Kilka lat temu na naszej stronie pisałem o islandzkiej metalowej kapeli Vetur przy okazji recenzji ich debiutanckiej płyty, albumu EP „Vættir” (2013; recenzja tutaj). Wówczas wspominałem o tym, że grupa pracuje nad pierwszym długogrającym albumem.

Owocem tych prac jest niedawno wydany przez Vetur longplay zatytułowany „Nætur”, który swoją premierę miał 16 listopada 2018 roku. Warto dodać, że na przestrzeni kilku lat skład zespołu ulegał pewnym zmianom, obecnie tworzą go: Hrímnir (aka Jóhann Ingi Albertsson – wokal ), Vetur Konungur (aka Kristján B. Heiðarsson – gitary, wokal), Harmur (aka Magnús Halldór Pálsson – bas) i Myrkvi (aka Dirk Verbeuren – perkusja).

Najnowszy materiał Vetur został wyprodukowany przez założyciela zespołu Vetura Konungura, a zarejestrowany, zmiksowany i zmasterowany przez Stephena Lockharta w Studio Emissary. Jedynie nagraniami partii perkusji zajmował się Myrkvi w Die Crawling Studio. Na płycie „Nætur” gościnnie pojawili się: Gunnar Ben (ze Skálmöld), który zagrał na fortepianie i instrumentach klawiszowych, a także Úlfhildur Stefanía Jónsdóttir, która zaśpiewała w kompozycji „Þorraþræll”. Na marginesie wspomnę o tym, że o ile na pierwszy album długogrający panowie z Vetur kazali nam czekać kilka lat, tak obecnie zespół ma przygotowany w całości już kolejny krążek (który ukaże się w przyszłym roku) i pracuje nad trzecią płytą. No, ale wróćmy do aktualnego premierowego wydawnictwa „Nætur”.

Już na samym wstępie zdradzę, że pokładane w zespole Vetur  nadzieje, które miałem od czasu poznania ich debiutanckiej EPki nie poszły na marne. Ale po kolei. 

Nazwa zespołu Vetur w języku islandzkim oznacza zimę, zaś tytuł albumu „Nætur” tłumaczy się jako noce. Te dwa słowa stanowią pewien klucz do opisania brzmienia omawianej muzyki.  Zawartość albumu „Nætur” jest mroźna jak zima na dalekiej północy, czarna jak bezgwiezdna noc na pustkowiu, mroczna i tajemnicza jak skandynawska mitologia, i wreszcie mistyczna i atmosferyczna jak islandzki folklor.

Zanurzmy się najpierw w islandzką warstwę liryczną poszczególnych kompozycji. Otwierający album utwór „Þér færir feigð” maluje przed nami obraz zwiastuna śmierci pokonującego w sposób magiczny przestrzeń. Cisza nocy zostaje przerwana przez jego przybycie, podczas którego rzuca on na człowieka straszliwe przekleństwo. Wprawdzie nie jest to w tekście powiedziane wprost, ale zwiastun śmierci porusza się dzięki używaniu starożytnych czarów zwanych gandreið, które miały moc ​​zamiany żywej osoby w pewnego rodzaju rumaka. Następny utwór „Blóðvefur” jest inspirowany losami głównego bohatera filmu Útlaginn, który opowiada historię Gísli Súrssona. Tekst opisuje sytuację utknięcia w spirali przeznaczenia, z której trudno jest się wyłamać, pomimo ciągłej walki z tym i łamania zasad życia. „Aflát” to opowieść o służącej, która została straszliwie potraktowana przez swoich panów, jej zemście i ostatecznej śmierci. Kompozycja „Þögn” jest o czasach ostatecznych i końcu egzystencji, jaką znamy. Na początku był wielki wybuch, ale koniec będzie cichy – kiedy wszystkie atomy przestaną istnieć. „Bálför” to opowieść o mężczyźnie zadowolonym ze swojego życia, a także o tym, co dzieje się, gdy misjonarze innej religii zmuszają go do zmiany utrwalonych wartości mających wpływ na jego dotychczasową spokojną egzystencję. To jego pożegnanie z dawnym stylem życia. Inspirowany prawdziwymi wydarzeniami rozgrywającymi się na całym świecie. „Djúp” to finał opowieści zapoczątkowanej w poprzednim utworze. Morze zabrało ciała rodziny wspomnianego mężczyzny, które teraz spoczywają w jego cichej i spokojnej głębi. „Þorraþræll” to stara tradycyjna piosenka. Mówi słuchaczowi o tym, jaki panował okropny mróz na Islandii zimą przełomu 1865-1866. Zamykający album kompozycja „Kuml” został zainspirowana historią odkrycia kilku starych pogańskich grobów, do czego doszło przez przypadek, gdyż miejsce zostało ujawnione w wyniku zniszczenia zewnętrznych warstw zalęgających na tych nagrobkach przez morską wodę. Zresztą tego typu sytuacje miały miejsce w Islandii niejednokrotnie. Sama historia opowiada o przebudzeniu się złego czarnoksiężnika, który w przeszłości został przeklęty i pogrzebany żywcem. Kiedy stare zaklęcie przestaje działać, tenże czarnoksiężnik mści się na potomkach ludzi, którzy rzucili na niego klątwę.

Vetur jawi się jako godny przedstawiciel jakże intrygującej islandzkiej sceny post black metalowej, który pokazuje światu, że także w tej części Europy może powstawać wartościowa muzyka metalowa. Przemawia za tym co najmniej kilka kwestii, w tym na przykład nieschematyczne myślenie muzyków, pomysłowość i posiadanie konkretnej wizji, wykonywanie utworów w języku islandzkim, a w tekstach sięganie do dawnych islandzkich wierzeń i czarnej magii, umiejętność budowania silnie oddziałującej atmosfery, a także tworzenie muzyki na przecięciu różnych gatunków muzycznych. Muzycy Vetur grają ostro i bezkompromisowo, ale potrafią również umiejętnie  namieszać, wpuszczając do swoich nagrań różnorodne stylistycznie elementy i motywy. Do ich grania zakradło się wiele nietypowych urozmaiceń. Stąd zimna i ponura atmosfera w pewnych fragmentach płynnie ewoluuje w dryfujący na eterycznej przestrzeni klimat, mocno nastrojowy, tęskny i melancholijny. Zaś serie ciężkich instrumentalnych zagrywek, na ogół oparte na bezbłędnej współpracy sekcji gitarowej, perkusyjnej i basowej układają się w hipnotyczne i uduchowione połacie dźwięków, a masywne riffy w całkiem chwytliwe melodie. Ciężko nie być pod wrażeniem niektórych pomysłów Vetur. Nieszablonowe myślenie zdecydowanie nie jest im obce.

Spotkamy tutaj naprawdę wielorakie wpływy i odniesienia. Już sam black metal w tym przypadku należy traktować z przedrostkiem post-, oprócz tego przenikają go nawiązania do thrash metalu, death metalu, doom metalu, jak również progressive. Progresywność Vetur polega przede wszystkim na tym, że nie daje się wpędzić w sztywne ramy. W ich metalowym świecie pojawiają się motywy wgrywane na akustycznych gitarach, czyste wokale, kobiecy głos i chóralne zaśpiewy. Warto dodać, ze do tej muzyki świetną narrację budują wokaliści Hrímnir i Vetur. Ich wszechstronny śpiew (czysty, szorstki, czy growl), a także umiejętność płynnego dostosowania się do różnych form muzycznej wypowiedzi instrumentalistów grupy robi wrażenie. Nie można zapomnieć także o partiach fortepianu i innych instrumentów klawiszowych, za które odpowiada wspomniany Gunnar Ben (ze Skálmöld). Jego praca zdecydowanie wzbogaca muzyczną przestrzeń i pogłębia jej wymiar.

Nætur” to znakomity, intensywny i wielowarstwowy krążek, który dostarcza odpowiedniego ładunku emocji, wrażeń i refleksji. Każda kompozycja Vetur odkrywa przed słuchaczem nowe pomysły, a w wielu utworach przecinają się dwa światy – muzycznej wrażliwości i mrocznej, drapieżnej dzikości. Niemniej jednak wszystkie numery tworzą spójne, współgrające ze sobą dzieło.

 

 

Vetur :: Nætur

1. Þér færir feigð 05:25
2. Blóðvefur 04:18
3. Aflát 08:01
4. Þögn 03:14
5. Bálför 08:54
6. Djúp 01:38
7. Þorraþræll 03:06
8. Kuml 05:58

 

 

 

Vetur : facebook / bandcamp / soundcloud / spotify

Vetur :: Nætur (recenzja)
4.8Wynik ogólny
Ocena czytelników 1 Głosuj