Sóley (Sóley Stefánsdóttir) po udanym mini albumie „Theater Island” wydanym w 2010 roku (recenzja tutaj), w końcu powraca ze swoim debiutanckim albumem długogrającym „We sink”.

Na swoim solowym albumie artystka dość wyraźnie odcina się od brzmień zespołów, w których udziela się na co dzień, czyli Seaber i Sin Fang. Sóley zachowuje eteryczność, delikatność i lekkość, ale dodatkowo udało się jej stworzyć swoje odrębne brzmienie. Idzie zupełnie inną muzyczną ścieżką, prowadzącą do ciemnego lasu. Zaprasza nas do starego domu ze skrzypiącymi podłogami, potworami w szafach i pod łóżkiem, tajemniczym strychem i mroczną piwnicą. Sóley zabiera słuchacza do miejsc osadzonych w dziecięcym bądź sennym koszmarze. Można przewrotnie powiedzieć, że Sóley w swoim indywidualnym projekcie przeszła na muzyczną stronę ciemności. Idąc dalej tym tokiem myślenia można by ją nazwać Timem Burtonem muzyki. Sóley śmiało może konkurować z CocoRosie.

Artystka pomimo młodego wieku, niepozornej, drobnej postury, która wydawałoby się wiecznie ukrywa się za swoimi okularami, świadomie i umiejętnie stworzyła bardzo dojrzały album. Album przepełniony jest atmosferą grozy, niepokoju, mroku, koszmaru. Liryczność i w większości tonacja minorowa rysuje obraz horroru i sprawia wrażenie ścieżki do filmu grozy. Album jest bardzo spójny. Począwszy od przykuwającej uwagę okładki albumu, aż po zawartość muzyczną, wszystko tworzy całość i jest czymś więcej niż tylko sumą poszczególnych elementów. Sóley miała pomysł na siebie, wiedziała czego chce i ambitnie ten plan zrealizowała. Wykazała się niebywałą umiejętnością i talentem, gdyż ten album ma klimat, a muzyka na nim zawarta jest hipnotyzująca i zniewalająca. Słuchając jej w ciemności sprawi, że poczujesz dreszcze, mrowienie skóry. Jest w tym coś niepokojąco pięknego. Sóley w końcu została dopuszczona do głosu. Dotychczas oszczędny wokal Sóley, w końcu wychodzi na pierwszy plan, jest delikatny, czarujący, nieco dziecięcy i marzycielski.

Większość utworów na albumie “We sink” oparta jest na szkielecie zbudowanym z dźwięków fortepianu i perkusji oraz wokalu. Sama artystka w wywiadach tłumaczy, że starała się stworzyć muzykę delikatną, lo-fi, a prawie wszystkie partie nagrywała sama. Sóley wyjaśnia, że nie interesowały ją konkretne formy układania muzyki, pisania tekstów. Działała raczej intuicyjnie, a inspiracji szukała w snach. Artystka zadawała sobie pytanie jak mogłoby wyglądać muzyka, gdyby to był sen, gdyby śniła. Sóley uwielbia sny, ponieważ jak mówi nie mają one żadnego sensu – “Piszę o snach, marzeniach sennych, ożywionych domach i walkach drzew (…) Nic z tego nie ma sensu w rzeczywistym świecie, ale możesz stworzyć swój własny, inny świat, w którym te rzeczy nabiorą sensu”.

We Sink” jest przede wszystkim narracją, ważna tutaj jest treść. Muzyka tworzy tło, atmosferę, jest tłem w obrazie. Bardzo interesującym tłem.

Album otwiera „I’ll Drown” z miarowo wystukiwanym rytmem oraz delikatnymi dźwiękami fortepianu. W tle pojawia się tamburyn i oddalone dźwięki perkusji. Jesteśmy czarowani od samego początku melodią i przyciągającym aksamitnym głosem Sóley. Trudno nie ulec temu urokowi, tej magii, która będzie towarzyszyła do końca albumu.

Smashed Birds” to utwór rozpisany głównie na akustyczną gitarę i harmonie wokalne Sóley. Melodyjny i delikatny, który bardzo wolno nabiera tempa. Dopiero w połowie pojawia się przyciszona perkusja, a pod koniec fortepian. Jeszcze nie pojawia się tyle mroku co w późniejszych utworach. Nie jesteśmy przerażeni ani niezaspokojeni. Niebo nie jest mroczne, raczej ciepłe i w kolorach sepii.

W „Pretty Face” pojawiają się kolejne piękne harmonie wokalne artystki na tle dźwięków fortepianu oraz delikatnie wystukiwanego rytmu. Z czasem utwór nabiera rozpędu, perkusja wysuwa się do przodu, pojawia się tamburyn i klaskanie oraz przyjemne skrzypnięcia i trzaski.

Bad Dream” to bardzo oszczędny w aranżacji, niewiele ponad dwu minutowy senny utwór. Intryguje nierealnością, z pojedynczymi dźwiękami strun gitary oraz z niemal szeptanym śpiewem.

Dance” to najbogatszy aranżacyjnie utwór i najbardziej „piosenkowy” na albumie. Jest też najmniej nierealny czy też najbardziej realny w tej nierealności, jeśli w ogóle można tu mówić o realności, bo atmosfera senności nadal jest utrzymana. Artystka zabiera słuchacza do magicznego rytualnego tańca, w którym to ona prowadzi, i któremu trzeba się poddać.

And leaves” kołysze w wolnym hipnotycznym tempie i intymnym śpiewie. Melancholijne piękno osłonięte mgiełką nierealności na tle rozmytych dźwiękach gitary.

Blue leaves” to smutna ballada z ładną melodią, w której naiwna i dziecinna barwa głosu Sóley sprawia, że nadal pozostajemy w krainie marzeń i snu.

W „Kill The Clown” pojawiają się nawiązania do motywów mrocznej kołysanki, a bajkowy i senny klimat zmienia się w bardziej niepokojący. Magiczna atmosfera, tym bardziej zasługuje na zwrócenie uwagi, gdyż zbudowana jest jedynie za pomocą głosu artystki oraz dźwięków fortepianu. Mrok potęgowany jest przez przerażająco śpiewający chór. Nie można się oprzeć, żeby nie wejść do środka tej horror-bajki.

Półtora minutowy „Fight them soft” z pozytywkowym motywem jak ze starych filmów wprowadza słuchacza jeszcze dalej w teatralną złowrogą atmosferę.

Najdłuższy na płycie „About your funeral” zaczyna się dziecinnie niewinnie. Utwór posiada wiele płaszczyzn muzycznych, zmian rytmu, wywołuje różne odczucia. Zbudowany w klimacie grozy przywołuje mroczne i niepokojące obrazy z motywami placu zabaw oraz wesołego miasteczka. Utwór płynnie motywem pozytywkowym przechodzi w kolejną odsłonę albumu „The sun is going down I”. Z instrumentalnie nałożonymi na siebie dwiema ścieżkami dźwiękowym i zapętlonymi wokalizami łączy się z drugą częścią „The sun is going down II”. Początkowo delikatny utwór budzi się powoli nabiera coraz większej mocy, a lśniący wokal Sóley mieni się różnymi odcieniami.

Na zakończenie albumu otrzymujemy romantyczny „Theater Island”, który pomimo zawartego w sobie dużego ładunku melancholii, niesie ze sobą nadzieję.

Sóley zabiera nas do swojego introwertycznego, nadwrażliwego świata. Debiut artystki jest liryczny, senny i mroczny. Raz kojący, a raz, niepokojący, złowieszczy. Aranżacyjnie oszczędny w środkach, a jednocześnie bogaty brzmieniowo, stworzony z rzadko spotykanym wyczuciem i wrażliwością. Wydaje się być eksploracją odczuć, emocji związanych z koszmarami z dzieciństwa. „We Sink” to płyta wyjątkowa.

 

Sóley :: We Sink
1. I’ll Drown
2. Smashed Birds
3. Pretty Face
4. Bad Dream
5. Dance
6. And Leave
7. Blue Leaves
8. Kill The Clown
9. Fight Them Soft
10. About Your Funeral
11. Sun is Going Down I
12. Sun is Going Down II
13. Theater Island

 

Sóley : Sóley / bandcamp


Sóley :: We Sink (recenzja)
5.0Wynik ogólny
Ocena czytelników 0 Głosów