Jeśli podoba Ci się to co robimy i chciałbyś nam dać o tym znać, możesz po prostu postawić nam kawę. Będzie nam miło. Poczujemy się lepiej i zmotywuje nas to do dalszego pisania.
Uczuciowy rollercoaster.
Ten młody islandzki singer-songwriter miał na swoim koncie dotychczas dwa krążki:„1;” (2016; recenzja TUTAJ) i „INGI”. (2019; recenzja TUTAJ).
Natomiast 25 marca 2022 roku Thorsteinn Einarsson wydał swój trzeci longplay pod tytułem „Einarsson”. Islandczyk od kilku lat mieszka w Austrii, w miejscowości Gmunden. Ostatnie dwa lata nie były łatwe dla nikogo. Zdominowała je światowa pandemia Covid-19 i związane z nią obostrzenia. Artysta wykorzystał ten czas na pisanie nowych piosenek. Był to okres, który sprzyjał szczególnie głębszym przemyśleniom i refleksji nad życiem. Wszystko to skłoniło muzyka do podzielenia się ze słuchaczami swoimi osobistymi myślami i głębokimi emocjami. Artysta na najnowszej płycie szczerze opowiada o swoich upadkach, popełnionych błędach oraz walce z wewnętrznymi demonami. Materiał z albumu „Einarsson” przenosi nas w bliższą i dalszą trudną przeszłość 26-latka, który otwarcie mówi o swoim życiu, m.in. o relacjach na odległość, przeprowadzce i byciu „najlepszą wersją” siebie. Ponadto z tekstów dowiadujemy się o depresji i atakach paniki, których muzyk doświadczał przez kilka lat, o radzeniu sobie ze śmiercią swojego dziadka oraz twórczym wypaleniu. Dowiadujemy się również o życiu jego starszego brata, który rozluźnił więzi z rodziną, miał konflikty z prawem i kontakt z narkotykami. Na swoim nowym albumie Thorsteinn Einarsson rozlicza się ze swoją trudną przeszłością, a finalnie się z nią godzi. Otwarcie konfrontuje się ze swoimi problemami ze zdrowiem psychicznym, równocześnie pokazując, że mimo różnych trudności zawsze można wyjść zwycięsko z każdej walki. Artysta stara się pokazać innym, że można się zmienić i poradzić sobie ze wszystkim. Muzyk otwarcie mówi o tym, że proces powstawania albumu „Einarsson” był dla niego formą autoterapii, drogą do odnalezienia harmonii i wewnętrznego spokoju. Jak przyznaje w jednym z wywiadów dla magazynu RollingStone: „Udało mi się wyrobić sobie jasną opinię na temat życia z wszystkimi jego pięknymi, ale także trudnymi aspektami i dzięki temu lepiej sobie z nimi radzić”.
Początkowo, z racji światowej pandemii, materiał na album „Einarsson” powstawał najpierw w domowym zaciszu artysty, a potem we współpracy z zespołem producentów za pośrednictwem wideokonferencji. Po zniesieniu obostrzeń epidemiologicznych Thorsteinn wraz z pozostałymi muzykami spotkali się w górskiej chacie, gdzie dali się ponieść całodniowym sesjom muzycznym.
Muzycznie album „Einarsson” po raz kolejny pokazuje nam jak bardzo wieloaspektowa jest twórczość Thorsteinna Einarssona, oraz jak wiele drzemie w nim jeszcze obiecującego potencjału. Artysta sięga po różnorodne inspiracje i wpływy, które odnaleźć możemy na współczesnej scenie indie korzystającej zarówno z gitar, jak i klawiszy, czyli folk, pop i rock, a nawet blues, w których pobrzmiewają amerykańskie naleciałości, i które miesza z niezwykłym wyczuciem i umiejętnością. Muzyka z omawianej płyty to zdecydowany krok do przodu w rozwoju artystycznym Thorsteinna. Można to dostrzec zarówno w dojrzałych tekstach, jak również w jeszcze lepiej dopracowanych kompozycjach i aranżacjach oraz świetnej produkcji. Ponadto to bardzo szczere, dobrze napisane i zaśpiewane piosenki. Nie zawiodłem się.
„Einarsson” to album z emocjami, które wyraźnie emanują zarówno w lirycznych fragmentach tej płyty, niosących nieco wytchnienia i melancholii (coś dla fanów Hozier, George Ezra, Tom Odell, James Bugg), jak i w tych bardziej dynamicznych, brzmieniowo mocniejszych i porywających w świat indie pop-rockowej przebojowości (a’la Coldplay, Imagine Dragons). Na płycie znaleźć można sporo świetnych melodii i ujmujących harmonii wokalnych, które wydają się czerpać ze spuścizny muzycznej The Beatles. Thorsteinn Einarsson rozpieszcza nas znakomitym wokalem. Artysta posiada charakterystyczny niski głos, urzekający swoją głębią i barwą.
Najnowszy album islandzkiego muzyka trwa niespełna pół godziny. Z jednej strony chciałoby się więcej, z drugiej jednak płyta jest na tyle odpowiednio wyważona – zarówno pod względem nastroju, jak i długości oraz liczby kompozycji – że pozostawienie lekkiego niedosytu wydaje się odpowiednim zabiegiem. Jedno jest pewne, Thorsteinn Einarsson potrafi pisać piosenki, które zarówno przenikają ludzkie serca, jak i porywają do zabawy. Jego głos zachwyca, a stylowa muzyka szybko wpada w ucho. Warto sobie zapamiętać jego nazwisko. „Einarsson” jest dziełem interesującym i pełnym dobrej muzyki.
Thorsteinn Einarsson :: Einarsson
1. Nightlight 02:44
2. Shackles 02:36
3. Miracle 02:36
4. Suck at Life 03:07
5. Hurt Like Hell 03:23
6. Bridges Burn 03:18
7. Runaway 02:19
8. Something I Never Had 03:26
9. Spiritual 03:09
10. Papercuts 03:45
Thorsteinn Einarsson : website / facebook / instagram / spotify