Poznajcie czarne serce islandzkiego metalowego projektu HUSH.
HUSH to projekt, który tworzy Elía Karma Daníels. Na swoim koncie ma kilka płyt, w tym m.in. „The Void in Her Mind” (EP, 2020, recenzja TUTAJ), „Dissolution Of Virile Chauvinism II” (EP, 2020), „Isolated” (LP, 2020, recenzja TUTAJ). Na marginesie dodam, że zdumiewa mnie to z jaką częstotliwością HUSH wypluwa z siebie kolejne niespodziewanie silne strzały. No, bo ledwie zaczął się nowy rok, a tu…
8 stycznia 2021 roku HUSH wypuścił swój najnowszy longplay o mrocznie i romantycznie brzmiącym tytule „Blackheart”. Muzyka, teksty, wykonanie (instrumenty i wokal), nagranie i miksy – za to wszystko odpowiada jak zawsze, wyłącznie Elía Karma Daníels.
Elía Karma Daníels to pseudonim artysty, który jest transkobietą. Jest to fakt o tyle istotny w danym przypadku, iż album „Blackheart” poświęcony jest przede wszystkim tematowi tożsamości płciowej i transpłciowości. Omawianą płytę otwiera utwór „Dysphoric”. To pierwsza piosenka, która powstała na ten album, tuż po tym jak artysta dokonałem coming outu. Kompozycja opowiada o dysforii, doświadczeń związanych z odczuwanych rozbieżnością pomiędzy ciałem i płcią przypisaną przy urodzeniu a wewnętrznym poczuciem tożsamości płciowej. Tytułowy „Blackheart” posiada tekst nawiązujący do renesansowego obrazu przedstawionego na okładce – „Judyta odcinająca głowę Holofernesowi”, który w 1620 roku namalowała Artemisii Gentileschi (zachęcam do poznania życiorysu i prac tej artystki). W tekście do „Cursed” odnajdziemy treści nawiązujące do kultu kosmosu. Natomiast w „Dissociation” ponownie wracamy do tematu transpłciowości, zmian zachodzących w identyfikowaniu swojej osoby i samoświadomości, oddzielania się od rzeczywistości. „Catastrophe” to wyrzucenie tu upust złości i wściekłości. „Deceased” to następna kompozycja o tożsamości płciowej, porzucaniu dotychczasowej tożsamość i zaczynanie życia z nową, właściwą. Na końcu płyty znajduje się instrumentalny utwór „Songbird”.
Brzmienie „Blackheart” skupia się generalnie na fuzji blackned death metalu i slam brutal death metalu. Do tego wbrew temu co można by sądzić na temat tak ekstremalnej muzyki, jest w niej sporo chwytliwej melodii i głębszego klimatu, który dobrze przegryza się z towarzyszącą mu tutaj brutalną i szaleńczą jazdą. Na tej bazie HUSH przygotował bardzo agresywny, ciężki i bezkompromisowy album. Projekt kroczy na nim śmiało obraną przez siebie drogą poszerzając paletę brzmienia o kilka nowych barw. Wydawnictwo muzycznie jest na poziomie. Krążek jest tak skonstruowany, że mało jest w nim miejsca na chwilę oddechu. Mimo to utwory skomponowane są zgrabnie. Liczba pomysłów przewijających się tutaj jest zaskakująca, bardzo skuteczne różnicowanie są także tempa. Kompozycje miażdżą slamowym groove’m, motywy przeplatają się w nich płynnie, nie brakuje w nich urozmaicających całość wtrętów i solówek, podobnie ciekawie mieszają się czarne riffy ze zjadliwym death’em, a brzmienie daje mocno po uszach. Wokalnie – dominuje growl – też jest całkiem dobrze. Autor danego materiału potrafi przykuć uwagę słuchacza. Efekt końcowy jest bardzo zadowalający.
„Blackheart” to album zdecydowanie intensywny. Od pierwszych nut uderza w nas gniew, wściekłość, złość i maksymalna agresja. W wyniku tego słuchacz ma poczucie obcowania z czymś dzikim i pierwotnym, ale równocześnie oczyszczającym. HUSH cały czas ociera się o brutalne rejony, ale czyni to w sposób sensowny i przemyślany. Wydaje mi się też, że autor projektu prezentuje w swojej muzyce dużo własnej wrażliwości, z tym, że przekłada ją na bardziej bestialskie dźwięki, dzięki czemu całość jest tak intrygująca. Trzymam kciuki za kolejne wydawnictwa HUSH.
HUSH :: Blackheart
1. Dysphoric 05:34
2. Blackheart 04:27
3. Catatonic 04:32
4. Cursed 04:09
5. Dissociation 04:08
6. Catastrophe 04:03
7. Deceased 04:15
8. Songbird 02:16