Najnowsze wydawnictwo Sólstafir udowadnia, że muzyką nie rządzą tak naprawdę ani gatunki ani style muzyczne, tylko po prostu szczere emocje.
O dotychczasowych dokonaniach islandzkich rockmenów/metalowców ze Sólstafir możecie przeczytać w naszych wcześniejszych recenzjach kilku ich ostatnich albumów: „Köld” (2009, recenzja), „Svartir Sandar” (2011, recenzja) i „Ótta” (2014, recenzja).
Dziś przyjrzymy się najnowszemu, szóstemu longplayowi Sólstafir, który nosi tytuł „Berdreyminn”, i ma swoją premierę dziś 26 maja 2017 roku (nakładem wytwórni Season Of Mist). Materiał na ten krążek nagrywany był tak jak poprzedni album w Sundlaugin Studio pod okiem dwóch producentów: Birgira Jón Birgissona (Sigur Rós, Alcest) i Jaime Gomeza Arellano (Paradiste Lost, Ulver, Ghost). Ten drugi zajmował się później miksowaniem tej muzyki w brytyjskim Orgone Studio. Zaś jej mastering przeprowadził Ted Jensen ze Sterling Mastering w USA. Panowie sprawili się wyśmienicie, produkcja tej płyty jest perfekcyjna, w sensie idealna, ale niedoskonała, ale właśnie przez to posiadająca tak mocno pożądany naturalny i żywy pierwiastek ludzki.
Warto w tym miejscu wymienić jeszcze jedną osobę, a mianowicie Adama Burke’a, który odpowiada za piękną i klimatyczną okładkę najnowszego wydawnictwa Sólstafir, w którą mógłbym się wpatrywać bez końca.
„Berdreyminn” (co oznacza „dreamer of forthcoming events”) to kolejny imponujący krok naprzód w artystycznym i brzmieniowym rozwoju Sólstafir. To fenomenalna fuzja chwytliwych melodii, psychodelii i elementów atmosferycznych o różnych odcieniach światła i ciemności pochodzących począwszy od dream popu i post rocka, przez folk, hard rock i rock klasyczny lat 70/80-tych, aż po progressive i post black metal. Zespół wykorzystuje swoje różnorodne inspiracje z niebywałym wyczuciem. W swojej pracy uosabia zmieniające się pory dnia i roku, z naciskiem na zmieniające się światło, pogodę i barwy otoczenia. W efekcie zachowując pewne cechy charakterystyczne dla własnego brzmienia, które nie da się pomylić z czymkolwiek innym, grupa rozwija je i wprowadza po raz kolejny na wyższy poziom. Nie od dziś wiadomo, że subtelne niuanse zawsze były kamieniem węgielnym rozwoju muzyki Islandczyków, tak jest i tym razem. Kwartet znalazł niszę, w której czuje się znakomicie.
„Berdreyminn” jest dziełem eklektycznym i wielowymiarowym o potężnej przestrzeni i oczarowującej głębi, a także o niesamowitym i fascynującym nastroju. Króluje tu wciąż wyczuwalna skandynawska melancholia, ale nie wydaje się ona aż tak niedostępna, przygnębiająca i osamotniona jak na poprzedniej płycie. Jest coś pięknego, czystego i naturalnego w tych kompozycjach. Nie mówiąc już o ogromnym ładunku emocjonalnym, sentymentalnym i refleksyjnym, a nawet mistycznym. To całkowicie przejmująca i pochłaniająca płyta, która przyciąga coraz bardziej wraz z każdym odsłuchem. To na pewno gratka dla zwolenników klimatycznego grania o wielkiej, hipnotycznej sile oddziaływania.
Sólstafir zawsze wkładali w swoją muzykę serce, a na „Berdreyminn” przeszli samych siebie. Ten album to triumf emocji i pasji nad gatunkami i stylami muzycznymi. Po prostu świetna płyta. Czysta sztuka. To dowód na to, iż muzyka jest żywym, nadnaturalnym bytem. Nie sposób zignorować tego wydawnictwa. Zdecydowanie jeden z faworytów na najlepszą islandzką płytę roku 2017.
Sólstafir :: Berdreyminn
1. Silfur-Refur (6:54)
2. Ísafold (4:59)
3. Hula (7:07)
4. Nárós (7:23)
5. Hvít Sæng (7:22)
6. Dýrafjörður (7:32)
7. Ambátt (8:08)
8. Bláfjall (8:00)
Sólstafir : website / facebook / bandcamp