Islandzki elektroniczno-rockowy zespół LEGEND zadebiutował w 2012 roku albumem „Fearless”. Niemal natychmiast na ich muzykę zwróciła uwagę kanadyjska wytwórnia Records Artoffact, która pod koniec tego samego roku wydała album w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych i Europie.
Płyta ta została uznana albumem roku przez takie czasopisma jak Sonic Seducer i Zillo Magazine, ale pochwały nie szczędziły im również inne media np. Terrorizer, iTunes i Toronto Star. Recenzję tego oszałamiającego krążka znajdziecie tutaj.
Jeżeli chodzi o dalsze lata funkcjonowania muzyków z Legend to skupiały się one przede wszystkim na licznych koncertach klubowych i festiwalowych. Dodatkowo w 2014 roku zespół nawiązał współpracę z ze swoimi rodakami z post-metalowej grupy Sólstafir, z którymi wydali split album na 7-calowym winylu. Zresztą być może nie każdy wie, ale klawiszowiec Legend, czyli Halldór „Dori” Björnsson przygotował i wykonał partie fortepianowe na albumach „Ótta” i „ Berdreyminn” zespołu Sólstafir. Natomiast Krummi Björgvinsson występował również ze swoim sludge noise rockowym zespołem Döpur (muzycy na przełomie 2017/2018 mają wejść do studia, żeby zarejestrować swój debiutancki album).
W 2016 roku Legend rozpoczęli prace nad nowym materiałem. W końcu po pięciu latach wyczekiwań (przynajmniej z mojej strony, ale domyślam się, że nie tylko) doczekaliśmy się kolejnego wydawnictwa Legend. Najnowszy album zatytułowany „Midnight Champion” miał swoją premierę 13 października 2017 roku. Materiał na płytę powstawał w Branca Studio (Danko Jones, Pentagram, Black Dahlia Murder, Swans), a jego nagrania przebiegały w Islandii w studio Neptunus i Unstudios. Oczywiście wydawnictwo jest dostępne na całym świecie za pośrednictwem wytwórni Artoffact Records na kilku różnych nośnikach.
Warto zaznaczyć, że wstępnie dwuosobowy projekt Legend powołany do życia przez Krummi Björgvinsson (Minus, Esja) i Halldór „Dori” Björnsson (Sólstafir), aktualnie rozrósł się do czteroosobowego zespołu. Do grupy dołączyli Frosti Jon Runolfsson i Bjarni Sigurðarson (Minus).
Lirycznie „Midnight Champion” można potraktować jako sequel „Fearless”, jest to kontynuacja historii tego samego człowieka. W jednym z wywiadów Krummi podkreśla, że nowa płyta jest doskonałą ścieżką dźwiękową dla świata, w którym dzisiaj żyjemy, gdzie grzeszne, złe i czarne serca, koegzystują z sercami ambitnymi, wyniosłymi i gwałtownymi.
Muzycznie również Legend udało się uniknąć pułapki powtórki z rozrywki, jak i monotonii. Po pierwsze „Fearless” prezentował się jako bardziej elektroniczny album, zaś nowe wydawnictwo jest bardziej albumem progresywnym i rockowym/metalowym. Po drugie „Midnight Champion” stoi o kilka klas wyżej w stosunku do swojego poprzednika, przewyższa go każdym względem jeśli chodzi o brzmienie, pomysły, melodie, rozwiązania, struktury i harmonie. Muzycy doprowadzili do perfekcji związki industrialnego odhumanizowanego jazgotu ze słodkim liryzmem, który możemy spotkać np. w twórczości Petera Gabriela (i to bardzo) i Depeche Mode. Ostre, wręcz post metalowe gitarowe riffy, basowe dudnienie i żywa perkusja prowadzą świetny dialog z samplami, hipnotyzującymi ambientowymi tłami oraz elektronicznymi dźwiękami i automatyczną perkusją. Oczywiście ważnym elementem tej muzyki jest również niesamowity i niepowtarzalny głos charyzmatycznego Krummi’ego.
Kompozycje zamieszczone na „Midnight Champion” rozwijają się na wielu płaszczyznach brzmieniowych i stylistycznych. Ich struktury są wielowątkowe i zawiłe (każdy utwór trwa ponad 5 minut). Poruszamy się po wielu ścieżkach, dotykamy różnych faktur. Raz skaczemy w brzmienia głębokie i dramatyczne, innym razem wznosimy się na falach nastrojowych ku epickim przestrzeniom. Gwałtowność, dzikość i dysonans łączy się tutaj z harmonią, kojącym ciepłem i nadzieją. Zaś elementy subtelne i delikatnych z gęstymi, wzburzonymi i ciężkimi. Znajdziemy tu ciemność, agresję i melancholię, a także jasność, pasję i ekstazę. Pomimo jednak swojej różnorodności, jest to materiał bardzo spójny. Mało tego, ta muzyka dowodzi, że terminy „złożoność” i „chwytliwość” nie zawsze muszą być sprzeczne. Każdy nowy utwór ma doskonałą melodię i odpowiednią dynamikę. A dodatkowo brzmi majestatycznie i dostojnie. Podobnie sprawy mają się z liniami wokalnymi. Tutaj także doświadczymy pełnego wachlarza ekspresji i emocji. Od zmysłowego, wręcz intymnego i delikatnego śpiewu, aż po mocny krzyk. W przypadku Legend nie ma reguł, wszystko jest dozwolone. A efekt końcowy ociera się o geniusz (a może jednak go dotyka?).
W twórczości Legend pobrzmiewają niezapomniane echa przełomu lat 80-tych i 90-tych, muzyki rockowo-elektronicznej i eksperymentalnej, w której zderzały się ze sobą i łączyły różnorodne stylistyki, jak chociażby dark-pop, electro, industrial, dark-synth-pop, gothic, dark-wave oraz post-rock/metal. I chociaż możemy się w muzyce Islandczyków doszukiwać wpływów wspomnianych wcześniej artystów, jak również Nine Inch Nails, Project Pitchfork, Ministry, The Knife, Das Ich i Bauhaus, to jednak Legend tworzy muzykę na tyle odrębną, że możemy ją traktować indywidualnie.
„Midnight Champion” to potężny i imponujący świat dźwięku, który chwyta za serce i gardło. Niesamowity klimat i transowe brzmienie tego krążka sprawi, że się w nim zakochasz. Szacunek budzi wyczucie muzyków, ich umiejętność żonglowania stylami i elementami, zabawy dynamiką, operowania kontrastami, a przede wszystkim pomysłowość w aranżacji i konstrukcji utworów. Legend przygotowali precyzyjny i przemyślany, pełen niesamowitych drobiazgów album. Album znakomity, który przy kolejnych odsłuchach tylko zyskuje. Muzycznie ta płyta to apogeum. Arcydzieło.
Legend :: Midnight Champion
1. Cryptid 07:07
2. Frostbite 05:28
3. Time to Suffer 05:28
4. Adrift 06:16
5. Captive 05:19
6. Midnight Champion 07:34
7. Scars 04:47
8. Liquid Rust 06:18
9. Gravestone 04:52
10. Children of the Elements 06:17