Na stronie prezentowaliśmy już naszą recenzję albumu „Pink Boats” zespołu Vigri.
Dziś przekonajcie się co zespół ma nam osobiście do powiedzenia na temat swojego debiutanckiego albumu.
Hans Pjeturssonem w wywiadzie opowie Wam o procesie tworzenia albumu, inspiracjach, muzyce, teledyskach, a także o aktualnej pracy zespołu i jego najbliższej przyszłości.
Zapraszamy na pokład Vigri…
Marcin: Jak opisałbyś wasz debiutancki album “Pink Boats”?
Hans: Warstwy i kolejne warstwy dźwięków. Myślę, że postanowiliśmy zrobić album, który w jakiś sposób miał wyglądać jak pewna całość z wychodzącym do przodu tematem przewodnim, ale też zachowując ciekawie i inteligentne muzycznie brzmienie.
Marcin: Jak odbierasz ten album z perspektywy czasu?
Hans: To uczucie podobne temu jakie towarzyszy po ukończeniu szkoły podstawowej. Jesteśmy pełni wspomnień i mamy wielu przyjaciół, ale jednak wciąż bardziej ekscytujące pozostaje myślenie i zastanawianie się nad tym jak będzie wyglądać nasza przyszłość, co się w niej wydarzy i trzymanie się bardziej tego kierunku niż oglądanie się za siebie. Na razie możliwe są wszystkie drogi i sposoby.
Marcin: Kiedyś powiedzieliście, że nazwa albumu „Pink boats” pochodzi od widoku czerwonego islandzkiego zachodu słońca, który pojawiając się na horyzoncie nad morzem powodował, że kolor wszystkich łodzi zmieniał się z białego w różowy. Ale czy to jest jedyne wytłumaczenie nazwy albumu? Czy tytuł nie jest także odniesieniem do zespołu Pink Floyd?
Hans: Podczas, gdy tworzyliśmy album spędziliśmy dość dużo czasu na wsi i to był częsty widok dla naszych oczu. Myślę, że wtedy przynajmniej w 7 piosenkach robocze tytuły zaczynały się od słów „różowe łodzie”, ale później jakoś te nazwy jednak się zmieniały i powoli stało się dla nas oczywiste, że album nazwiemy „Różowe łodzie”, bo ta nazwa nie pasowała do żadnego z utworów. Szczerze muszę przyznać, że tytuł albumu nie ma zatem nic wspólnego z zespołem Pink Floyd. Więc było to dla nas zawsze zaskoczeniem, ale i miłą niespodzianką, że wiele osób, które do nas pisały o naszym albumie odszukiwało w naszej muzyce brzmienie przypominające im Pink Floyd. Nigdy nie było naszym świadomym zamiarem. To częsty przypadek kiedy jeden młody islandzki zespół jest porównywany w mediach do innych islandzkich zespołów, więc cieszymy się z tego, że w jakimś ułamku jesteśmy porównywani do Pink Floyd lub też, że w naszej muzyce odnajduje się takie odniesienia.
Marcin: Jakie zespoły inspirowały Cię przeszłości, a jakie inspirują Cię obecnie?
Hans: Uważam, że jesteśmy pod wpływem różnego rodzaju muzyki, ale też i sztuki w ogóle. Osobiście cenię sobie stare zespoły islandzkie w stylu np. Trúbrot. Poza tym interesuję się trochę bardziej muzyką eksperymentalną jaką gra zespół Matmos, czy Leafcutter John, jak również islandzcy artyści tacy jak Kira Kira i Kippi Kaninus.
Marcin: Wasza muzyka jest bardzo nastrojowa, klimatyczna, melodyjna i emocjonalna. Skąd czerpiecie inspiracje do tworzenia takiego brzmienia?
Hans: To może być naprawdę wszystko. Cokolwiek co Cię otacza w miejscu, w którym tworzysz muzykę ma wiele do powiedzenia i zaoferowania. Kiedy tworzymy muzykę najpierw staramy się iść za ty pierwszym uczuciem jakie nam towarzyszy przy piosence i na nim budować cały utwór, zanim zaczniemy próbować zamieniać pomidor w jabłko, które z pozoru może i wyglądają podobnie, ale smakują zupełnie inaczej. To samo odnosi się do naszej muzyki. Jeśli nie pozostaniemy wierni utworowi to przy końcu spędzimy wiele godzin na próbach pokolorowania go różnymi niewłaściwymi kolorami. Ale jeśli chodzi o inspiracje to ja zawsze inspirowałem się tworzeniem muzyki. Czasem po prostu potrzeba więcej czasu, żeby odnaleźć odpowiedni kontekst w utworze, w którym nabierze on własnego życia.
Marcin: Co jest według Was najważniejsze w muzyce, jak ona powinna oddziaływać? Jakie uczucia chcecie przekazać słuchaczom?
Hans: Podoba mi się kiedy muzyka tworzy swój własny świat, w którym odzwierciedla samą siebie. Kiedy jej słuchasz zatapiasz się w ten świat i zostajesz w nim. Wówczas muzyka jest tam z Tobą i wtedy nie musisz zastanawiać się nad niczym, ani starać się zrozumieć tego co słyszysz i czy to ma w ogóle jakiś sens. Byłoby wspaniale, gdyby słuchacz odnajdywał swoje uczucia poprzez naszą muzykę.
Marcin: Proszę opowiedz nam o procesie tworzenia muzyki na Wasz album? Jak to wyglądało? Czy najpierw piszecie muzyką czy teksty?
Hans: Kiedy przygotowywaliśmy naszą muzykę zaczynaliśmy od strony instrumentalnej, a to była u nas bardzo wizualna forma, więc pozwalała na dalszą pracę nad obrazem utworu, który z czasem przynosił także odpowiedni tekst. Z wyjątkiem utworu „Animals”, który rzeczywiście napisałem w samolocie. Naprawdę boję się latać i któryś terapeuta powiedział mi, że powinienem postarać się opisać to co wtedy doświadczam i co przeżywam, a to mi pomoże. Co było oczywiście nonsensem, ale przynajmniej pozwoliło napisać słowa do piosenki.
Marcin: Powiedz mi jak bardzo ważne są dla Was i Waszej muzyki teksty utworów?
Hans: Teksty są ważne, jednak zamiast tworzyć muzykę wokół tekstu wolimy dać sobie więcej czasu na ich powstanie, tak aby tekst nabrał odpowiedniego kształtu i bardziej opisywał uczucia, których doświadczamy w związku z danym utworem i wyrażał nasze osobiste przemyślenia. Mam nadzieję, że udaje się nam to uzyskać i odpowiednio przekazać drugiej stronie.
Marcin: Wiem, że materiał na album „Pink boats” był miksowany w Sundlauginn Studio, ale opowiedz nam o wcześniejszym nagrywaniu utworów na ten album. Czy to faktycznie odbywało się w starych kościołach?
Hans: Pierwsze nagrania robiliśmy na wyspie Flatey, która jest bardzo odizolowanym miejscem, zamieszkanym w czasie zimy przez 4 osoby. Zatrzymaliśmy się tam na miesiąc na farmie i nagrywaliśmy materiał w starym kościele, który zbudowany jest z grubego betonu wytrzymującego ekstremalne zimowe wichury, co przyczyniło się do uzyskanego charakterystycznego brzmienia. Po tym niesamowitym doświadczeniu zdecydowaliśmy się nagrywać jedynie „w miejscach, które nam się podobały”. W związku z tym podróżowaliśmy wokół i odnajdywaliśmy wiele fajnych kościołów, które miały świetne brzmienie i odpowiednią atmosferę, nadającą się na nasz album. Skończyło się na tym, że nagraliśmy muzykę w sumie w dziewięciu kościołach, ale musieliśmy później znaleźć miejsce, żeby nagrać pianino, a kościoły mają tylko organy, więc znaleźliśmy jedno w starym domu, które brzmiało idealnie.
Marcin: Okładka Waszego debiutanckiego albumu odzwierciedla jego tytuł. Opowiedz o niej coś więcej np. co was wówczas inspirowało, czym sugerowaliście się przy jej wyborze i kto ją wykonał.
Hans: Okładkę zrobiła Thuridur Osk Smaradottir, nasza długoletnia przyjaciółka, która jest wspaniałą artystką. Zdecydowaliśmy się, że ona wykona okładkę do albumu, zanim jeszcze w ogóle zaczęliśmy tworzyć ten album. Podoba mi się jasność i prostota jej prac, a jednocześnie głębia, w której można odnaleźć wiele drobnych szczegółów i dobrze przemyślanych punktów.
Marcin: Przygotowaliście niezwykłe teledyski do utworów “Sleep” i “Animals”. Skąd się pojawiły takie pomysły?
Hans: Oh, dzięki. Zawsze mamy wiele pomysłów krążących gdzieś wokół i związanych z teledyskami, czasami są to pomysły dość drogie w realizacji, dlatego nie zawsze można pozwolić sobie na to, żeby tracić rozum i robić co się chce, a potem dopiero patrzeć co z tego wyszło. Wszystko musi być naprawdę dobrze zorganizowane i zaplanowane, aby później właściwie wyglądało.
Marcin: Obydwa teledyski reżyserował Ragnar Snorrason. Jak go poznaliście i dlaczego zdecydowaliście o tym, że to on będzie reżyserem Waszych wideoklipów?
Hans: Ragnar Snorrason stworzył sporo krótkometrażowych filmów i jeden z nich widziałem podczas festiwalu w Reykjaviku i bardzo spodobało mi się jego wizualne podejście. Więc po prostu zadzwoniliśmy do niego i umówiliśmy się na kawę, a potem pomysły zaczęły się same rozwijać. I obecnie wszyscy jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, Vigri i ekipa filmowa.
Marcin: Czy to prawda, że teledysk do utworu „Sleep” był pokazywany na wielu festiwalach filmowych na całym świecie?
Hans: Tak. Pojawiający się w teledysku popiół wulkaniczny niesławnego wulkanu Eyjafjallarjökull sprawił, że niektórzy ludzie byli bardziej podekscytowani tym faktem niż tym, że jest to zwykły teledysk z Islandii.
Marcin: Czym się obecnie zajmujecie? Macie już jakieś muzyczne plany na przyszłość?
Hans: Obecnie jesteśmy na dobrej drodze w przygotowaniach nowego albumu. Jesteśmy tym bardzo podekscytowani. Proces tworzenia tego albumu wyglądał zupełnie inaczej i dzięki temu mocno mogliśmy się na nim skoncentrować. Temat muzyczny na albumie jest podzielony na dwie odmienne części, zaprzeczające sobie nawzajem. Więc mieliśmy z tym dużo zabawy. Mam nadzieję, że niebawem uda nam się go zakończyć. Poza tym gramy wiele koncertów. Mamy także nadzieję, że uda nam się zagrać kilka koncertów w Europie w przyszłym roku.
Marcin: Czego nowego możemy się spodziewać w brzmieniu Vigri w przyszłości?
Hans: To ciężko powiedzieć. W tym momencie eksperymentujemy ze starym magnetofonem kasetowym i kilkoma takimi nagraniami. Dają one charakterystyczny dźwięk, który jest bardzo trudny do odtworzenia w cyfrowym środowisku. Ale myślę, że rozwinęliśmy się trochę od czasu ostatniego albumu i tamtego brzmienia, więc nie możemy się doczekać, kiedy ludzie posłuchają nowego materiału.
Marcin: Jak opisałbyś islandzką scenę muzyczną? Jest jakaś różnica pomiędzy nią, a resztą świata?
Hans: W Islandii ta muzyczna scena jest bardzo żywa. Najważniejsze jest jednak to, że artyści często robią to, co chcą robić i robią to dla siebie, bez zastanawiania się nad komercyjnym sukcesem, bo Islandia jest niewielka. Ale myślę, że tego typu artyści są wszędzie, którzy są gotowi do ciężkiej pracy na rzecz swojej wizji i robią to w sposób w jaki to czują i widzą, dlatego nie uważam, żeby Islandia była w tym wyjątkiem.