Marius Ziska to intrygujący indie folk-rockowy singer-songwriter pochodzący z Wysp Owczych.

Artysta miał dotychczas na swoim koncie trzy solowe albumy: „The Sky Is Our Home” (2005), „Recreation” (2013; recenzja tutaj) i „Home/Heim” (2015; recenzja tutaj).

Natomiast 15 czerwca 2018 roku dyskografia Marius Ziska powiększyła się o kolejne wydawnictwo zatytułowane „Portur”, które ukazało się pod szyldem farerskiej wytwórni Tutl Records.

Portur”, którego tytuł w języku farerskim oznacza ‘gate’, to album koncepcyjny, opowiadający o ludziach funkcjonujących w dwóch różnych rzeczywistościach, wewnętrznej i zewnętrznej, z pięcioma zmysłami będącymi wrotami między tymi dwiema rzeczywistościami. Całość muzyki na ten krążek skomponował Marius Ziska. Zaś teksty napisał Hans Jacob Kollslíð. Dodam jeszcze, że omawiany album został wyprodukowany przez Mikaela Blaka. Miksowaniem muzyki zajmował się Freda Ruddicka, a mastering wykonał Grega Calbi.

Zawartość „Portur” to w dużym skrócie rozmarzony indie folk-pop utrzymany w melancholijnej atmosferze, wzbogacony o pastelowe partie syntezatorów i miękkie elementy muzyki elektronicznej. Ale bez obaw, artysta na szczęście nie atakuje nas cyfrowym efekciarstwem, multiplikowanymi wokalami, czy dziwacznymi sample’ami. Elektronika nie przejmuje tej płyty, nie dominuje w niej, przemyka delikatnie gdzieś z tyłu. Marius Ziska wykorzystał syntetyczne motywy w sposób umiejętny, z zachowaniem odpowiedniego umiaru. Odnoszę wrażenie, że wszystko jest na swoim miejscu, że nie ma tu żadnego zbędnego dźwięku, jest dokładnie tyle ile trzeba. Wyszło mu to perfekcyjnie. Dzięki temu w nasze ręce trafił płyta niezwykle intymna, pełna wrażliwości i delikatności. Dużo w tej muzyce powietrza i przestrzeni.

Za sprawą ciepłej barwy głosu i delikatnego, natchnionego sposobu śpiewu, oraz tworzenia eterycznych, przestrzennych aranżacji, muzykę Marius Ziska można śmiało postawić na półce obok płyt takich artystów jak Bon Iver, Ásgeir, Elvis Perkins, a nawet pierwszych nagrań Coldplay i Travis. Z tym, że podobnie jak każdy z wymienionych wyżej artystów, także Marius Ziska choć tworzy w podobnej poruszającej stylistycznie konwencji to jednak jego twórczość zachowuje własną, odrębną tożsamość. Chociażby przez to, że śpiewa w swoim ojczystym języku, ale nie tylko dlatego.

W porównaniu do poprzednich albumów na „Portur” widoczny jest rozwój w sferze aranżacyjno-produkcyjnej. Co najważniejsze, Marius Ziska nie traci nic na autentyzmie. Farerski artysta stworzył osiem ujmujących kompozycji, utrzymanych w niesamowicie zwiewnym klimacie, a równocześnie nie pozbawionych emocjonalnej głębi i szlachetności. Album unosi się na morzu refleksji i melancholii. Do tego otrzymujemy naprawdę ładne i ciepłe melodie, które brzmią niezwykle czarująco i wyjątkowo. Całość sprawia, że chce się słuchać tej płyty z większym zaangażowaniem, z zamkniętymi oczami.

Nie potrafię oprzeć się urokowi oblicza „Portur”. Jest to niewątpliwie album, którego chce się słuchać i do którego chce się wracać. Nie wiem jak wy, ale ja potrzebuję czasem spokoju i ukojenia. Nawet w muzyce. I to jest chyba tajemnica muzyki Marius Ziska. Wystarczy wygodnie usiąść w fotelu, założyć słuchawki, włączyć album i odpłynąć w stronę zupełnie innego, nieznanego lądu. 

 

 

Marius Ziska :: Portur

1. Silvurlín 05:25
2. Góðvarin Mynd 04:50
3. Til Kærleikan 05:02
4. Longsul 04:38
5. Dansa í Náttini 05:46
6. Flóttin 03:33
7. Vald 03:52
8. Ongin Er Orsøk 05:06

 

 

 

Marius Ziska : website / facebook / bandcamp / spotify

Marius Ziska :: Portur (recenzja)
5.0Wynik ogólny
Ocena czytelników 0 Głosów