1349187044_-_5

Zespół Lonesome Dukes powstał w wyniku pomysłu Viðara Örna Sævarssona, Islandczyka, który mieszka w Danii.

Powstanie muzycznego projektu było próbą poradzenia sobie z samotnością jaką Islandczyk doświadczał w Odense, jednym z najstarszych i największych duńskich miast. Przebywając sam w mieszkaniu zaczął komponować swoje pierwsze utwory. Po kilku miesiącach skontaktował się z perkusistą Henrikiem Jurgensenem, z którym kiedyś grał w zespole o nazwie Acid Blue Influence. Razem dopracowali przygotowane kompozycje. Chociaż jak mówi Viðar niewiele było przy tym pracy, gdyż według niego to proste piosenki, po prostu trochę zwykłych melodii, gitara i perkusja. Pewnego październikowego dnia muzycy spotkali na swojej drodze multi instrumentalistę Ulrika Skytte Andersena. Po krótkiej rozmowie Ulrik zapytał czy nie potrzebują basisty. Oczywiście został natychmiast przyjęty. W ten sposób Lonesome Dukes przeobraził się w islandzko-duńskie trio.

Viðar ma duży dystans do siebie i do muzyki, jaką tworzy. Wypowiada się na jej temat swobodnie i z dużym poczuciem humoru. Zadowolony jest na przykład, że wspomagają go profesjonalni muzycy, bo jak mówi on sam nie jest za dobrym gitarzystą, a wokalistą jest jeszcze gorszym. Natomiast dodaje, że wspólne granie i nagrywanie daje mu dużo radości i zabawy. Twierdzi również, że zespół posiada tak dużo piosenek, że muzycy mogliby wydać pięć kolejnych albumów.

Lonesome Dukes swój debiutancki album zatytułowany “Get Me Some 1349420411_2915274249549_1491503422_32080081_1495680908_n_1_Proffessional Help” wydali w maju 2013 roku. Album rozprowadzany jest w formie cyfrowej przez islandzką wytwórnię Ching Ching Bling Bling.

Styl grupy Lonesome Dukes jest połączeniem kilku gatunków, a dokładnie ich alternatywnych odcieni, tak w przypadku popu, rocka, indie czy folku. Muzycy przede wszystkim pokazują, że można pisać ładne i melodyjne piosenki z „ludzką twarzą”. Do tego bez nadęcia, pseudointelektualizmu i przesadnej stylizacji.

Bezpretensjonalne, lecz piękne oraz inteligentne gitarowe „kawałki” tej kapeli cieszą nasze uszy od pierwszego kontaktu. Łagodne, gitarowe podkłady w połączeniu z chwytliwą melodyką i ciekawym głosem Viðara, który zawiera w sobie duży ładunek emocjonalny i specyficzną delikatność, tworzą niezwykle urokliwy klimat. Myślę, że album przypadnie do gustu miłośnikom przede wszystkim The Shins, ale także The Flaming Lips, czy nawet New Pornographers.

Album „Get Me Some Proffessional Help” porusza umiejętnym połączeniem zwiewności, słodyczy i fantastycznych melancholii. Brzmienie muzyki nasycone jest tęsknotą i lekko psychodelizującą atmosferą, ale równocześnie utrzymane jest w lekkiej i przyjemnej tonacji, z odrobiną ciepłego podmuchu. Całość potrafi wprowadzić słuchacza w błogostan.

Kompozycje Lonesome Dukes w naturalny sposób zdobywają naszą sympatię, gdyż zagrane są w starym romantycznym stylu. Przyrównałbym to do specyficznych retro-natchnień i retro-westchnień. Muzyka utkana z pozornie prostych środków i uzależniającej melodyjnej atmosfery.

 

Lonesome Dukes :: Get Me Some Proffessional Help

1. Intro 01:36
2. Doctor Song 05:05
3. Helten 04:30
4. High Is Too High 04:46
5. Woodsong 05:11
6. Hold On 05:22
7. Song For My Flower 01:19
8. Slow Country 04:52
9. Stop the War 04:25
10. Lost Again 03:37
11. Generation of Failures 07:26

 

 

 
Lonesome Dukes : facebook / soundcloud / bandcamp / myspace



Lonesome Dukes :: Get Me Some Proffessional Help (recenzja)
4.2Wynik ogólny
Ocena czytelników 0 Głosów