Zainteresowanych historią islandzkiego black metalowego zespołu Sinmara odsyłam do recenzji ich wcześniejszych płyt: „Aphotic Womb” (2014; recenzja TUTAJ) i „Within the Weaves of Infinity” (2017; recenzja TUTAJ).
8 marca 2019 roku ukazał się najnowszy longplay Sinmara zatytułowany „Hvísl Stjarnanna”, wydany przez Ván Records. Produkcją albumu zajmował się Stephen Lockhart w Studio Emissary. Na marginesie dodam, że autorem zdjęcia zdobiącego okładkę płyty jest Nona Limmen.
Jak widnieje w notce promocyjnej wydawcy, „Hvísl Stjarnanna” to album koncepcyjny, tematycznie koncentrujący się wokół mitów opisujących syreny, duchy i złowrogie siły pochodzące z innego wymiaru. Kwestie metafizyczne poruszane na płycie prowadzą nas do punktu, w którym przekonujemy się, że nasze wpatrywanie się w kosmos i wsłuchiwanie się w szepty gwiazd nie przybliża nas do zrozumienia tego co jest sensem i istotą życia, co czeka nas po jego drugiej stronie i czy istnieje coś więcej niż tylko tu i teraz. Ważnym jest, aby w tych egzystencjalno-filozoficznych rozważaniach korzystać z pomocy sił będących łącznikiem między światem żywych, a światem umarłych. Może takim właśnie łącznikiem jest muzyka Sinmara?! Bo proszę Państwa cóż to jest za Black Metal!
Wprawdzie muzycy z Sinmara na „Hvísl Stjarnanna” korzystają ze swojego wypracowanego stylu, ale bardzo ładnie go rozwijają. Wprost nie mogę wyjść z podziwu wielowymiarowości tej muzyki. Na pierwszy plan wysuwa się w niej nieokiełznany chaos, czy też kosmiczny szum, black metalowa surowość, jad i dzikość. Instrumenty uderzają w nas z gwałtowną nadprzyrodzoną mocą, z siłą galaktycznych mgławic. Dodatkowo pod tymi brutalnymi zabiegami kryją się arytmiczne fragmenty. Doskonałą stroną tego albumu jest także dobrze wybrzmiewający bas w zasadzie w każdym utworze, który potęguje atmosferę głębi i mroku. Niemniej jednak black metal nie jest w tym przypadku jedynym nośnikiem poruszających brzmień, gdyż znaczący wymiar omawianej muzyki stanowi również melodyjne bogactwo tego mrocznego materiału, które kompletnie nie odbiera agresywnego wydźwięku całości. Kompozycje obfitują w płynne partie gitarowe, cudowne harmonie, progresywne motywy i serpentynowe przejścia, zagrane z takim wyczuciem, że kłaniam się w pas. Coś nieprawdopodobnego jak te dwie warstwy pięknie korespondują ze sobą i się dopełniają. Znamienny wpływ na brzmienie Islandczyków mają również drobne eksperymenty. Czuć, że panowie nie zamykają się w jednej jedynej wizji black metalowego rzemiosła i czerpią inspiracje z różnych stron, co przekłada się na nieskrępowaną niczym aranżacyjną nieprzewidywalność. W tym miejscu warto zwrócić uwagę także na eteryczne wykończenia niektórych fragmentów. Mam tu na myśli ambientowo brzmiące wstawki, które pojawiają się niczym tajemnicze zjawy mamiące nasze zmysły.
Sprawa kolejna to wyraźnie odczuwalny skandynawski klimat tej muzyki, a nawet powiedziałbym – islandzki, którego nie da się pomylić z żadnym innym. W jakiś niewytłumaczalny sposób dźwięki te malują przed naszymi oczami przepastne dziewicze przestrzenie, ośnieżone szczyty gór i chowające się w ich cieniu szerokie doliny, smagane furiackim wiatrem klify i fiordy oraz odbijające się w tafli jezior zorze. Zwieńczenie tej wizji stanowią porażające lodowate wokale. Zresztą, to nie koniec dobroci, bo Sinmara duży nacisk kładzie nie tylko na rozmach i złożoność kompozycji, ale również na granie atmosferyczne.
Sinmara buduje intrygujący klimat. „Hvísl Stjarnanna” uwodzi nas mocno sugestywną melancholijno-funeralną atmosferą, która jest po prostu genialna i wzbudza ogrom emocji. Opadające na nas wodospady melancholijnych riffów fantastycznie hipnotyzują. Ponadto muzyka Islandczyków emanuje specyficzną, metafizyczną aurą, która ma moc przenika przez materię i wnikania nawet w najdalsze zakamarki. W efekcie scalenia wymienionych przeze mnie wyżej elementów otrzymujemy płytę, która jest po prostu zniewalająca. Trzeba tylko poświęcić jej czas i uwagę, bo jej piękno i magia zawiera się w szczegółach. A zapewniam, że z każdym odsłuchem muzyka ta smakuje lepiej, a poznawanie jej to czysta przyjemność.
„Hvísl Stjarnanna” to doskonała, bardzo dojrzała muzycznie opowieść, która stanowi wielki, gęsty i spójny monolit. Dzięki dopracowanej produkcji mamy możliwość dosłyszenia wszystkich brzmieniowych niuansów.
Sinmara są prawdziwym mistrzami czarnej sztuki, w której można się rozpływać bez pamięci. Naprawdę piękna rzecz!
Sinmara :: Hvísl Stjarnanna
Apparitions 7:25
2. Mephitic Haze 7:31
3. The Arteries of Withered Earth 5:50
4. Crimson Stars 6:58
5. Úr Kaleik Martraða 7:23
6. Hvísl Stjarnanna 7:14
Sinmara : website / facebook / bandcamp