Moji & The Midnight Sons to niezwykle intrygujące amerykańsko-islandzkie trio.

Powstanie tego zespołu to wynik albo niebywałego przypadku albo przeznaczenia (niepotrzebne skreślić). Historia rozpoczyna się w jednym z barów znajdujących się w Reykjaviku, w którym spotkali się amerykańska wokalistka Moji Abiola (pochodząca z Long Island, NY) i islandzki perkusista Frosti Jón. „Energia jaką czujesz będąc wystawionym na działanie światła polarnego słońca jest nie do opisania. Twój wewnętrzny zegar przestaje działać, organizm wyrywa się do przodu nie zważając na granice wytrzymałości, a jasne noce przekonują cię, że wszystko jest możliwe i na wyciągnięcie ręki” – tymi słowami Moji wprowadza nas w genezę Moji & The Midnight Sons. To właśnie podczas jednej z takich nocy pewnego islandzkiego lata, Moji i Frosti spotkali się po raz pierwszy. Zaczęli od luźnej rozmowy w barze, która w krótkiej chwili przerodziła się w pełną pasji pogawędkę o muzyce, a konkretnie ich słabości do soulu, bluesa i rock’n’rolla. Postanowili wtedy i w tamtym miejscu, że muszą się jeszcze spotkać i przekonać się, czy są w stanie stworzyć coś razem.

Photo+by +Saga+Sig

Niedługo potem napędzani wymianą osobistych historii i emocji wystawionych na północne słońce napisali słowa do pierwszego utworu. Tekst do „Broken Bird” powstał w ciągu zaledwie kilku minut i idealnie wpasował się do istniejącej już muzyki, którą napisali Frosti i gitarzysta Bjarni M Sigurðarson. Zupełnie jakby te słowa, melodia i muzyka powstały równocześnie. Ten moment jest opisywany przez Moji i Frosti jako coś magicznego.

Po niemal trzech tygodniach od tej pamiętnej nocy, doszło do spotkania całej trójki – Bjarni, Moji i Frosti. Rzecz miała miejsce w domowym studiu Frosti’ego. Włączyli wówczas wzmacniacze, ustawili perkusję, podłączyli gitarę i mikrofon, i przy otwartym oknie w blasku świecącego o północy słońca rozpoczęli specyficzne jam session, które zamieniło się wtedy w coś znacznie więcej.

Okazało się szybko, że coś co zaczęło się od niezobowiązującego spotkania w barze przerodziło się w zespół – Moji & The Midnight Sons.

Na marginesie dodam, że Frosti (perkusista, producent filmowy i DJ) i Bjarni (gitarzysta i producent muzyczny) to weterani islandzkiej sceny muzycznej, którzy grali w wielu różnych zespołach, a najbardziej znani są chyba z grupy Esja. Podobnie Moji również ma za sobą wieloletnie doświadczenie w muzyce, będąc wokalistką między innymi w funkowo-jazzowym zespole oraz występując w programach telewizyjnych u boku np. Eddie’go Veddera i Glena Hansarda.

static1.squarespace.com

Powróćmy jednak do zespołu Moji & The Midnight Sons, bo chciałbym Wam polecić ich debiutancki album „What I Saw on the Way to Myself”. Materiał na ten krążek powstał w domowym studiu Frosti’ego. A jego produkcją zajmował się Bjarni wraz z Hallurem Ingólfssonem. Muzyka powstała w sposób dość organiczny, jej przekaz jest bezpośredni. Zrezygnowano ze studyjnego wygładzania brzmienia, nie stosowano auto tuningu ani innych efektów komputerowych. Zamiast tego zespół skoncentrował się na zarejestrowaniu naturalnego brzmienia instrumentów i wokalu, uchwyceniu danej chwili oraz zapisu towarzyszących im uczuć i emocji. W ten sposób powstało dziesięć wyjątkowych piosenek, bardzo wyrazistych i soczystych, a przy tym zniewalających swoją urodą i zawartą w nich prawdą.

Jak opisać słowami muzykę z „What I Saw on the Way to Myself”? Może dark soulful & bluesy rock. Na płycie znajdziemy wiele różnorodnych wpływów i niejednoznacznych stylistycznych inspiracji. Mamy tutaj na przykład odniesienia do muzyki charakterystycznej dla amerykańskiego południa, do southern rocka i alternatywnego country. Pojawiają się również odniesienia do klasycznego brit rocka ze szczególnym uwzględnieniem twórczości The Rolling Stones, Moody Blues i The Who. Niektóre surowe gitarowe riffy przypominają nam także o brytyjskim Led Zeppelin. Bluesowo-soul’owe naleciałości kierują nasze myśli w kierunku wydawnictw Alabama Shakes i Koko Taylor, a także budzą skojarzenia z dokonaniami Big Mama Thornton, a nawet z Grace Jones. Całość muzyki Moji & The Midnight Sons dopełnia islandzka naturalność, wolność i bezpretensjonalność. Wydaje się, że obaj panowie i ich śpiewająca pani doskonale się rozumieją i uzupełniają. Rewelacyjny wokal charyzmatycznej Moji czaruje i błyszczy na tle tej wspaniałej muzyki. Wokalistka na przemian, raz oplata nas spokojnymi dźwiękami, to innym razem poraża nas swoją energią, kiedy jej śpiew w spontaniczny sposób przeradza się w pełen mocy i pasji.

Trio Moji & The Midnight Sons popisało się solidnym krążkiem. Zaserwowali nam album pełen lirycznego piękna, który najzwyczajniej w świecie wzrusza. Praktycznie brak tu słabych punktów. Wszystkie kompozycje są kapitalne. Muzycy bez wątpienia mają powody do zadowolenia z takiego debiutu jakim jest „What I Saw on the Way to Myself”. Czuć, że jest to płyta pisana sercem i duszą. Jest w niej ogień, zabawa, śmiech, ale są tu również łzy. Trudno uwolnić się od tej muzyki. Polecam!

 

14632839_567644296769048_4073187192957887676_n

 

Moji & The Midnight Sons :: What I Saw on the Way to Myself

1. Another Mile 4:26
2. Keep My Memory 4:50
3. Broken Bird 4:24
4. Dog Days of Summer 4:11
5. Carmen’s Lament 4:06
6. Island 3:38
7. Danger Danger 3:30
8. Crooked Smile 4:16
9. Cut Me Down 4:16
10. Wrapped up in Your Love 4:18

 

Moji & the Midnight Sons : website / facebook / soundcloud

Moji & The Midnight Sons :: What I Saw on the Way to Myself
4.9Wynik ogólny
Ocena czytelników 0 Głosów