Trudno pominąć jak olbrzymi wpływ na współczesną islandzką scenę muzyczną i sonwritering wywarł Rúnar Þórisson. Naprawdę warto odświeżyć sobie jego dotychczasową twórczość i sięgnąć po jego znakomite płyty.

Dodam, że solowa dyskografia Rúnara Þórissona obejmowała do niedawna cztery wydawnictwa: „Ósögð orð og ekkert meir” (2005), „Fall” (2010), „Sérhver vá” (2013; recenzja TUTAJ) i „Ólundardýr” (2015; recenzja TUTAJ).

Natomiast 12 czerwca 2020 roku Rúnar Þórisson wydał swój piąty autorski longplay zatytułowany „Ferjumaðurinn”. Rejestracją tego materiału zajmowali się wspólnie Hafþór Karlson Tempo, Jóhann Rúnar Þorgeirsson i Rúnar Þórisson. Za miksowanie albumu odpowiadał Hafþór Karlson Tempo, a za mastering Sigurdór Guðmundsson ze Skonrokk Mastering.

W nagraniach płyty „Ferjumaðurinn” udział wzięli przyjaciele i rodzina artysty: Rúnar Þórisson (muzyka, teksty, wokal, gitara, klawisze), Arnar Þór Gíslason (perkusja), Guðni Finnson (bas), Tómas Jónsson (klawisze), Lára Rúnarsdóttir (wokal) i Margrét Rúnarsdóttir (wokal).

Siła muzyki Rúnara Þórissona, włączając w to również jego najnowsze dzieło, tkwi między innymi w ambitnych inspiracjach, dojrzałej singer-songwriterce, finezyjnych aranżacjach oraz eklektycznych i szlachetnych brzmieniach. Album „Ferjumaðurinn” pochwalić należy także za uniwersalny charakter, znakomite melodie, nienachlaną melancholię i ducha przełomu lat 60/70. Każda z zamieszczonej na tej płycie kompozycji broni się rewelacyjnie i nie sposób każdej z niej nie ulec. To kompozytorskie, aranżacyjne i wykonawcze mistrzostwo, które z pewnością wymagało dużo pracy w studiu, ale też wyobraźni i wrażliwości artystycznej. Podziwiam i ślę ukłony w stronę autora.  

Rúnar Þórisson nagrał jeden z najbardziej czarodziejskich albumów, jakie w ostatnim czasie słyszałem. „Ferjumaðurinn” to absolutnie wspaniały i niesamowity album, który ma niebywały potencjał. Ta muzyka jest cudownie lekka, a zarazem niezwykle poruszająca. Płyta brzmi po prostu rewelacyjnie. Przekonujemy się o tym już po jej pierwszym przesłuchaniu. Natomiast z każdym kolejnym odsłuchem przekonujemy się, iż skrywa ona w sobie jeszcze mnóstwo cudownych i urokliwych smaczków, które błyszczą i migoczą niczym ukryte w niej malutkie klejnociki. Trudno wprost nadziwić się mnogości dziejących się tutaj rzeczy. Piękno tego dzieła wręcz zwiększa się wraz z czasem.

Przyznaję się do tego, że najnowszy album Rúnara Þórissona pokochałem szczerą miłością. Nie mogłem inaczej słysząc czułość i sentyment zawarty w tych dźwiękach. Właśnie tego oczekuję po zaangażowanej emocjonalnie muzyce, która nie nudzi się nawet po kilkunastu i więcej przesłuchaniach. Polecam „Ferjumaðurinn” ze względu na jej piękno i czystą przyjemność płynącą ze słuchania. 

 

 

Rúnar Þórisson :: Ferjumaðurinn

1. Ferjumaðurinn 3:23
2. Við sólsetur 4:11
3. Allt það besta 4:12
4. BETUR 3:39
5. Ég skal ná til þín 5:35
6. Fell i sandinn 3:56
7. Segðu m ér 5:05
8. Hvað get ég gert 4:20
9. Hverning sem fer 7:08

 

 

 

Rúnar Þórisson : facebook / bandcamp / spotify

Rúnar Þórisson :: Ferjumaðurinn (recenzja)
5.0Wynik ogólny
Ocena czytelników 1 Głosuj