Myrra Rós (pełne imię Myrra Rós Þrastardóttir) to niezwykła islandzka singer-songwriterka, która powraca do nas z nowym albumem.
Przypominam, że w lutym 2012 roku artystka zadebiutowała wydawnictwem zatytułowanym „Kveldúlfur” (ang. „Nightwolf”). Zaś w listopadzie 2012 roku wydała album demo „Live in the studio”.
Natomiast 9 października 2015 roku ma miejsce oficjalna premiera nowego wydawnictwa Myrra Rós zatytułowanego „One Amogst Others”. Dystrybucją albumu zajmuje się wytwórnia Beste! Unterhaltung. Płytę od pewnego czasu promował utwór tytułowy, który pojawił się w sieci 28 sierpnia 2015 roku.
Na początek garść informacji technicznych.
Album „One Amogst Others” nagrywany był w dwóch miejscach. Nad nagraniami czuwali kolejno Sturla Mio Þórisson w Greenhouse Studios oraz Ásmundur Jóhansson w Stúdíó Paradís. Na marginesie dodam, że Sturla Mio Þórisson współpracował wcześniej z takimi artystami jak Damien Rice, Marketa Irglova (Swell Season), Owen Pallet, Moddi, Therese Aune i Svavar Knútur.
Co się tyczy miksowania i produkcji albumu to zajmowali się nimi wspólnie Ásmundur Jóhansson, Myrra Rós i Július Ottar Bjorgvinsson.
Okładkę albumu przygotowała własnoręcznie Myrra. Podobnie samodzielnie napisała muzykę i teksty na płytę. Z wyjątkiem utworu “Don’t give up”, który napisał Július Ottar Bjorgvinsson, oraz kompozycji “Eins og þú serð” przygotowanej przez artystkę wspólnie z Júliusem. Ponadto artystka zagrała na wielu instrumentach, w tym na akustycznej gitarze i różnego rodzaju klawiszach (pianinie, organach Hammond, rhodes i syntezatorze). Myrra przyznaje, że od pewnego czasu czuła się nieco zmęczona wyłącznym graniem na gitarze, stąd pojawienie się pozostałych instrumentów jako elementów budujących oś większości kompozycji. Na perkusji artystce akompaniował Júlíus, który w pewnych momentach sięgał też po pianino i gitarę.
W rozmowie jaką przeprowadziłem z Myrra Rós, artystka wyjawiła, iż nowy album jest dla niej dużo bardziej osobisty niż debiut. Artystka włożyła w niego znacznie więcej siebie. I nie chodzi tutaj tylko o teksty, ale generalnie o całość materiału. Można tutaj wymienić niuanse w brzmieniu instrumentów, wykonanie, aranżacje, budowanie atmosfery, itd. Jak mówi, chciała zrobić album, który gdyby miał być jej ostatnim, to byłabym z niego dumna.
Gościnnie na płycie pojawiło się też kilku ciekawych artystów: Elín Eyþórsdóttir (chórki), Pete Uhlenbruch (elektryczna gitara), Jón Elísson (organy Hammond), Hallgrímur Jónas Jensson (wiolonczela), Daniel Karl Cassidy (skrzypce).
Udało mi się namówić Myrrę, aby opowiedziała coś więcej o swoich nowych kompozycjach. Posłuchajcie co powiedziała:
„Hvarf” – oznacza bycie w wystarczająco dalekiej odległości, dużym dystansie lub chowanie się za czymś, kiedy nie jest się już w stanie nic zobaczyć. Jest to wprowadzenie do albumu. Tekst mówi o potencjalnej katastrofie kogoś, kto nie zwraca uwagi na kierunek, w jakim żegluje jego statek.
„Dark Horse” – ta piosenka w dużej mierze traktuje o depresji i lęku. Walczyłam z tymi rzeczami przez kilka lat. To jest coś co przychodzi i odchodzi, taki mój tytułowy czarny koń. Patrzysz jak przybywa, zabiera wszystko kim jesteś i ucieka z tym. Mój mąż Julius wykonał tutaj genialne partie perkusji. Ciężkie i mroczne, podobnie jak klimat tego utworu. Julius stanowi dużą część tego albumu i jest jedynym perkusistą jakiego chciałem na tym albumie.
„Eins og þú sérð” – jest napisane przez nas wspólnie. On napisał muzykę, a ja napisałam większość tekstu. To piosenka o naszej historii, kiedy przyjaciele przeistaczają się w parę. Szczęście i czysta radość z bycia razem.
„Paper plane” to jedyna piosenka na płycie opierająca się jedynie o dźwięk gitary i wokal. Zazwyczaj wykonuję tę piosenkę sama na scenie.
„Don’t give up” napisał Júlíus. Ta piosenka jest dla mnie bardzo wyjątkowa. Júlíus wpadał do mnie czasem z wizytą, gdy czułam się paskudnie w moim mieszkaniu, które znajdowało się w tym samym budynku, w którym on mieszkał. Napisał tę piosenkę lata temu i graliśmy ją razem, kiedy jeszcze byliśmy tylko przyjaciółmi. Zapytałem go, czy mogę wykorzystać ją na swoim albumie, a on się zgodził. Razem zaaranżowaliśmy ją na nowo. Szczerze mówiąc fortepian i moje wokale nagraliśmy w naszym domu. Zresztą istnieje wiele momentów na tym albumie, które nagrane były w naszym domu. Początkowo chcieliśmy ten materiał traktować jako pewien rodzaju przewodnik do „rzeczywistych” nagrań w studio, ale jakoś wielu z tych rzeczy, które zrobiliśmy w studiu brakowało ducha, więc skończyło się na tym, że wykorzystywaliśmy nasze własne nagrania demo.
“One amongst others” – chodzi tutaj tak naprawdę o wiele rzeczy. O moje życie, moich najbliższych, moją rodzinę i jej brak. O nie branie swojego życia wyłącznie na poważnie, choć może to być trudne do zrealizowania. A życie. Życie po prostu jest.
„Brother” – to piosenka jest o braterstwie. Zespoły krwi i jak się oślepić nas. Wszyscy jesteśmy braćmi. A bracia powinni trzymać się razem. Nie działać przeciwko sobie.
Brzmienie muzyki tworzonej przez Myrra Rós możemy opisać jako dreamy lo-fi folk/pop z elementami post-rocka oraz niezwykłymi eterycznymi harmoniami wokalnymi.
Tak jak pisałem już kiedyś przy okazji koncertu artystki, Myrra Rós swoją muzyką zabiera nas do innego świata, niezwykle intymnego i o delikatnym klimacie. Jest to świat wzruszeń, utkany z subtelnych dźwięków porozwieszanych na naszych emocjach. Tak jest również w przypadku „One amongst others”. To materiał bardzo kobiecy i mocno wzruszający. Uczucia wylewają się tutaj z każdego dźwięku i słowa.
W porównaniu z debiutem, kompozycje na „One amongst others” wydają się mieć jeszcze więcej głębi i przestrzeni. Artystka nadal onieśmiela nas subtelną i intymną oprawą. Jej aranżacje są wysublimowane, miękkie i pastelowe. Perkusja brzmi gładko, jej dźwięk jest przyjemnie wygłuszony. Nieodzownie towarzyszą nam dźwięki gitary akustycznej. Oczywiście nastrojowy klimat odpowiednio podsycają instrumenty smyczkowe. W sposób intrygujący tło budują warstwy różnorodnych brzmień klawiszy, syntezatorów i pianina oraz wydłużone, posuwiste, rozmyte dźwięki elektrycznych post-rockowych gitar. Trzeba przyznać, że w tym onirycznym, kameralnym klimacie jest też coś majestatycznego, co powoduje, że muzyka zawarta na płycie mocno chwyta za serce.
Moje drugie spostrzeżenie odnośnie nowej płyty Islandki dotyczy dynamiki tego albumu. Jest tutaj zdecydowanie mniej zmian w zakresie tempa i nastroju. Muzyka przepełniona jest lirycznym spokojem. To przepojone ciepłym smutkiem stonowane i delikatne ballady, z kołyszącymi się wolno melodiami, w które mamy ochotę się wtulić. Singer-songwriterka urzeka słuchacza swoją skromnością i naturalnością. Między innymi dlatego jej muzyka jest tak mocno wzruszająca.
Album „One amongst others” dostarcza nam jeszcze jedną, w moim odczuciu największą niespodziankę. Mam tu na myśli głos i śpiew Myrry Rós. Artystka od pierwszej płyty hipnotyzuje nas czystą i niebanalną barwą głosu. Cudownie ciepłą, zmysłową i kobiecą. Jej śpiew jest przejmujący i oczarowujący wrażliwością muzyczną. Chyba nikt nie ma co do tego wątpliwości. Ale jej wokal, barwa głosu i technika na nowej płycie są jeszcze bardziej powalające i obezwładniające. Postępy wokalistki w tym zakresie są wręcz niewyobrażalne. Dla mnie jest to totalne zaskoczenie, bo to jak Myrra śpiewała na swoim pierwszym albumie było dla mnie już idealne. Więc teraz jej śpiew muszę określić jako absolutnie idealny.
Wszystkie kompozycje na albumie „One amongst others” utrzymują ten sam wysoki poziom. Każda z nich to kruche artystyczne piękno oparte na lekko melancholijnej atmosferze i na ciepłym odcieniu smutku. Delikatny i nastrojowy akompaniament świetnie buduje liryczną aurę, co przekłada się na niezwykle intymną i kameralną atmosferę. Myślę, że wielu odnajdzie w brzmieniu i przestrzeni tej płyty tchnienie islandzkiego klimatu i dotyk tamtejszej natury. Myrra ma dar (od niebios?) do układania pięknych dźwiękowych perełek, które wydają się wręcz krzyczeć swoim spokojem.
Myrra nie potrzebuje ściany wzmacniaczy, orkiestry symfonicznej, chórów ani nie wiadomo jakich technicznych nowoczesnych urządzeń, aby tworzyć mocno sensualne kompozycje. W jej przypadku wystarczy artystyczna świadomość, wyobraźnia i wrażliwość muzyczna oraz jakby to nie nazywać, po prostu talent. Ona ma to wszystko, dlatego przy użyciu skromnego instrumentarium była w stanie przygotować wydawnictwo, o którym mogę powiedzieć, że jest perfekcyjne i kompletne. Jednocześnie szlachetnie obdarte z produkcyjnych fajerwerków i studyjnego przearanżowania.
Punkt ciężkości jest na tej płycie przeniesiony na partie wokalne, w których nie ma sentencji głośnych ani wykrzyczanych. Spotykamy natomiast pięknie rozłożone akcenty dramatyczne, urzekające harmonie wokalne i zmysłowe interpretacje będące dowodem wrażliwości wokalistki na detale. Jej delikatny śpiew jest jak drobny gest, muśnięcie, ale chyba nie muszę nikogo przekonywać o tym jak ważne w życiu i muzyce potrafią być te małe gesty i szczegóły. Mają one dużą siłę potrafiącą, jeśli nie zwalić z nóg, to przynajmniej mocno wzruszyć.
Artystka swoją płytą powołała do życia niezwykle klimatyczną, wyciszoną opowieść pełną magii, w której można się zatracić. W jakiś naturalny sposób „One amongst others” odpowiada na potrzebę ciszy i spokoju. Wystarczy tylko zamknąć oczy i upajać się jego romantyczno-poetyckimi dźwiękami.
„One amongst others” po prostu powala atmosferą, rozedrganiem i emocjonalnością. Rzecz niezapomniana.
Myrra Rós :: One Amongst Others
1. Hvarf
2. Dark horse
3. Eins og þú serð
4. Paper plane
5. Don’t give up
6. One amongst others
7. Brother
Myrra Rós : facebook // bandcamp // soundcloud