ukazała się druga płyta artysty zatytułowana „Öræfi„.

Öræfi” to album z muzyką instrumentalną. Kręgosłup tej muzycznej konstrukcji stanowi gitara. Reszty szkieletu dopełnia przede wszystkim perkusja i pianino. Hallur zagrał tutaj sam na wszystkich instrumentach, z wyjątkiem gry na pianinie, której podjął się Þorbjörn Sigurðsson.

Muzyka na „Öræfi” ma kształt ścieżki dźwiękowej do nieistniejącego filmu. Sprawia wrażenie bardzo skupionej i przede wszystkim posiada wyraźny pierwiastek męski. Tytuł albumu możemy tłumaczyć jako „pustkowia” lub „dzicz”. Wymowne i spójne stylistycznie są także jednowyrazowe tytuły poszczególnych utworów (odsyłam na koniec).

564631_10202014923968978_1719553337_n

Hallur zabiera nas zatem w muzyczną podróż po pustkowiach i dziczy. Dzięki tej wyprawie mamy możliwość zbliżyć się do istoty natury, a w wyniku obcowania z nią zbliżyć się również do samych siebie. Bo jak dobrze wiemy każda podróż to także podróż w głąb siebie. Chwilowa ucieczka od materializmu, konsumpcjonizmu i gonitwy współczesnego świata.

Muzyka ilustruje dramatyczne piękno wspaniałej islandzkiej przyrody. Kontempluje ten krajobraz. Podkreśla dzikość natury, która jest piękna i odurzająca. Autor pragnie na tym tle zachęcić nas do refleksji dotyczącej obecnej kondycji społeczeństwa. Przypomina nam, że największym zagrożeniem dla natury jest dla niej człowiek.

Na „Öræfi” daje się słyszeć duszę tęskniącą za naturą, wolnością i harmonią. Hallur odpowiednio wyraża doświadczane poczucie pewnej straty, a także ciągłej nieuchronności, obawy o dalszą przyszłość tej natury. Równocześnie muzyka zawiera w sobie jednak też pewną nadzieję.

Nowy solowy album Hallura urzeka i porusza swoją surowością, prostotą i naturalnością. Nie ma tutaj zbędnych popisów solówkowych, nadmiaru instrumentów i przepychu dźwięków. To refleksyjna muzyka drogi, gdzie gitary, perkusja i dźwięki pianina bez pośpiechu budują emocjonalną i nostalgiczną atmosferę.

Muzyka, w której nie ma słów daje nam swobodę i wolność podróżowania po naszej wyobraźni i naszym wnętrzu. W moim odczuciu siłą albumu „Öræfi” jest też to, że każdy dźwięk, który się na nim pojawia jest właśnie takim „słowem”, które wydaje się mieć więcej niż jedno znaczenie.

Muzyka Hallura jest fascynująca niczym islandzki krajobraz.

W przypadku „Öræfi” faktycznie sprawdza się zasada „czasem mniej znaczy więcej”. Trudno się oprzeć sile przyciągania brzmienia tej muzyki, które jest naprawdę osobliwe i interesujące.

Utwór „Hamrar” zaczyna się od spokojnej partii gitary. Wspinamy się wolno na „strome klify”. W drodze dołączają do nas najpierw dźwięki pianina, a potem sekcja rytmiczna perkusji i basu. Otrzymujemy w konsekwencji mocniejszy post rockowy klimat, chociaż przybrudzone niskie dźwięki mogą momentami sugerować podążanie w stronę post metalu.

Przejmujące pojedyncze dźwięki gitary przeplatające się z motywem pianina w „Eyði” przenoszą nas na „pustynię”. Budzi się w nas tęsknota, ale również nadzieja. Emocjonalność tej muzyki przemawia do mnie z siłą równą spokojniejszym fragmentom Opeth, czy Anathemy z okresu „Silent enigma”. „Eyði” ma w sobie coś z klimatu Twin Peaks.

Bardziej mrocznie wypada „Björg”. Znów jesteśmy na „klifach”. W brzmieniu unosi się duch Pink Floyd, a także rock progresywny bliższy obecnym czasom, spod znaku Porcupine Tree. Ale to moje dalekie i odważne projekcje.

W „Skörð” wędrujemy „górskimi przełęczami”. To chwila na refleksję, spokojne żeglowanie po własnych wspomnieniach. Atmosferę taką buduje uwypuklony motyw pianina.

Przechodząc do „Skriður” poruszamy się po niepewnym gruncie „osuwiska”. Początkowo musimy się prawie podkradać, ale z czasem coraz odważniej stawiamy kolejne kroki.

Po długiej wyczerpującej wspinaczce docieramy w końcu na nasze „górskie szczyty”. Piękno „Tindar” tkwi w jego prostocie i zakurzonych, zmęczonych dźwiękach gitar.

Teraz możemy wracać niżej, na ciepłe „piaski” plaży. „Sandar” wypełnia nas nostalgią.

Drangar” uświadamia nam, że powoli zbliżamy się do końca naszej wędrówki. „Kamienne filary” dumnie tkwią w ziemi. Ujmują swoją siłą i dostojeństwem.

W utworze „Horn” zamykającą historię „dzikiego pustkowia” podchodzimy do „krawędzi”. Muzyka unosi nas w powietrze, rozwijające się progresywne brzmienie osiąga swój punkt kulminacyjny i wybucha, a my pozostajemy na koniec z równie samotnymi dźwiękami pianina.

Album „Öræfi” autorstwa Hallura Ingólfssona jest specyficznym i fascynującym konceptem. Ta muzyka jest jak rzeka życia, w której poszczególne utwory są jej dopływami.

 

 

Hallur Ingólfsson :: Öræfi

1. Hamrar (Steep Cliffs)
2. Eyði (Desert)
3. Björg (Cliffs)
4. Skörð (Mountain Passes)
5. Skriður (Landslides)
6. Tindar (Mountain Peaks)
7. Sandar (Sands)
8. Drangar (Pillars of Rock)
9. Horn (Brinks)

 

 

Hallur Ingólfsson : facebook

Hallur Ingólfsson :: Öræfi (recenzja)
5.0Wynik ogólny
Ocena czytelników 0 Głosów