Mafama to świeża alternatywna odsłona electro pop-rocka.
Zespół powstał jesienią 2013 roku na północy Islandii, w miasteczku Akureyri, a w jego składzie znajdują się:
Árni Þór Theodórsson
Victor Ocares
Þorgils ‚Toggi’ Gíslason
Þórgnýr Inguson
Panowie przedstawiają się w intrygujący sposób: „Zespół składa się z czterech osobników ludzkich płci męskiej – Árni jest górą, Victor czarodziejem, Þórgnýr diabłem a Toggi mędrcem”. Żeby było jeszcze ciekawiej i dziwacznej zespół podaje, że „nazwę Mafama wymyślił Viktor, któremu podświadomość podpowiedziała ją podczas snu”.
Od czasu założenia grupy, panowie mocno pracowali nad swoim repertuarem, jak i wypracowywali szacunek u publiczności dając wiele udanych koncertów. Na początku 2014 roku muzykom udało się znaleźć miejsce, starą męską szatnię, którą poddali remontowi i przekształcili w studio nagraniowe. Wówczas rozpoczęli proces nagrywania debiutanckiego albumu „Dog”. Za nagrania premierowego krążka odpowiedzialny był Toggi. Natomiast miksowaniem płyty zajmował się Oculus.
Przyznam szczerze, że muzyka zespołu Mafama zaskoczyła mnie pozytywnie. Najpierw wywołała moje duże zainteresowanie, a następnie pozostawiła po sobie niemałe wrażenie. Dlatego musiałem (i nadal odczuwam taką potrzebę) do niej wracać wielokrotnie. Duża w tym zasługa tego, że muzycy nie popadli w jakąś electro pop-rockową rutynę, tylko szukają i kombinują, co rusz intrygując swoją unikalną pomysłowością.
Album „Dog” zaskakuje na wiele sposobów. Po pierwsze wyśmienitym zestawieniem elektroniki wszelkiej maści i partii klawiszowo-syntezatorowych z chwytliwymi, ale alternatywnymi gitarami. Po drugie zespoleniem żywej perkusji z syntetycznym automatem perkusyjnym. A wszystko przebiega płynnie i bez zgrzytu. Po trzecie utwory przykuwają uwagę zmianami wątków, niebywałą letnią psychodeliczno-rozmarzoną atmosferą oraz ciepłymi liniami wokalnymi. Muzycy potrafią wzruszyć neurotycznie wrażliwymi fragmentami, jak i dodać energii intensywnymi melodiami i pobudzić elektryzującym rytmem. Sporo się tu muzycznie dzieje, mieszają się nastroje, klimaty i tempa. Całość jest na tyle ciekawa, że ciężko wyróżnić jakikolwiek kawałek, by przypadkiem nie zdyskredytować innych.
Mafama to grupa przede wszystkim nieoczywista, która w swojej indie eletro pop-rockowej twórczości (komputerowo-gitarowej) nierzadko otwiera szufladki, z których wyłania się post-rock, rock progresywny, psychedelic rock, dream-pop i inne. Grupa świetnie miesza te inspiracje z własnymi pomysłami. Przy okazji raczy nas doskonałymi melodiami oraz czaruje klimatem i równie udanymi aranżacjami.
Na debiucie Islandczycy zaserwowali nam dziewięć szalenie niebanalnych utworów. Im dalej w album, tym robi się ciekawiej i coraz lepiej to brzmi, a apogeum następuje przy ostatnich dwóch numerach, które się ze sobą łączą i są najbardziej wielowątkowe i eklektyczne. Słychać, że muzycy bawią się dźwiękami, słychać też ich radość grania. Do mnie ta płyta będzie wracać przez długi czas.
Tracklist:
1. Sokot 03:35
2. Chain Gang 03:48
3. Middle Of Norway 04:11
4. Moon 02:53
5. King Kong 05:33
6. Aluminum 05:48
7. Sonny 06:05
8. Dog 05:13
9. Dogs 03:13
Mafama: facebook // soundcloud