Black/death metalowy Slidhr został założony w 2005 roku w Irlandii jako solowy projekt multiinstrumentalisty Josepha Deegana, będącego wówczas członkiem kultowej pagan black metalowej grupy Myrkr.
Joseph Deegan powołując do życia projekt Slidhr wyobraził go sobie jako istotę oddaną nieubłaganej niszczycielskiej mocy wykorzystywanej przez obojętne siły natury, którą kieruje pogarda dla całej ludzkości – podobnej do plagi i niegodnej zbawienia. Dodam, że w mitologii nordyckiej Slid(h)r to nazwa rzeki przepływającej przez krainę umarłych, czyli Hel.
Niedługo po powstaniu Slidhr podpisał umowę z legendarną francuską wytwórnią Debemur Morti. W tym czasie projekt wydał „Demo 1” (2006) i album „Slidhr” (EP, 2007). W 2008 roku Slidhr pojawił się na tzw. split albumie „Ex Nihilio” (Split, 2008) wydanym przez wytwórnię End All Life Productions. Album ten Joseph Deegan dzielił z zespołem Rebirth of Nefast, którego liderem jest jego wieloletni przyjaciel i współpracownik, Irlandczyk Stephen Lockhart (aka Wann). Jest to istotny fakt i już tłumaczę dlaczego. Otóż mniej więcej w tym czasie Stephen Lockhart przeprowadził się na Islandię, gdzie w krótkim czasie, dzięki swojej pasji i zaangażowania stał się promotorem islandzkiej sceny black metalowej. Zajmuje się również produkcją wielu tamtejszych wydawnictw metalowych w Studio Emissary. Ponadto jest organizatorem muzyczny festiwali w Islandii – Oration i Ascension.
Joseph Deegan przez cały ten czas pozostawał w kontakcie ze Stephenem Lockhartem, przez którego siłą rzeczy poznawał islandzkich metalowych muzyków oraz islandzkie black metalowe kapele. I tak od słowa do słowa w końcu doszło do tego, że do projektu Slidhr dołączył islandzki perkusista Bjarni Einarsson, który na co dzień bębni m.in. w Almyrkvi, Sinmara, Wormlust. W tym dwuosobowym składzie w 2013 roku pod szyldem Slidhr ukazał się debiutancki longplay „Deluge”. Kariera zespołu nabrała wtedy większego rozpędu. Rozpoczęły się występy na żywo, podczas których duet wspomagali muzycy a zespołów Sinmara i Rebirth of Nefast.
Dziesięciolecie istnienia zespołu Slidhr zostało przypieczętowane wydaniem w 2015 roku albumu EP pod tytułem „Spit of the Apostate” (EP, 2015), za pośrednictwem słynnej norweskiej wytwórni Terratur Possessions. W następnym roku grupa wyruszyła w swoją pierwszą prawdziwą trasę koncertową po Europie (wraz z Shrine of Insanabilis i Sinmara). Panowie wystąpili również na islandzkim festiwalu Oration oraz innych dużych festiwalach europejskich. W 2016 roku Slidhr pojawił się ze swoją muzyką ponownie na split albumie zatytułowanym „Death of the Ego/Chains of the Fallen”, u boku zespołu Acherontas.
Następnie panowie zaczęli pracować nad utworami na ich drugi album długogrający. W trakcie nagrań nowego materiału Slidhr do Josepha i Bjarniego dołączył trzeci muzyk, islandzki basista Garðar S. Jónsson, występujący również w Almyrkvi i Sinmara.
W końcu 26 czerwca 2018 roku światło dzienne ujrzał longplay zatytułowany „The Futile Fires of Man”. Ten krążek ukazał się pod sztandarem wytwórni Ván Records. Wprawdzie w bieżącym roku Slidhr po raz trzeci znalazł się na split albumie – „Amongst the Lost Light of Misaligned Stars” z kapelą Akatechism – ale ja jednak chciałbym jednak w danej recenzji powrócić do ich ostatniej długogrającej płyty.
Zatem porządkując sprawy związane z zespołem Slidhr, wydany dwa lata temu album „The Futile Fires of Man” został nagrany w następującym składzie:
Garðar S. Jónsson – bas
Bjarni Einarsson – perkusja
Joseph Deegan – wokal, gitary
Rejestracją tego materiału zajmowali się wspólnie Garðar, Joseph i Stephen Lockhart. Natomiast mastering i okładkę samodzielnie wykonał lider i założyciel zespołu, Joseph Deegan.
Album „The Futile Fires of Man” wydaje się być mrocznym portalem do innego świata, przez który trójka muzyków Slidhr przywołała do siebie potężną, mitologiczną bestię. Diabelstwo to jest niesamowicie jadowite i nieprzewidywalne. Swoim zdziczeniem i wściekłością wywołuje paraliżujące uczucie strachu i lęku. Przemawia do nas pogańskim językiem. Posługuje się okultystycznymi i satanistycznymi symbolami. Jakby tego było mało, dodatkowo ludzka egzystencja narażona jest również na niewyjaśnione i mroczne zjawiska naturalne niosące śmierć i zniszczenie.
Muzyka Slidhr jest niezwykle intensywna, ostra i ciężka. Brzmi ponuro, złowrogo i przytłaczająco. Jednakże pomimo napędzającej ją niszczycielskiej siły i wściekłości, jest w niej również jakaś finezja. Zespół pozwala sobie na pewne eksperymenty, wychodzi poza tradycyjne ramy gatunku dbając także o odpowiednią głębię swojej muzyki. Do swoich wielowarstwowych i masywnych kompozycji opartych na black metalowym kanonie i wpływach death metalowych, muzycy umiejętnie wprowadzają motywy o psychodelicznym zabarwieniu, progresywne przejścia oraz subtelne zmiany tempa. Uderzają w nas nie tylko płomiennymi, sczerniałymi i śmiercionośnymi dźwiękami gitary, ale również zniekształceniami i dysonansami oraz majestatycznymi i przepastnymi doomowymi riffami. Dodatkowo partie gitar wydają się błyszczeć metalicznymi refleksami, które zapewniają tej muzyce sugestywną melancholijną rozpacz, jak i melodyjną rozkosz. Gra perkusji wiadomo, jest szalona i gwałtowna. Napędzana furią, ale z drugiej strony również zgrabna i efektowna. Bas odpowiednio podsyca żar i posępność muzyki, nie marnuje pozostawionej mu przestrzeni swoimi ponurym pomrukiwaniem zanurza się głęboko w otchłań. Generowana atmosfera jest gęsta, ale ma też w sobie coś hipnotyzującego. Żadnego zarzutu nie można także mieć do wokalu – jest drapieżny, dziki i mroczny. Ponadto jest w stanie przebić się przez nawałnicę dźwięków i udźwignąć instrumentalny ciężar tej muzyki.
Black metal w wykonaniu Slidhr jak najbardziej do mnie przemawia. Dokładnie wsłuchajcie się w „The Futile Fires of Man”, dzięki temu poznacie masę ciekawych niuansów, zagrywek i patentów. I nawet się nie spostrzeżecie jak szybko zawładnie Wami ta muzyka.
Slidhr :: The Futile Fires of Man
1. The Futile Fires of Man 08:38
2. Summon the Rivers 05:58
3. To Celestial Depths 07:45
4. A Scattered Offering 08:17
5. Rise to the Dying 06:58
6. Through the Mouth of the Beast 08:39