Singapore Sling to działający od niemal dwóch dekad (w przyszłym roku jubileusz) islandzki zespół grający shoegaze i psychodelicznego rock’n’rolla.
Jeśli jesteście zainteresowani historią tej grupy oraz jej dotychczasową twórczością, odsyłam do poprzednich recenzji płyt: „The Tower Of Foronicity” (2014; recenzja TUTAJ) i „Psych Fuck” (2015; recenzja TUTAJ) i „Kill Kill Kill (Songs About Nothing)” (2017; recenzja TUTAJ).
15 sierpnia 2019 roku Singapore Sling wydał swój dziesiąty studyjny longplay, który nosi tytuł „Killer Classics”. Na marginesie dodam, że to już piąty album grupy wydany przez niezależną wytwórnię Fuzz Club Records. Za muzykę i teksty na „Killer Classics” odpowiada lider grupy Henrik Björnsson, który w jednym z wywiadów wyjaśnił, że ten album powstał po zakończeniu się szczególnie trudnego okresu w jego życiu, kiedy nie miał dla siebie wolnego czasu, przestrzeni ani spokoju. Nie mógł wtedy komponować ani nagrywać. W końcu kiedy sprawy się poukładamy, miał wewnętrzną potrzebę uwolnienia się od nagromadzonej frustracji i agresji. Artysta przyznaje, że podczas tworzenia materiału robił dużo hałasu i często przeklinał. W takich okolicznościach powstały proste i chwytliwe rock’n’rollowe piosenki. Wyraz wyrzuconych z siebie negatywnych emocji znaleźć możemy także w tytule najnowszego krążka oraz okładce zdobiącej „Killer Classics”. Przekaz jest szczery i bezpośredni.
Podobnie rzecz się ma z tym, iż mieszając inspiracje shoegazem, nowofalowym zimnem, post punkiem, psychodelą, dream popem i noise rockiem Singapore Sling oddaje hołd takim klasykom jak The Jesus and Mary Chain, The Stooges, Velvet Underground, My Bloody Valentine i Suicide. Na „Killer Classics” znajdziemy wiele odniesień do hałaśliwego i garażowego grania sprzed wielu lat. Przedstawicieli tego typu grania na świecie jest sporo, niemniej jednak islandzki projekt ma to „coś” co go wyróżnia, brzmi jak pełnoprawny zespół z pomysłem na siebie. Dlatego powiem, że Singapore Sling brzmi jak Singapore Sling.
„Killer Classics” to kolekcja jedenastu psychodelicznych i nihilistycznych hymnów. Cechuje je ascetyczna i surowa forma, dbałość o aranżacyjną zwięzłość i sugestywny klimat. Motoryczne brzmienie i mechaniczny puls rozmyte są poprzez zatopione w szumie, hałasie, echach i pogłosach. Efektem jest klaustrofobiczna i posępna atmosfera. Melancholijna i narkotyczna muzyka Singapore Sling jest cudownie hipnotyczna i obezwładniająca. Kompozycje bezlitośnie wciągają nas coraz bardziej w objęcia nierealności, onirycznego świata utkanego ze snu. Z każdym utworem coraz trudniej wyrwać się słuchaczowi z matni własnego umysłu. Duża w tym zasługa również tekstów i zdystansowanego, zmęczonego głosu Henrika.
Doceniam nowy album Singapore Sling za muzykę i za to, że zespół pomimo niemal 20-stu lat działalności nadal potrafi wykorzystać znane już nam inspiracje i wpływy w sposób twórczy.
Singapore Sling :: Killer Classics
1. Suicide Twist 02:19
2. All The Way In 05:24
3. Sugar And Shite 04:11
4. Highway Reject 03:54
5. Lynchbilly 03:24
6. It’s A Hit 02:35
7. Switchblade 03:06
8. Nothing Matters But Rock N Roll 04:25
9. Underground Man 03:47
10. Dub Swirl 04:14
11. Confusion Then Death 04:16
Singapore Sling : facebook / bandcamp / spotify