7. Hún jörð
MATKA ZIEMIA pokochała Islandię tak gorąco, że podarowała jej dużo wulkanów. Na wyspie i sąsiednich wysepkach znajduje się ponad 130 wulkanów, z czego większość koncentruje się na południu kraju i w centrum, co jest jedną z wielu przyczyn osiedlenia głównie w partiach przybrzeżnych. Jeśli chodzi o zagrożenia naturalne, nie ma reguły: mogą to być zarówno trzęsienia ziemi wynikające z położenia geologicznego wyspy, a także lawiny śnieżne czy powodzie lodowcowe (jökulhlaup), będące nierzadko następstwem wypływu wrzącej lawy rozpuszczającej lód. Samej lawy z erupcji w ciągu ostatnich 500 lat na Islandii było tyle, że stanowiło to połowę ilości ze wszystkich innych wulkanów na świecie w tym czasie. I choć od momentu zasiedlenia wyspy mniej niż 50 wulkanów na wyspie zaakcentowało swoją obecność, a dzisiaj czynnych jest ich tylko 26, część wybuchów była na tyle poważna, że zapisała się tak w historii państwa, jak i Europy.
Zacznijmy od islandzkiego celebryty, wulkanu Eyjafjallajökull, dzięki któremu Islandia nie schodziła z ust wszystkich europejskich dziennikarzy i przewoźników przez kilkanaście dni kwietnia 2010 roku.
Ten wulkan podlodowcowy, czyli przykryty lodowcem o powierzchni 107 km2, dotąd wybuchał już czterokrotnie, zazwyczaj na spółkę z leżącym nieopodal kraterem Katla. Erupcja z 2010 roku była na tyle szczęśliwa, że nie obudziła sąsiada, dzięki temu straty był naprawdę niewielkie w porównaniu z poprzednimi aktywnościami – nie było ofiar w ludziach, jedynie trzeba było ewakuować pobliskie wsie. Emisja pyłów wulkanicznych do atmosfery i ich przedostanie się nad kontynentalną Europę zachmurzyło jedynie pasażerów lotniczych, których kwieciste wypowiedzi na temat Islandii i jej mieszkańców (szczególnie wymowa nazwy wulkanu) śmieszyły Islandczyków przez kolejne miesiące.
Bowiem to nie pierwszy raz, kiedy islandzka przyroda ma tak widoczny wpływ na życie codziennie Europejczyków. W historii odnotowano jeszcze jedną głośną erupcję, która miała miejsce 8 czerwca 1784 roku i trwała właściwie przez cały rok. Mowa o dwukrotnie niższym od Eyjafjallajökull wulkanie Laki, którego wybuch uznaje się za jeden z najpotężniejszych w dziejach świata, o czym świadczy chociażby nadanie mu specjalnej nazwy Skaftáreldar, czyli rzeki ognia. Lawa wydostawała się z 130 kraterów i zajęła powierzchnię ponad 500 km2, czego pamiątką jest rozległe pole, które mijam jadąc autostradą.
Ale to nie jedyne skutki tej erupcji; w wyniku zanieczyszczenia terenów rolniczych wymarło ponad 80 tys. owiec oraz pogłowie bydła zmniejszyło się o połowę, co pociągnęło za sobą głód i śmierć około 20 tys. mieszkańców. Chmura pyłu dotarła nad Europę Środkową, w Berlinie z nieba spadał pył, zaś we Francji zapanował nieurodzaj, co wedle panującego na Islandii przekonania, przerodziło się ostatecznie w przyczynę rewolucji.
Do kolekcji warto dodać jeszcze najbardziej aktywny wulkan Islandii – Heklę, który mierząc 1491 m n.p.m., pełni także rolę najwyższego czynnego wulkanu na wyspie. Jego pierwszą erupcję odnotowano w roku 1104, potem wybuchy powtarzały się mniej więcej co kilkanaście lat, jedne trwały przez kilka dni, inne niemal rok.
Trudno przewidzieć, kiedy Hekla znów się odezwie, ale najgorzej, jeśli milczy zbyt długo, bo to zwiastuje potężny wybuch. Zazwyczaj straty są niewielkie – choć wulkan znajduje się niedaleko brzegu, czyli miejsc zamieszkałych, ze względu na jego oczywiste niebezpieczeństwo u jego podnóży nie rozwinęła się żadna większa osada, stąd erupcje nie przynoszą wielu ofiar. Mimo to Hekla już od średniowiecza wyjątkowo przeraża mieszkańców Islandii, którzy nazywają wulkan „bramą do piekieł”. W świetle mitologii nordyckiej porównanie to nie jest bez znaczenia, ponieważ z tym wulkanem wiąże się zapowiedźo apokalipsie – jej początkiem ma być przybycie z otchłani Surtra (odpowiednika rzymskiego Wulkana), który swoim ognistym mieczem zabije Frejra, boga obfitości, tym samym przyczyniając się do zagłady świata.
Lecz skoro jeszcze ów świat istnieje, zachwyćmy się jego urodą. Puste pola w okolicach wulkanów stały się domem dla niewielu, ale jednak kilku, gatunków roślin i zwierząt. Flora islandzka jest bardzo uboga, dominują łąki i tundra, czasem karłowate drzewka, ale na próżno szukać tu lasów – lokalny dowcip głosi nawet, że jeśli zgubisz się w lesie, to po prostu podnieś się. Byłoby jednak niesprawiedliwym powiedzieć, że drzew nie ma w ogóle; jest szansa zobaczyć jarzębiny, wierzby, jałowce i brzozy (w końcu imię Björk od czegoś wziąć się musiało). Jeśli chodzi o zwierzęta na Islandii, ląd zamieszkują głównie gryzonie, ale także zwierzęta typowe dla terenów subarktycznych: foki, renifery, sezonowo niedźwiedzie polarne.
Są też gatunki, których nazwy świadczą o islandzkim rodowodzie. Na przykład owczarek islandzki (Íslenskur fjárhundur), pies pasterski towarzyszący pierwszym osadnikom. Co prawda nie występuje już w swym naturalnym środowisku, ale jego rasa została odtworzona przez hodowców i figuruje wśród psów o radosnym usposobieniu i znoszących najtrudniejsze warunki, może posilić się nawet rybą!
Innym oryginalnym zwierzęciem Islandii jest kuc islandzki (Íslenski hesturinn), który powstał na skutek skrzyżowania różnych koni sprowadzanych na wyspę.
W 982 roku Althing postanowił jednak zredukować ilość genów w obiegu i zakazał przywożenia koni na Islandię, dzięki czemu rasa wykształciła się przez tysiąclecie bez późniejszych domieszek. Konie były nie tylko niezbędne do codziennej pracy na wyspie, ale stanowiły także obiekt kultu – niejaki odpowiednik kreteńskiego byka. W mitologii nordyckiej wielokrotnie pojawia się postać konia; jeden z nich wyznaczył nawet miejsce wybudowania pierwszej osady na wyspie.
Islandię zamieszkuje również ponad 100 gatunków ptaków. Najchętniej kojarzonymi z wyspą są niepozorne maskonury, które można oglądać głównie na małych wysepkach niezamieszkałych przez człowieka. Te śliczne stworzonka mogłabym obserwować godzinami. Jeśli tylko na mojej drodze pojawią się maskonury, zaczynam żmudny proces oswajania i sesje zdjęciowe, dlatego wybaczcie mi, ale na mnie już pora.
P.s. Moja podróż na Islandię odbyła się w wyobraźni, z przewodnikami w ręku i muzyką Sigur Rós na uszach. Wszelkie powielane tu stereotypy czy błędne wyobrażenia zamierzam zweryfikować podczas prawdziwej wyprawy na wyspę.