Nazwałam Tungl (Księżyc) najlepszym zespołem na Islandii. Koniec. Kropka. Nic więcej.
Nie dlatego, że są dobrymi przyjaciółmi, którzy znają się bardzo długo (normalnie, jak dla mnie jest to często czynnik zniżający respekt, kiedy to ludzie podejmują się projektów wciąż z tymi samymi osobami), ani dlatego, że są bardzo doświadczonymi muzykami.
Nazwałam ich tak dlatego, że jest to najbardziej szczery projekt, jaki możesz tu usłyszeć.
Będąc otoczonym przez średniego gatunku plagiatorów i naśladowców stylu Indie-folk-rocka, których nie można już od siebie odróżnić, kolejne podróbki stylu śpiewania Björk oraz kapele, które desperacko chcą się wybić na wtórnym i maksymalnym wykorzystaniu islandzkiego brzmienia (czyli wszystkiego ze smutnymi smyczkami w tle, pianinem nastrojonym w bemolu i może jakąś gitarą akustyczną).
Tungl to trio, gdzie różne charaktery spotykają się i gotują pyszny wywar z czegoś, co gra im na
co dzień w duszach. To, czym oddychają. To, co wibruje w zakamarkach ich osobowości. Błysk w ich oczach.
Bjarni M. Sigurðarson to legendarny gitarzysta z kultowego na Islandii oraz w międzynarodowych środowiskach zespołu Mínus. Był także zaangażowany w kapele takie jak Esja, The 59’s, kowerowe kapele Metallica i The Rolling Stones, nagrał album z Thorunn Antonią oraz nagrał gościnnie kilka riffów gitarowych na albumach wielu artystów islandzkich). Pracuje teraz także nad płytą, razem z Frostim Gringo, we współpracy z wokalistką z Teksasu, Moji Abiola. Jest duszą każdego zespołu, którego jest członkiem.
Frosti Gringo to perkusista w kilku projektach: w industrialnym zespole Legend, w Esja oraz Moji and The White Crows. Jest także artystą solowym i filmowcem. Człowiek orkiestra. Szwendacz. Krew zespołu.
Birgir Ísleifur Gunnlaugsson to najbardziej tajemnicza postać w grupie. To on pisze piosenki i je śpiewa. Był członkiem The Rolling Stones tribute (Stóns). Także jest filmowcem. Głowa rodziny z ciepłym usposobieniem. Serce grupy Tungl.
Byłam jedną z pierwszych szczęśliwych, którzy mogli posłuchać ich pierwszego utworu, „Miles Ahead”, i pamiętam to doświadczenie, jakby to było przed chwilą: już sam dźwięk pianina powiedział mi, że za chwilę wyruszę w podróż, której nie mogłam nawet oczekiwać. A potem z każdą minutą moje oczy stawały się większe, a w mojej głowie jedno pytanie stawało się coraz głośniejsze: TO POCHODZI Z ISLANDII?!
Ich sentymentalny i nostalgiczny klimat lat 70-tych miesza się z nowoczesnym feelingiem wędrowcy oraz ciepłem południowo-amerykańskiej wsi. Tym jest Tungl, jak dla mnie.
Postanowiłam zadać im kilka pytań i otrzymać dogłębny wgląd w tą cudowną kolaborację. Spotkaliśmy się w lokalnym barze z whisky i mieliśmy zabawną rozmowę o trójkątach, parku jurajskim rock’n’rolla, wymiotowaniu oraz malowidłach z penisami autorstwa taty Biggiego.
Oto ona:
Wiktoria Joanna: Powiedzcie mi, jak się poznaliście?
Bjarni: …
Frosti: o ja…. Niech pomyślę… Nie wiem: ja i Bjarni znaliśmy się od wielu lat, odkąd byliśmy nastolatkami… Biggi… Poznaliśmy go przez znajomych.
Bjarni: Wszystko jest teraz zamazane. To było jakieś 10 lat temu.
Frosti: To jest małe miejsce – wszyscy się znają przez wspólnych znajomych i imprezy. Mieliśmy wspólnych znajomych i poznaliśmy Biggiego i chcieliśmy poznać go lepiej no i oczywiście mieliśmy tę kapelę z kowerami Stonesów, tak dla jaj, i wtedy poznaliśmy się dogłębnie i zdaliśmy sobie sprawę z tego, że możemy zrobić razem wiele dobrych rzeczy. Ale przed tym, to zabawna historia: ja i Bjarni pochodzimy z innych środowisk muzycznych, wiesz, bardziej heavy metal, no i znaliśmy się dłużej. Myślę, że wypowiadam się za nas obu, gdy mówię, że nigdy nie pomyśleliśmy nawet, żeby robić muzykę z Biggi. Ale kiedy zaczęliśmy robić rożne rzeczy razem, jak na przykład nagrywanie muzyki do seriali, wtedy poznaliśmy go od środka i zostaliśmy przyjaciółmi i to właśnie wtedy zawsze to wszystko się zazębia. Że to mogłoby zadziałać, zwłaszcza, że mamy rożne doświadczenia i to sprawia, że jest to ciekawe i zabawne.
WJ: Więc kiedy narodził się koncept Tungl?
Bjarni: Zaraz po tym, jak nagraliśmy coś po raz pierwszy dla serialu Andri Á Flandri. Zrobiliśmy soundtrack do tego serialu. Następnie nagraliśmy kawałek do filmu krótkometrażowego dla Vesturport no i tak… to jest po prostu tak naturalne dla nas, żeby pracować razem. Nie ma egocentrycznych konfliktów, bo każdy ma określone zadanie, ale nadal wnosi więcej do całego projektu i atmosfera jest o wiele fajniejsza, kiedy jesteś w trio. Dlatego, że wtedy możesz usłyszeć odrębność charakterów każdego z nas lepiej. Ten projekt był na tapecie przez wiele lat, bo pamiętam Biggi wysyłał mi wcześniej piosenki, ale żadna z nich nie znalazła się na nagraniu i nie pracujemy już nad nimi ani nic…
Biggi: Tak! Wtedy mieliśmy pomysł na… muzykę country z psychodelicznym twistem (wszyscy śmiech). Taki był pierworodny pomysł, ale teraz bym tak tego nie nazwał.
Frosti: To ekscytujące, bo piosenki przychodzą od Biggiego a potem trafiają do obróbki przez Maszynę a potem we trójkę je gramy i wychodzi coś zupełnie innego niż oryginał. Mam nadzieję, że on się tym delektuje. Ja tak. Ponieważ ja i Bjarni wkładamy siebie w jego ręce.
Bjarni: Wiesz co, jeśli chcesz mieć dobry zespół, musisz mieć zgraną jednostkę, w której wszyscy chcą być najlepsi dla siebie samych.
WJ: Więc pozwalacie sobie na wymieszanie waszych odrębności w jedną całość?
Bjarni: Tak i dlatego nie mieliśmy jeszcze różnic w opiniach, które mogły by zagrozić wszystkiemu, bo tak naprawdę jesteśmy otwarci na wszystko.
WJ: Jesteście dla siebie wyrozumiali?
Bjarni: Tak, czasami aż zanadto! (Śmiech) Dlatego to zajmuje tak dużo czasu, nikt nikogo nie naciska i…
Frosti: To jest także interesujący proces, ponieważ gdy byliśmy młodzi w zespołach, jedyną rzeczą, jaką mogłeś zrobić było naciśnięcie przycisku z nagrywaniem na kaseciaku i odsłuchać to ewentualnie w domu i tak wszystko gównianie brzmiało. Ale dzisiejsza technologia pozwala ci na robienie czego tylko, k****, zechcesz: czasami piosenki przybierają rożne kształty przez 3 miesiące – Biggi nam coś wysyła, a my dodajemy i zmieniamy pewne rzeczy i wszyscy myślą: co to k****? Wiesz, to interesujący proces, bardzo tripowy. Więc kiedy już słyszysz wersję finalną, to jest TO.
WJ: Więc, krótko mówiąc, kreujecie muzykę z duszą…
Bjarni: Przynajmniej się staramy.
Frosti: Krew, pot, łzy i dusza…
WJ: No i tak to powinno wyglądać! Powiedzcie mi coś na temat waszej pierwszej piosenki, „Miles Ahead”. Ona ma 7 czy 8 minut. Jak czuliście się z wydaniem piosenki, która jest TAK długa, niezbyt przyjazna dla radia?
Frosti: Świetnie!
Biggi: Wiesz, to było mniej więcej w tym samym czasie, co drugą piosenkę, „The Wild Ones” i pomysł był taki, aby pokazać ludziom, że jesteśmy czymś więcej i na co nas stać, więc nie martwiliśmy się tym, czy dostaniemy jakiś czas antenowy. Uważam, że to świetna piosenka.
WJ: Zaprosiliście także innych ludzi do współpracy i nagraliście wokale wspierające. Kto wpadł na ten pomysł?
Frosti: Axl Rose (wszyscy śmiech). Nie wiem. To tak, jak słuchasz swojego materiału, a potem ktoś inny tego słucha i mówi: hej, fajnie by było, gdybyście to dorzucili. A potem dowiadujesz się, że znasz ludzi, którzy mogliby to dla ciebie to zrobić o robicie to i piosenka się zmienia.
WJ: Uważam, że to genialne, ponieważ jest to wymierająca praktyka. Ponieważ ludzie mogą teraz loopować swój własny głos i nagrywać go wtórnie. Rzadko zaprasza się innych do współpracy i jest to interesujące, że wy to zrobiliście.
Biggi: Tak, chcieliśmy dodać do tego innej barwy. Ale nie zrobiliśmy tego dlatego, że tak robiono dawniej, ale dlatego, że przyszło to do nas naturalnie, na zasadzie: oczywiście! Oczywiście, że tego potrzebujemy!
Bjarni: No i tak, jak powiedziałem wcześniej, jako trio wkładamy to, co jest naszym największym atrybutem, ale kiedy ktoś wchodzi z jakimś pomysłem, nie ważne, czy to wokal wspierający czy też puzon, nikt nie powie nie. Zawsze jest: tak! (Śmiech) Glownym problemem zespołu jest to, że zawsze wszyscy są na tak. Więc robimy to i nie ma presji ani zgrzytów, co jest dziwne, jak na bycie w zespole.
Frosti: Droga jest celem, stary!
Bjarni: To jest dla mnie nowe, i dla nich pewnie też, że nie ma zgrzytów, masz inny vibe, bo nie ma dyktatora w grupie, który poprowadziłby to w jakimś kierunku. A ten, który powinien być tym dyktatorem mówi: nie, zróbmy to w swoim czasie…
Frosti: Nie jesteśmy zespołem nastawionym na dobrnięcie do celu.
WJ: Co jest także dobre!
Frosti: Tak, bo w tych czasach, wiesz, muzyka którą kochamy to lata 60-te i 70-te, ale chcemy też dołożyć do tego coś od siebie, coś nowoczesnego. Kiedyś mogłeś nagrać album i pojechać w trasę i nadawalibyśmy się do tego idealnie, ale dzisiaj to tak nie działa. Więc pracujemy jak najlepiej z tym, co mamy…
Bjarni: To jak Park Jurajski rock’n’rolla…
Frosti: Wiesz, 30 lat później, załóżmy, że nie nagramy albumu, ale cała ta przestrzeń pomiędzy, robilibyśmy coś: tworzylibyśmy, wchodzili w interakcje, grali… To było by to, wiesz. Jesteśmy urodzeni po to, żeby robić muzykę.
Bjarni: Jesteśmy dosyć starzy na islandzkim rynku muzycznym i wiemy, że nie będziemy zarabiać pieniędzy na wydawaniu płyt, więc nie mamy czynnika, który zagroziłby temu, co robimy. Bo gówno nas obchodzi, co robią inne zespoły. Więc jest to oczyszczające, ale także spowalniające, bo nie masz presji, żeby skończyć, co już zacząłeś.
WJ: Ale wydaliście już 4 piosenki. To epka.
Biggi: The Beta Band, nasz pierwszy album był kolekcją epek, który nazywał się „The Tnree EP’s”. Więc mamy już jedną, brakuje nam jeszcze dwóch! (Śmiech)
WJ: Totalnie! Niewielu tak robi, ale jest to odświeżające!
Bjarni: Tak, kiedy twój pierwszy album zatytułowany jest „The best of” nic nie może pójść źle (śmiech)
Frosti: Muszę też powiedzieć, graliśmy muzykę całe nasze życie, wiec kiedy dojdziesz już do tego wieku, jak późna trzydziestka…
Bjarni: Późna trzydziestka?! Że co?
Frosti: Mam 35 lat!
Bjarni: Nadal jesteś we wczesnej trzydziestce!
Frosti: No dobra, po trzydziestce, niech będzie! Kiedy dochodzisz do tego wieku, życie staje na drodze. Siedząc przy tym stole, wszyscy chcemy tylko grać muzykę, ale życie staje na drodze, wiesz. Więc myślę, że i tak robimy niezły szum. Biggi i Bjarni mają dzieci, życie…
Bjarni: Muszę przyznać, że moglibyśmy być nieco szybsi. Właściwie to mamy spotkanie. Będziemy szybsi.
Biggi: Przyspiesz to.
Bjarni: Tak z 45 na 33!
WJ: Tak, czekam na więcej koncertów.
Frosti: No co, tak już jest, robią ze mną wywiad dla Polski, stary!
WJ: Kocham wywiady-rzeki. Ludzie mówią to, co im leży na sercu. Ale kto pisze teksty?
Biggi: Ja.
WJ: Co ma na ciebie największy wpływ, gdy piszesz? Jaki proces się za tym kryje?
Biggi: To trudny proces dla mnie. Zawsze piszę teksty w pierwszej osobie, ale staram się czerpać z mojego otoczenia. Odbijać charaktery.
WJ: Więc przyjmujesz na siebie rolę.
Biggi: Tak, tak jak w „Miles Ahead”, to piosenka o człowieku, zakłopotanym człowieku, który stracił żonę, ale nadal ją czasem widzi…
Bjarni: On właściwie pisze bardzo dobre teksty, dlatego z nim pracujemy. On tak jakoś sam nie dostrzega, że jego słowa mają charakter uniwersalny. Mam na myśli to, że mogę się do nich odnieść, nawet jeśli jego życie różni się od mojego. I w tym tkwi magia. Dlatego powinien trochę wyczilować z pogłosem, żebyśmy słyszeli, o czym śpiewa.
Frosti: To zabawne czasem, gdy siedzisz w domu po kilku piwach i słuchasz jakichś piosenek i tekst cię uderza. Tak jak słuchasz innych zespołów. Bo kiedy jesteś w kapeli, po jakimś czasie teksty cię już nudzą. Ale z jego tekstami jest tak… Nie słyszałeś ich tak naprawdę, albo nie przywiązywałeś do nich wcześniej uwagi, a potem dostajesz te małe łezki w oczach i mówisz: „Aargh.. Zadzwonię do niego! Kurwa, jest piąta rano… I tak do niego zadzwonię!”. To świetna motywacja. K****…
Bjarni: On przemawia do mnie, ja przemawiam do niego. To jest vice versa. To jest ten atut bycia w trio. Możemy zatrudnić ludzi z zewnątrz, żeby coś dla nas zrobili, ale…
Frosti: Podoba nam się okładka z „The Dark Side Of The Moon”.
Bjarni: Trójkąt.
Frosti: My jesteśmy tą okładką!
Biggi: Do tanga trzeba trojga.
Bjarni: Do trójkąta trzeba trojga (śmiech)
WJ: Piszesz teksty od dawna, Biggi?
Biggi: Kiedyś chciałem być pisarzem. Kiedy miałem 5 lat, chciałem być pisarzem. Ale zostałem filmowcem. I zawsze kochałem muzykę. Nigdy nie chciałem być kimś innym, tak jak… prawnikiem, tak jak mój ojciec (śmiech)
Bjarni: Mój ojciec też jest prawnikiem. I zawsze myślałem: on jest prawnikiem a ja nie chcę takiego życia.
Biggi: Nigdy nie chciałem być w pracy, która dałaby mi dużo pieniędzy.
Bjarni: Brak pieniędzy czyni sztukę.
WJ: Mówimy w Polsce, że głodny artysta to płodny artysta.
Bjarni: Głodni ludzie robią piękne, desperackie rzeczy. Oni wprowadzają wszystko w życie.
Biggi: Teraz myślę, że mój tata chciał być artystą. On swietnie rysuje. Może któregoś dnia wyjdzie z garnituru prawnika i zostanie malarzem. On maluje te dziwne obrazy. Rysowałem dużo i czerpałem inspiracje od niego, ponieważ jego rzeczy były bardzo śmieszne i zadziwiające w jakiś dziwny sposób. Biggi zawsze rysował penisy i takie tam… (wszyscy śmiech).
Frosti: Penisy z oczami.
Biggi: Penisy z małymi oczkami i małymi rączkami.
WJ: Frosti, ty także jesteś filmowcem. Co było pierwsze: muzyka czy film?
Frosti: Muzyka.
WJ: Więc co wciągnęło cię w film?
Frosti: Nie wiem. To chyba był ten film dokumentalny pod tytułem „Lalli Johns” o tym bezdomnym islandzkim pijaku. Nigdy wcześniej nie widziałem takiego filmu o tzw „muszę na ścianie”. Zawsze interesowały mnie filmy wiesz, kiedy wracasz ze szkoły i masz te 4 godziny zanim twoi rodzice wrócą do domu, kiedy możesz iść do wypożyczalni i wziąć sobie film zakazany dla ciebie, bo nie masz jeszcze szesnastu lat, ale trochę znasz ekspedienta, ale, k****… Muzyka. Zawsze. To takie dziwne.
WJ: Zawsze byłeś perkusistą?
Frosti: Nie, zacząłem od grania na gitarze, dla zabawy, ale zawsze umiałem walić w gary. Nigdy nie grałem wcześniej na perkusji, ale byłem lepszy niż koleś w zespole, więc go wykopali i ja zacząłem grać w tym Nirvanopodobnym zespole grunge’owym z Aggim z Lights On A Highway, nazywało się to Gaur. To była zawsze muzyka. Myślę, że to przez moich braci, oni zawsze słuchali muzyki. Nie wiem. Wybierasz swoją ścieżkę tak wcześnie a potem musisz się z tym mierzyć. Bo nie pasujesz do reszty. Tak jak z artystami. To wrażliwi ludzie na specjalne okazje, nieprzystosowani do codziennego życia.
WJ: Też tak uważam. A co z tobą, Bjarni, kiedy zacząłeś grać?
Bjarni: Bardzo wcześnie. Pochodzę z małego miasteczka, tak jak Frosti, z przedmieścia i nie było nic innego do roboty. Ale moi starsi koledzy i kuzyni słuchali metalu, więc przyciągnęło mnie w tym kierunku. Byłem 5-6 lat młodszy i słuchałem Metallica i Death i to mnie rozjebało na resztę życia (śmiech)
Frosti: Twoja ścieżka została wybrana, synu…
Bjarni: Kiedy miałem 10 lat, zrobiłem sobie listę rzeczy, które chciałbym w życiu zrobić: zagrać z Metallica i nagrać album w Los Angeles. Już to zrobiłem i nadal szukam kolejnych celów.
WJ: A kiedy chwyciłeś za gitarę?
Bjarni: Gdy miałem 10 albo 11 lat. Chciałem być perkusistą, ale gitara lepiej wyglądała. Prosta, normalna historia, o kimś, kto wybiera gitarę. Ja porostu nigdy się nie poddałem. I oto jestem teraz tutaj, udzielając wywiadu dla Polski.
Frosti: Ale tak jak powiedziałem wcześniej z nagrywaniem albumu. Jeśli nie nagramy go w ciągu najbliższych dwudziestu lat: jeśli zawsze szukasz końcowego celu, możesz przegapić wszystko to, co dzieje się pomiędzy.
Bjarni: Ja ciągle coś robię. Ciągle się czymś zajmuję. Nie ma we mnie mechanizmu, który by sprawiał, że chciałbym być sławny i bogaty.
WJ: Naprawdę chcesz robić to, co kochasz.
Bjarni: To tak jak… jeśli chce ci się wymiotować, nie możesz tego powstrzymać. Musisz to wypuścić. Nic na to nie poradzisz.
WJ: Co powiedzielibyście jest głównym przekazem Tungl?
Frosti: Nie mamy przekazu. Jeszcze.
Bjarni: Po prostu robić zajebistą muzykę.
Frosti: Ja mam przekaz, ale nie wiem, czy to jest też ich przekaz. Nie jestem pewien.
WJ: No ok, ale ty, co chciałbyś wyrazić przez granie z Tungl?
Frosti: Dla mnie, osobiście, kiedy gram z nimi czuję się lepszą osobą. Robię świetną muzykę z ludźmi, którzy są sensowni. To sprawia, że czuję się lepiej, gdy idę w nocy spać. Chciałbym robić to całymi dniami, codziennie, ale wiesz. To tak jak z chodzeniem na siłownię albo ćwiczeniem karate. To jest tak samo. Jeśli robią coś z pasją, to wypełnia ci życie.
Bjarni: Dla mnie jest to naturalne, żeby to robić. Nie muszę tego robić, ale to robię. I zawsze się zastanawiam, dlaczego. Ciężko odpowiedzieć na pytanie, dlaczego robisz rzeczy, do których czujesz popęd. To jak opryszczka – nigdy nie odchodzi.
Biggi: Wspaniale jest być w kapeli, w której nie trzeba wiele, aby czuć, że jest się w najlepszym zespole świata. Po prostu to uczucie.
Bjarni: Ale musisz mieć to uczucie. Musisz wierzyć, że jesteś najlepszy właśnie w tym momencie, a zwątpienie przychodzi później. Jeśli dostaniesz to uczucie, to fantastyczne.
Biggi: Nie byłoby sensu nad tym pracować bez tego uczucia.
Frosti: To byłby nasz przekaz dla ludzi, zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Czasami tracisz skupienie nad tym, co jest naprawdę ważne. Ludzie są tak… mają umysły nastawione na wszystko, co daje tylko złe odczucia: płacenie podatków, zbieranie pieniędzy bla bla bla a są rzeczy takie, jak ten projekt, które zostają zapchane na boczny tor. Moglibyśmy zmienić nasze skupienie… Bo żyjemy w społeczeństwie, które żyje na echu zasad przyjętych setki lat temu a nie musi wcale tak być.
Bjarni: I nie chcesz tego zamieniać na… Ummm… Straciłem wątek, jak nasz premier Sígmundur Davið (wszyscy śmiech). Co próbuję powiedzieć to to, że artyści dzisiaj muszą być tak samo dobrzy w aktywności w mediach socjalnych jak z własną muzyką. Ale ja wybieram muzykę i wali mnie cała reszta. Ale to nie jest opcja, jeśli chcesz żyć z muzyki. Dlatego musisz pisać statusy i wysyłać snapczaty. Ale, fuck off. Ja wybieram muzykę. Niektórzy mają heroinę, ja mam muzykę.
WJ: Co chcielibyście powiedzieć waszym polskim fanom, bo będziecie ich mieć wielu?
Bjarni: Zaproście nas!
Frosti: Zaproście nas, a my pokażemy wam dobrą zabawę!
WJ: Dzięki za rozmowę i do zobaczenia na koncercie, tak szybko, jak to tylko możliwe!!
Rozmawiała: Wiktoria Joanna Ginter
Zdjęcia: Ómar Sverrison