Konni Kass urodziła się 25 lat temu na Wyspach Owczych. Tutaj przez długi czas dorastała, ale potem przez pewien czas mieszkała w Szwecji gdzie ukończyła studia jako wokalistka jazzowa. Następnie przeprowadziła się do Kopenhagi i tu podjęła kolejne studia, tym razem medyczne. Jednakże porzuciła je po dwóch latach i powróciła na Wyspy Owcze, by w końcu całkowicie skoncentrować się na muzyce.
„Śpiewałam, grałam i pisałam piosenki od kiedy tylko pamiętam, miałam też potrzebę podzielenia się swoja muzyką ze światem” wspomina Konni. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że artystka spełniła swoje ambicje, pragnienia i marzenia.
Najpierw w maju 2015 roku artystka „zwerbowała” do swojego zespołu trzech znakomitych farerskich muzyków: Knút Háberg Eysturstein (klawisze, rhodes, syntezatory, organy), Torleik Mortensen (bas, elektronika) i Per Ingvaldur Højgaard Petersen (perkusja). W przeciągu kolejnych miesięcy Konni napisała nowe kompozycje, które planowała umieścić na debiutanckiej płycie. Przygotowane utwory zostały później zaaranżowane przez cały zespół. Następnie grupa zagrała kilka koncertów na Wyspach Owczych. We wrześniu 2015 roku Konni i spółka weszli do studia Bloch zarejestrować swój materiał na premierowy album. Jego współproducentem został Benjamin Petersen.
11 listopada 2016 roku za pośrednictwem wytwórni TUTL ukazał się debiutancki album Konni Kass zatytułowany „Haphe”. Na marginesie dodam, że artystka nie tylko na nim zaśpiewała, ale również zagrała w kilku utworach na saksofonie. Na chwilę zatrzymam się przy tytule debiutanckiej płyty Farerki. Słowo haphe pochodzi z języka greckiego (αφή) i oznacza dotyk. Konni rozwija myśl, odnosząc się do określenia haphefobia, które opisuje strach przed byciem dotkniętym.
Konni dodaje, że jej album jest „odą do nadziei, którą możemy odnaleźć w smutku”. Dla przykładu utwory takie jak „I Lie” i „Dear Friend” poruszają temat separacji i kłótni oraz towarzyszących im myśli i stanów emocjonalnych. Bez obaw jednak, autorka tekstów nie ma tendencji do użalania się nad sobą. Zamiast tego opowiada nam ona smutne historie, w których pomimo wszystko odnajdziemy również rzeczy pozytywne – wewnętrzną siłę, wiarę i nadzieję. Artystka zachęca słuchacza do refleksji, ale i optymizmu.
Dużo trudniej natomiast opisać brzmienie muzyki, która znajduje się na „Haphe”. Z pewnością jest w tej muzyce charakterystyczny skandynawski pierwiastek – jedyna w swoim rodzaju duża przestrzeń i głębia, delikatność, wrażliwość, rozmarzenie i nuta północnej melancholii. Poza tym muzycy płynnie poruszają się po różnych stylistykach i gatunkach muzycznych. Na pierwszy plan wysuwają się wyraźnie nawiązania do ambitnego electro popu i folkowych melodii, ale mamy tutaj również dużo do czynienia z soulem i R&B, a nawet z elementami nu-jazzu, o którym szczególnie przypominają nam partie saksofonu. Całość jednak tworzy spójny i zapierający w dech piersiach materiał.
Konni Kass swoim debiutanckim albumem potwierdziła, że muzyką nie zajmuje się przez przypadek. Przy okazji płyty „Haphe” artystka zauroczyła mnie nie tylko swoimi piosenkami, ale także niezwykłą charyzmą, a nade wszystko swoim głosem, który nadał jej kompozycjom niepowtarzalnej magii. Tak, nie sposób pominąć wokalu Konni, który jest mocnym punktem tego wydawnictwa.
Farerka perfekcyjnie modulując głosem, oddaje wszystkie emocje, którymi chce się podzielić ze słuchaczami. Rozbraja go totalnie i przeszywa na wskroś. Wokalistka potrafi w idealnej proporcji łączyć kobiecą zmysłowość, erotyzm i delikatność z zadziornością, dojrzałością, przekonaniem i siłą. Barwa głosu i sposób śpiewania Konni przyciąga uwagę. Momentami słychać tutaj inspiracje takimi artystkami jak Florence Welsh, Emiliana Torrini, Adele, Bjork, czy Amy Winehouse. Ale równocześnie Farerka swoim wykonaniem podkreśla własny styl i własny artystyczny świat. Ma on w sobie coś prawdziwego, co sprawia, że uwielbiam go słuchać.
Muzyka Konni Kass jest bogata w przeróżnie dźwięki, różnego rodzaju smaczki i niestandardowe dodatki. „Haphe” to fascynująca podróż, w trakcie której wraz z każdym kolejnym utworem odkrywamy nowe elementy tego muzycznego pejzażu. Co ważne brak przepychu pozwala cieszyć się należycie wszystkimi detalami i przeróżnymi nawiązaniami. Cenię artystkę za to, że potrafiła stworzyć coś oryginalnego, co wykracza poza poza sztywne muzyczne ramy i normy współczesnego indie popu. Sprawia to, że jej muzyka jest niejednorodna, nieuchwytna gatunkowo. To duży atut, tym bardziej, że jest to przede wszystkim działanie udane. Polecam!
Konni Kass :: Haphe
1. Rainbows 2:00
2. I Lie 4:49
3. Sounds 3:44
4. Make Me Forget 4:08
5. Run 4:15
6. Surrender 5:12
7. Race 5:21
8. Dear Friend 3:14
9. Time 6:50
10. Silence 7:00
Konni Kass : facebook / bandcamp / soundcloud