Low Roar to projekt powołany do życia w Islandii przez Ryana Karazija, amerykańskiego muzyka, w którego żyłach płynie mieszanka meksykańsko-litewskiej krwi.
Ryan jest prawdziwym obieżyświatem będącym w ciągłej podróży. Artysta mieszkał dotychczas w Meksyku, USA, Islandii, a nawet przez kilka miesięcy w Polsce.
Low Roar wydaje płyty z częstotliwością co 3 lata. Najpierw w 2011 roku debiutował albumem „Low Roar” (recenzja tutaj). Potem 2014 roku ukazał się drugi krążek zatytułowany „0”(recenzja tutaj).
A obecnie, 5 maja 2017 roku, na europejskim rynku (premiera amerykańska i japońska miała miejsce w połowie kwietnia) pojawi się trzecie wydawnictwo Low Roar, które nosi tytuł „Once In A Long, Long While…”. Nad swoim najnowszym materiałem Ryan pracował ponownie ze sprawdzonymi już producentami i muzykami, którzy towarzyszyli mu przy powstawaniu dwóch poprzednich płyt. Mam tu na myśli jego przyjaciół Andrew Schepsa (m.in. Adele, Beyonce, Manu Chao, Lady Gaga, Red Hot Chili Peppers, U2, The Gossip) i Mike’a Lindsaya (frontmana zespołów Tunng oraz Cheek Mountain Thief).
Podstawowe nagrania nowego albumu miały miejsce w Cornetto Studios (Londyn), Punkerpad UK (Ombersley) i Monnow Valley Studios (Monmouth). Natomiast dodatkowe nagrania przeprowadził Juan Pablo González w meksykańskim Estudio 13. Na płycie pojawiło się kilku gości: wokalistka Jófríður Ákadóttir (JFRD, Samaris, Pascal Pinon), która zaśpiewała w utworze „Bones”, Hannah Peel (trąbka), Laura J Martin (flet), Carlos Metta (pianino), José Villagómez (trąbka), Juan Pablo Gonzalez (pianino) i Anton Patzner: (smyki).
Warto również wspomnieć o tym, że piękną okładkę płyty „Once In A Long, Long While…” wykonała Lilias Buchanan.
Ok, przejdźmy w końcu do zawartości najnowszego krążka Low Roar. Na „Once In A Long, Long While…” znalazło się dwanaście kompozycji, które stanowią esencję głębokiej, szczerej emocjonalności, pięknej lirycznej poetyki i rozmarzonej melancholii. W estetyce muzyki Low Roar znaleźć można inspiracje takimi artystami jak Sigur Rós, Radiohead, Thom York, Bon Iver, Bright Eyes, Andrew Bird, Massive Attack, czy wczesnym Coldplay.
Twórczość Low Roar jest niejednoznaczna i trudna do sklasyfikowania. Folkowe i psychodeliczne akustyczne brzmienia lat 60-tych mieszają się tutaj z elektrycznym indie rockiem i post-rockiem oraz wpływami britpopowymi. Do tego wszystkiego mamy jeszcze warstwę elektroniczną nawiązującą do avant- i dream-popu oraz trip hopu i ambientu.
Ale w muzyce Low Roar wcale nie chodzi o gatunki i style. Na „Once In A Long, Long While…” królują emocje, do bólu szczere i prawdziwe. To osobiste i intymne wyznania osadzone w niesamowicie nastrojowej, nostalgicznej atmosferze. Jednym słowem – piękno! Pełne pasji, subtelne i natchnione islandzką melancholią. Podane z wdziękiem, przejmujące romantyzmem i magnetyzujące swoją mistyczną aurą. Nie sposób nie zaangażować się w te dźwięki i słowa, w zniewalający urok tego albumu. Jak możemy wyczytać w materiałach prasowych i wywiadach udzielonych przez Ryana, najnowsze dzieło artysty jest próbą rozliczenia się z jego przeszłością, w szczególności z jego rozwodem i towarzyszącym mu emocjom. W tekstach, dorównujących swoją ekspresją poezji, muzyk stara się podsumować poprzedni etap jego życia i wejść w zupełnie nowy. Muzyk wyjaśnia, że „Nie myślałem zbyt długo o tym, jaki album chcę nagrać. Po prostu musiałem wyrzucić z siebie te piosenki. W ten sposób na bieżąco dokumentowałem swoje życie.”
Ryan Karazija to artysta konsekwentny i wyraźnie określony, stąd „Once In A Long, Long While…” to kolejny krok naprzód w jego muzycznym rozwoju. Na najnowszej płycie potwierdza on swój talent kompozytorski i zmysł artystyczny. Krążek zaskakuje jeszcze większą dojrzałością i doprowadzoną już do perfekcji umiejętnością rozkładania emocjonalnych akcentów. Artysta buduje napięcie i klimat po mistrzowsku. Utwory płynnie i niespiesznie się przenikają, unikając jednak monotonii czy poczucia jednostajności i powtarzalności. Dzięki takiemu zabiegowi album wydaje się bardziej spójny i koncepcyjny.
Słuchacz przechodzi tutaj od jednego utworu do drugiego, jakby przewracał kartki pamiętnika. Zaś anielski, kojący głos wokalisty hipnotyzuje i nastraja w tak wzruszający sposób, że trudno nie mieć ciarek na plecach. Linie wokalne w niezwykle ujmujący sposób przeplatają się z pastelowymi dźwiękami gitary i oniryczną elektroniką. Całość tworzy wybitną, magiczną i unikalną całość, która nie jest dziełem przypadku. Bije z niej naturalność i bezpretensjonalność. Można się rozmarzyć, albo oddać refleksji. Jednak należy zauważyć, że w tym pozornym marzycielskim spokoju toczy się najprawdziwsze życie utkane bolesnymi doświadczeniami. Dlaczego zatem tyle w tym wszystkim tyle subtelności i opanowania? Bo patrzymy na to wszystko z dystansu, z perspektywy odległego czasu. To tak jak przyglądać się burzy z bezpiecznego miejsca.
„Once In A Long, Long While…” to świetny materiał, chociażby z tego względu, że przy tak intensywnym ładunku emocjonalnym i tak mocno elektryzującym introwertycznym nastroju Low Roar ani przez chwilę nie przekracza linii dzielącej nostalgię i melancholię od depresyjnego smutku. Równocześnie daleki jest od płaczliwości, nudy i nadmiernej patetyczności. Pomimo tego jak mało kto przeszywa wrażliwością przekraczającą granice intymności.
Muzyka Low Roar rozdziera zmysły i wnika do wnętrza. Dotyka głęboko i pozwala poczuć. Jej nieskazitelność przenosi słuchacza w inny wymiar. „Once In A Long, Long While…” to dzieło, które nie da o sobie zapomnieć.
Low Roar :: Once In A Long, Long While
1. Don’t Be So Serious
2. Bones
3. St. Eriksplan
4. Give Me An Answer
5. Waiting (10 Years)
6. Without You
7. Gosia
8. Once In A Long, Long While
9. Crawl Back
10. Poznań
11. Miserably
12. 13
Low Roar : website / facebook / No Paper Records