Singapore Sling zaprasza wszystkich do czerpania radości z czynienia złych rzeczy. Najnowszy album tego islandzkiego projektu brzmi co najmniej kusząco.

Jeśli jesteście zainteresowani historią tej grupy oraz jej dotychczasową twórczością, odsyłam do poprzednich recenzji płyt: „The Tower Of Foronicity” (2014; recenzja TUTAJ) i „Psych Fuck” (2015; recenzja TUTAJ), „Kill Kill Kill (Songs About Nothing)” (2017; recenzja TUTAJ) i „Killer Classics” (2019; recenzja TUTAJ).

26 września 2020 roku Singapore Sling wydał swój jedenasty album pod przewrotnym tytułem „Good Sick Fun with Singapore Sling”, za pośrednictwem wytwórni Fuzz Club Records. Autorem większości kompozycji zamieszczonych na płycie jest Henrik Björnsson. Z wyjątkiem utworu „Summertime Blues”, który napisał Eddie Cochran. Ponadto Henrik Björnsson odpowiada niemal za całe wykonanie tego materiału. Podobnie zresztą jak za jego rejestrację, miksowanie i produkcję, podczas których pomagał mu Guðlaugur H. Einarsson. Dodam, że mastering płyty przeprowadził Ryan Van Kriedt, a okładkę przygotowała Heiða Jónsdóttir. Na płycie gościnnie pojawiają się m.in.: Tatjana Dís (Russian.Girls.) – wokal i chórki („Goos Sick Fun”, „Love Sick Love Fuck”, „Vindication”, „Sick Fuck and Sickin´ Street”) oraz klawisze Casio DG-20 („Friday Bye Bye”), Sölvi Magnússon – syntezator („No Fire”),  Haukur Gröndal – saksofony („Touch The Filth”), Elsa María – chórki („Love Sick Love Fuck”, „Sick Fuck”).

Autor albumu „Good Sick Fun with Singapore Sling” określa swoje dzieło jako hedonistyczne i zdeprawowane. Henrik wyjaśnia, że duży wpływ na końcowy kształt i formę tej płyty (jak i poprzednie) miał przede wszystkim klasyczny, oldschoolowy rock’n’roll i dub. Dla islandzkiego muzyka nie liczy się nic poza rock’n’rollem, który jako jedyny – jak mówi – jest w stanie ocalić jego życie, umysł i duszę. Rejestracja nowego materiału Singapore Sling rozpoczęła się w lutym bieżącego roku. W tym czasie Henrik na nowo zauroczył się muzyką rockabilly, w tym na przykład tą tworzoną w latach 50-tych i 60-tych przez amerykańskiego artystę Gene Vincenta. Dużą inspiracją były również dla Islandczyka dawne big bandy jazzowe, a szczególnie dokonania amerykańskiego pianisty i poety, jednego z twórców free jazzu – Cecila Taylora. Nieodłącznie muzycznym towarzyszem życia Henrika wciąż pozostają płyty Sisters Of Mercy, w których artysta jest od wielu lat głęboko zakochany.

Jestem pewien, że dotychczasowi fani zespołu Singapore Sling nie będą zawiedzeni jego najnowszą produkcją, bo jest to po prostu świetna płyta. Muzyka z „Good Sick Fun with Singapore Sling” opiera się na transowym brzmieniu basu i podobnej pracy perkusji, gdzie dość intensywnie eksploatowany jest werbel. W partiach tych instrumentów położono duży nacisk na uzyskanie odpowiedniej głębi i pogłosu. Echa używane są w sposób kreatywny. Wyraźne, ostre, a jednocześnie hipnotyczne linie perkusji i basu jednoznacznie kojarzą się z zimną falą, wczesnym okresem rocka gotyckiego czy złotą erą punk rocka. Gitary tworzą tutaj  często psychodelizująco-przesterowany jazgot, który przybiera dynamiczną postać uwodzącego hałasu albo złowieszczych, narkotycznych i odrealnionych wizji, sączących się jak mały strumyk. Jest to wynik fuzji wielu stylistyk, m.in. noise rocka, shoegaze i psychedelic rocka, które mieszają się z ascetycznym i ponurym rock’n’rollem, gotyckim rockiem i elementami free jazzu. Wszystko to układa się w stylową całość. Tym bardziej, że ta muzyka zawiera w swoim brzmieniu coś bardzo zakurzonego, jakby przeniesionego z innej epoki. Efekt jest znakomity! Wspomnieć należy również o charakterystycznym wokalu Henrika, który odgrywa tutaj rolę dodatkowego, jakże ważnego instrumentu. Jego niski i szorstki wokal jest spogłosowany, przez to ponury śpiew artysty wywołuje jeszcze większe uczucie samotności, a niekiedy nawet zobojętnienia emocjonalnego.

Singapore Sling bardzo starannie buduje nastrój i tworzy sugestywny, pochmurny, czy też posępny klimat swojej muzyki. Niemniej jednak „Good Sick Fun with Singapore Sling” roztacza przed słuchaczem wiele przeciwstawnych sobie krajobrazów emocjonalnych. Wśród jej mrocznych i ponurych dźwięków drapieżność miesza się z wrażliwością, a niepokój z surrealizmem i namiętnością. Na płycie dominuje atmosfera nie tyle przygnębienia co melancholijnej zadumy. Dla niektórych to może być smutna płyta, pogłębiająca melancholię, niepokój i lęki. Trzeba jednak mieć na uwadze, że smutek bywa też wyzwalający. Bądź co bądź, dzięki takim albumom psychodelia wciąż potrafi być szalenie atrakcyjna.

 

Singapore Sling :: Good Sick Fun with Singapore Sling

1. Touch The Filth 03:21
2. Soul Kicks 04:14
3. Good Sick Fun 04:07
4. Summertime Blues 02:56
5. Love Sick Love Fuck 03:30
6. Vindication 05:18
7. Sick Fuck 02:01
8. Sickin´ Street 04:58
9. Like The Breeze 03:30
10. No Fire 04:07
11. Girl Inside Your Head 05:11
12. Friday Bye Bye 05:28

 

Singapore Sling : facebook / bandcamp / spotify

Singapore Sling :: Good Sick Fun with Singapore Sling (recenzja)
5.0Wynik ogólny
Ocena czytelników 0 Głosów