Islandzcy eksperymentalni punk rockowcy z Hórmónar prezentują swój pierwszy longplay.
O historii zespołu Hórmónar możecie przeczytać w recenzji ich debiutanckiego albumu EP „Hórmónar EP” (2016; recenzja tutaj).
Dziś natomiast przyjrzymy się wydanemu 24 sierpnia 2018 roku pierwszemu albumowi długogrającemu Hórmónar, który nosi tytuł „Nanananabúbú”. Materiał na krążek skomponował wspólnie cały zespół. Jego nagrania miały miejsce w studiu Stúdíó Sýrland w Reykjaviku. Muzykę zmiksował Guðni Gunnarsson wraz z członkami zespołu. A masteringiem zajmował się Curver Thoroddsen. Wymowną okładkę płyty zaprojektowała Helga Dögg Ólafsdóttir.
Na płycie „Nanananabúbú” wraz z intro i outro znalazło się w sumie 10 kompozycji, w tym cztery utwory znane z poprzedniej EPki. Muzycy Hórmónar opisują swoją muzykę jako płynny bałagan. Choć kręgosłupem tej muzyki jest punk i alternatywny rock, to zespół traktuje te wpływy jedynie jako punkt wyjścia. Ich twórczość jest mocno eksperymentalna, a duża kreatywność przełamuje wszelkie gatunkowe tabu. Zresztą jako ciekawostkę powiem, że Brynhildur przyznaje się do inspiracji Blondie, Hjalti powołuje się na Johna Zorna, Katrín pozostaje pod silnym wpływem The Cranberries, a Örn Gauti uwielbia dokonania The Pixies. Ale w muzyce Hórmónar można znaleźć znacznie więcej, na przykład elementy bluesa, psychedelic/hard rocka i indie folku. Inspiracje te wykorzystywane są przez islandzkich punkrockowców na różne sposoby, ale zawsze z ciekawym efektem końcowym.
Muzyka jest dla członków Hórmónar wyrazem ich doświadczeń i uczuć. Wszystkie kompozycje z „Nanananabúbú” wykonane są w języku islandzkim. Większość z nich jest głęboko osobistych, zakorzenionych w doświadczeniach zespołu. Teksty opisują zdarzenia i zjawiska z punktu widzenia kobiet oraz z perspektywy młodych dorosłych ludzi. Są ujściem dla ich własnych myśli i emocji, stąd nierzadko rozkrzyczany wokal. Równocześnie muzycy chcą swoją muzyką skłonić także innych do myślenia.
„Nanananabúbú” intryguje nie tylko tekstami, ale także nietypowymi rozwiązaniami i niejednoznacznymi motywami oraz nieoczekiwanymi zmianami tempa i nastroju. Kiedy jeden utwór kipi niespożytą energią i poraża siłą przekazu, inny uwodzi nas liryzmem i tajemniczą atmosferą, a kolejny po prostu wypada arcy melodyjnie. Mimo tego, że album stanowi dość zróżnicowany układ, to na pewno nie jest zbiorem bezmyślnie dobranych kompozycji. Każdy utwór spełnia wysokie standardy jakości i wypada autentycznie.
Skala oceny albumu „Nanananabúbú” będzie się wahać u różnych osób w zależności od tego, co na tej płycie przykuje ich uwagę. Sądzę jednak, że nikogo ona nie rozczaruje. A jak się komuś nie spodoba muzyka Hórmónar to… no cóż, jego problem, a resztę odczyta sobie z okładki „Nanananabúbú”.
Hórmónar :: Nanananabúbú
1. Intro 00:23
2. Kynsvelt 04:47
3. Glussi 03:26
4. Vökuvísa 06:02
5. Költ 05:53
6. Hamskipti 04:19
7. Nína Systir 03:33
8. Ekki Sleppa 06:20
9. Frumeymd 09:11
10. Outro (Spuni) 01:08
Hórmónar : facebook / bandcamp / soundcloud / spotify